niedziela, 15 listopada 2015

Słowność- archaizm totalny.

Słowność i punktualność- archaizmy. Nieznane współczesnym ludziom relikty ubiegłych epok. Rozumieć te słowa, to już coś niezwykłego. A posiadać te cechy? Coś ekscentrycznego.

Zapytaj młodzież czym jest szacunek- od razu Cię poprawią, że nie szacunek, a szacun i to jest wtedy jak Ci nikt nie podskoczy. Yhym... Szacun może na tym polega, ale to nie jest szacunek.



Słowność.
Robić sobie z gęby dupę można dzisiaj bez skrępowania i to jest pewien styl, trend, mówią nawet, że podstawowe prawo. Nie przeczę, każdy ma prawo być kim chce, żyć jak umie. Dziwię się tylko, że pozostali łykają ten kit bez oporu.
Pamiętam to jeszcze z dzieciństwa, że jak się człowiek na coś umawiał, to za wszelką cenę starał się dotrzymać, a jak nie dotrzymał, to się musiał wstydzić, inni się obrażali. Nie, nie- tak nie wolno, nikogo nie należy piętnować... nawet jeśli za nic ma innych, ich czas, zaangażowanie i nerwy.
Każdy ma prawo zmienić zdanie. Wczoraj się umówił, dziś mu coś wypadło- co to za tragedia? Żadna, jeśli nie zapomniał, w którym żyje wieku i że już wymyślono coś tak niezwykłego jak zmieniacz ustaleń w wygodnej formie telefonu- i to nawet komórkowego.
No tak... ale czemuż dręczyć ludzi? Nie nadymaj się, głupia. Przecież nikt nie ma obowiązku przejmować się Twoimi planami, każdy ma swoje życie. Brawo, ale jeśli chce, bym była choć najmniejszą częścią tego życia, niech mnie szanuje! Niech mówi prawdę! Niech słów na wiatr nie rzuca- szczególnie niepytany! Niech zobaczy cokolwiek poza swoim chwilowym, chwiejnym i zmiennym "widzi mi się".
Bardzo rzadko żądam obietnic, bo obietnicą swego rodzaju jest dla mnie każde wypowiedziane zdanie.
Jeśli ktoś mówi: "przyjdę", "zrobię", "przyniosę" itd., itp.- to liczę na niego.

Nie mogę wręcz uwierzyć jak często ludzie pokazują mi, że się mylę w tym względzie, że słowa nie mają znaczenia, że nawet poparta dokumentem deklaracja to jeszcze nic pewnego.
Zastanawiam się, czy fakt, że ktoś co pięć minut zmienia zdanie jest objawem tzw. myślenia na głos- ergo w sumie dowód zaufania, że myśli właśnie przy mnie... czy może niezdecydowania własnego danego delikwenta- ergo niedojrzałości jego i nieznajomości własnych poglądów, nieumiejętności kreowania własnych planów... W obu przypadkach jednakowoż, uważam- i nie podejrzewam, bym szybko zmieniła zdanie- jest to brak szacunku do samego siebie. Jeśli bowiem sam nie traktujesz poważnie swoich słów, jak możesz żądać, by inni traktowali je poważnie?
Objawem całkowitej labilności i miotających człowiekiem sprzeczności są dla mnie sytuacje, gdy ktoś równie poważnym tonem wygłasza rozkazy i polecenia oraz wyraża swoiste przemyślenia. No i podwładny/dziecko/współpracownik/małżonek czuje, że się musi z tego zadania wywiązać, bo będzie bura, a bura jest tak czy inaczej, bo to myśl była, a nie polecenie, i już się zmieniło... OK, jeśli się zmieniło na lepsze... na mądrzejsze, ale z łaski swojej... nie miej pretensji do ludzi o to, że Cię słuchają!

Słowność. Trudny temat, bo jeśli nie dotrzymujemy obietnic danych sobie, to tych, danych innym tym bardziej... Bo jeśli wiążąca jest tylko obietnica, to cóż mają znaczyć zwykłe słowa, których tyle przecież pada w ciągu każdego dnia?
Słowność. Kiedyś była powszechna. Dziś... Dziś chyba jest... dziwna.


