poniedziałek, 2 listopada 2015

Radość Wszystkich Świętych i zaduma na Zaduszki

Jakoś tak przyzwyczailiśmy się, że Wszystkich Świętych i Zaduszki to dwa dni tego samego święta wyglądające podobnie. Nie jestem historyczką, więc wykładu o pochodzeniu i znaczeniu obu tutaj nie zamieszczę. Zapytałam dziś mamę czym, jej zdaniem, te święta się różnią. Odpowiedź mnie zaskoczyła. Usłyszałam, że we Wszystkich Świętych należy się radować, a w Zaduszki smucić. No, to jest naprawdę duże uproszczenie, ale jeśli można coś uprościć, to po co komplikować?

Może dziwne dla Polaków jest łączenie z radością wspominania tych, którzy odeszli, za którymi tęsknimy, na dodatek w dniu, który u swoich podstaw ma wspominanie nieznanych męczenników za wiarę. Dla mnie jednak zawsze kojarzył się on właśnie z radością. Co roku spotykamy się nad grobem dziadka, którego nie zdążyłam poznać, bo umarł młodo, a którego obecność i udział w moim wychowaniu zawsze czułam. Oczywiście odwiedzamy też inne groby, ale to tam- u dziadka- co roku stoimy z uśmiechem. Gdy byliśmy mali, babcia, a potem ciocie, częstowały nas landrynkami... Tam nigdy nie ma smutku. Zupełnie jakbyśmy przychodzili, by pokazać dziadkowi, że jesteśmy i czujemy się rodziną tak, jak tego chciał.
Wydaje mi się, że nasi rodzice nie popełnili błędu, nie zaniedbali wychowania pozwalając nam na otwartą radość i uczestnicząc w niej. Przecież my, Chrześcijanie, wierzymy, że po tym życiu czeka nas drugie, lepsze. Z założenia powinniśmy radować się tym, że nasi bliscy już są przy Wielkiej Światłości.
Żałoba, to czas żalu, ale to jest chyba najczęściej żałowanie siebie, poczucie straty, bunt przeciwko zmianom, powolne godzenie się z tym, że coś ważnego zostało nam odebrane. Później, o ile sobie na to pozwolimy, można już myśleć o tym, co dobre dla tej bliskiej osoby, która odeszła. Niekiedy wiara jest burzliwa jak morze podczas sztormu i nie zawsze łatwo nam pogodzić się z tym, że komuś, kogo kochamy nie było dane przeżyć więcej. Wiara i ufność są jak oliwa uspokajająca fale.
Może więc dnia Wszystkich Świętych nie obchodzę jak w Meksyku- z pompą, ale nie jest to dla mnie dzień smutku. Na pewno nie jest to dzień powagi według scenariusza- bo to dziś.

Zaduszki... Cóż, z tym dniem mam wspomnienia związane raczej już z moimi własnymi przemyśleniami. Zaduszki... "za dusze"... Myślę, że powinien to być dzień zadumy, modlitwy, czy też po prostu myśli pełnych nadziei o naszych bliskich.
Chrześcijanie wierzą, że modlitwa skraca pobyt duszy w czyśćcu. Ja wierzę, że dobro jest wartością zwrotną. Czuję wielokrotnie, że ktoś mnie wspiera, więc z nadzieją staram się myśleć tego dnia o tych, którzy odeszli.
Chcę wierzyć dla nich i dla siebie, że życie wieczne istnieje, jest nam dane i jest wspaniałe.

Czy taki pospolity spęd z akcją "znicz" jest potrzebny? Jest. Nie po to, by raz w roku posprzątać, postać na mrozie, pomyśleć, ale po to, by przypomnieć, zaświadczyć i nauczyć nowe pokolenie dbania o własne korzenie.
Ja nie wierzę, że nagrobek i ładne miejsce mają znaczenie dla zmarłego, ale wierzę, że możliwość postawienia świeczki pod czyimś nazwiskiem ma znaczenie dla tych, którzy pozostali. My przecież potrzebujemy namacalnych symboli- bo tak łatwiej, bo się pamięta, bo... ma się poczucie, że coś można jeszcze zrobić...


6 komentarzy:

  1. Gdybyśmy mogli poznać zdanie zmarłych...
    Był czas, gdy unikałam cmentarza. Z powodu bólu i braku poczucia pogodzenia się z tym, że odchodzimy. Dziś wiem, że to było buńczuczne i niemądre. Ale cóż, tak wtedy czułam. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że gdyby nie śmierć - nie docenialibyśmy życia jakie zostało nam dane. Tak więc z pokorą dziś odwiedzam cmentarz i wspominam tych, którzy odeszli... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja od dzieciństwa lubiłam cmentarze, pogrzeby... Trochę dziwne, ale cmentarz to najspokojniejsze miejsce na spacer. Można tam naprawdę pomyśleć...
      A ból... myślę, że nigdy nie jest niemądry- każdy etap w nas jest ważny.
      Trzymaj się ciepło :)

      Usuń
  2. Wyraziłaś słowo w słowo to co sam czuję w te dni i do czego "zobowiązuje" wiara (właśnie do radości z tego co nam przeznaczone!). Coś pięknego... Kradnę Twój wpis na bloga jeśli pozwolisz. Pozdrawiam serdecznie ciesząc się razem z Tobą że mogę przeżywać te dni bez upiornego strachu czy coraz bardziej komercyjnego galopu po mogiłach... Dlatego lubię nawiedzać groby sam i o takiej porze kiedy ludzi na cmentarzu niewielu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje odczucia znalazły u Ciebie zrozumienie :)
      Ja też unikam tłumów- najprzyjemniej jest w tych dniach na cmentarzu wieczorem, ciemność i światło, a także piękno mają wtedy znaczenie symboliczne.
      Poza tym... stojąc samotnie nad grobem przyjaciela można w skupieniu poczuć jak ważny jest w naszym życiu fakt, że był, istniał.

      Usuń
  3. Ja kocham te święta i zawsze, ale to zawsze były dla mnie radosnymi dniami. Pewnie duży na to wpływ ma fakt, że urodziłam się drugiego listopada, niech mi ktoś wyjaśni dlaczego miałbym co roku smucić się w swoje urodziny?:) No nie mogę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego dobrego!
      Jak mawia moja mama- pierwszego wszyscy mamy imieniny (skoro to "wszystkich" świętych), więc impreza się należy :) Co roku rodzina spotyka się przy wspólnym stole. Ty masz tą okazję podwójną- grzech nie korzystać :)
      Życzę Ci zdrówka, horrorystycznych klimatów w bezpiecznych warunkach ;) i ustawicznej weny :)

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)