Punktualność.
O punktualności można dziś już tylko bajki opowiadać. Niestety, zamiera ten dziwny obyczaj przychodzenia na umówioną godzinę, wykonywania zobowiązań w terminie. Powód jest zrozumiały: bo po co się napinać?
Może po to, by kogoś i siebie uszanować? Ho, ho- tu przesadziłam: kto dzisiaj się szanuje? Niemodne to jest, passe. Jakoś moda nie podciągnęła pod vintage zachowań pożądanych- a szkoda.
Nie potrafię pojąć zachowań osób, które niepytane, nieproszone, nie pod naciskiem- same z siebie strzelają hasłami z rozdziału "ja Ci pomogę" a potem nie pamiętają, nie chce im się, więc po prostu to odkładają, nie przejmują się czasem, bo nikt im nie zapłaci, a jak zapłaci, to przecież świat się nie przenicuje przez małe/średnie/nie tak znowu ogromne opóźnienie. Nie przenicuje się, bo już jest tak odwrócony, że słabo go rozumiem.

Jeśli poświęcam komuś czas, to oczekuję, że on mi będzie wdzięczny. Tak, oczekuję tego. Nie jestem pierwszorzędną zołzą- po prostu staram się mieć do siebie szacunek.


Do tej pory tolerowałam wśród przyjaciół takie lekceważenie- tłumaczyłam ich i ładowałam frustrację do wewnątrz. Zawsze staram się zrozumieć pobudki drugiej strony, więc moi znajomi nawet nie muszą się tłumaczyć. Przyjaciołom wybacza się wiele. Problem jednak poszerza zakres. Pora zapytać siebie wprost: czy uważam, że zasługuję na szacunek?
Z patosem: oczywiście, każdy zasługuje.
Jasne. Czy więc zamierzam o niego walczyć?

A tak. Zapowiadam niniejszym światu: Jeśli coś do mnie mówisz, licz się z tym, że wezmę to na poważnie i nie pozwolę się wyśmiać, że przejęłam się Twoimi słowami. Jeśli chcesz mnie spotkać, pojawiaj się punktualnie, umawiaj się precyzyjnie i nie licz, że przejdzie bez echa, jeśli mnie po prostu olejesz.
Nie rzucaj słów na wiatr. Nie musisz przy mnie uważać na każde wypowiedziane słowo, ale jeśli mówisz o czymś co mnie bezpośrednio dotyczy, o tym co ma wpłynąć na moje plany, to przemyśl to najpierw, a jeśli zmienisz zdanie po fakcie, bądź łaskaw mnie poinformować.

Nie wszystko w życiu jest zabawą, a to, co bawi Ciebie, nie jest zabawne dla tego, kogo lekceważysz.

4 komentarze:

  1. Rozumiem Twoje rozczarowanie. Ważne jest, kto je do nas wypowiada. Im bliższa relacja, tym większe oczekiwania a wypowiadane słowa bardziej zobowiązują. Dziś nie przywiązuję już dużej wagi do słów - po prostu przestałam. W świecie pustego słowotoku najważniejsze są czyny i postawa. Cenię tych, którzy rozumieją bez zbędnych słów. Ostrożnie słucham tych co "trąbią" dookoła i składają pochopne deklaracje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, od polityki stronię i nie słucham sypiących gruszkami na wierzbie również w codziennym życiu (chyba), ale masz rację- im bliżej ktoś jest, tym bardziej na niego liczymy. Ścisła współpraca- nieważne czy w sprawach prywatnych, czy służbowych- wymusza takie zaufanie, bo inaczej nic by się nie dało ustalić, zaplanować, wykonać... A kiedy wkładasz w coś wysiłek, a zawodzi ktoś inny... pozostaje się wkurzyć.
      Nie lubię zobowiązań- w ogóle- ale jeśli się czegoś podejmuję, to choćbym miała zęby skruszyć zaciskając, wykonuję to najlepiej jak umiem. Tak bym chciała, by inni też tak czuli... Ach... ;) chyba muszę melisę zaparzyć ;)

      Usuń
  2. jak czytałem jak cytryna z wodą bez cukru :?

    dla jednych słowa są wyblakłe a dla jeszcze innych są jak zaklęcia jedne są nasycone moca inne nie . jak słowa dzięki a dziękuję , sorry a przeprawaszam niby to samo ale...
    nasycenie :P
    wiem wiem :) każdy innaczej lata

    nie łam się Jagoda L. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie złamałam się :)
      Jak ten nakręcony Syzyf zaczęłam od początku.
      Każdemu nie wytłumaczę, że słucham- i tym się szczycę, ale każda kolejna osoba, która zwróci uwagę na to, co sama mówi, będzie moją satysfakcją :)

      Dziękuję- Twoje wsparcie jest nieocenione.

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)