piątek, 27 maja 2016

Bocian z rana jak dobra wróżba :)


Po romantycznym wieczorze wizyta bociana???
Zdarza się.
Nie mnie, jak dotąd, ale nigdy nie mów nigdy :)


Wizytę bociana miałam dziś,
ale, niestety, nic nie przyniósł.
Chyba tylko badał teren.
A może mi groził?
Dość obcesowo podszedł do tematu.


Wyszłam sobie grzecznie do pracy
(tak, tak- chodzę do pracy przez pola, las i miasto-
a wszystko w pół godziny ;))
a tu dwa kroki za podwórkiem...


...ląduje przede mną taki stwór.
Niby wiedziałam, że mały to ptaszek nie jest,
ale widzieliście kiedyś jak to to ląduje?
Nogami do przodu.


Szkoda, że nie miałam aparatu w pogotowiu,
by uwiecznić tą akcję,
ale sam delikwent poczekał cierpliwie,
aż wyjmę sprzęt, strzelę kilka fotek i...
natupię na niego,
bo przecież spóźniłabym się do pracy.

Wcale mu się nie spieszyło z odlotem-
piórka sobie czyścił i spoglądał na mnie,
jakby pytał, co się tak gapię
- myślicie, że chciał mi coś powiedzieć? :)

Ciekawe, czy to był ten sam Kajtek,
który chadza za ciągnikiem, kiedy tata bronuje,
i wyjada pędraki :)


czwartek, 26 maja 2016

Dla mamy wszystko :)

Mam jakieś 10 lat. Wracam ze szkoły, zmierzam nieuchronnie w stronę domu- już go widzę na końcu ścieżki. Nie spieszę się. Nie znoszę się spieszyć. Zatrzymuję się nad biedronką spacerującą po listku chabra. Piękny jest. Ten chaber. Zerwać? Szkoda- szybko zwiędnie, a tutaj, na skraju pola pszenicy, pasuje idealnie. No ale... Zrywam. Chabry i maki przetykam polnymi bratkami. Jakieś kłosy, jakieś listki. Łodyżki dziwnie miękną w spoconej dłoni.
Teraz już idę szybciej, może nawet podskakuję. Docieram do domu cała radosna i nic nie mówiąc wręczam wymęczony bukiecik.
Mamie go wręczam. Mojej mamie. Centrum mojego wszechświata.
Ona się uśmiecha jakoś tak zdawkowo. Dziękuje mi jakoś tak... Nie wiem, ale czuję, że te kwiatki, to w sumie żaden prezent, że nie chciała mi zrobić przykrości.

Potem dorastanie. Negacja wszystkiego. Odkrycie, że ludzie nie zawsze myślą naprawdę to, co pokazują. Rodzice nagle są bardziej przeciwnikiem, niż sprzymierzeńcem.

Dorosłość. No, przynajmniej metrykalna. Zrozumienie pewnych motywacji i zachowań. Tolerancja. Każdy jest jaki jest. Ograniczenie oczekiwań. Poddanie się życiu. Niech będzie.

Mam jakieś 20 lat. Chcę zrobić ciasto ze starego przepisu mamy. Wiem, że jest gdzieś pomiędzy szpargałami w jej podręcznej szafce. Pozwala mi go poszukać. Gdzieś w stosiku różności widzę odpowiedni brulion. Wyjmując go, niechcący rozsypuję inne rzeczy. Pochylam się, by je pozbierać.
Wśród nich są kolorowe kartki- do niektórych coś przyklejono dziecięcą ręką, niektóre tylko pobazgrano. Moje laurki dla mamy.

Nie były nieważne. Nie były niewystarczające.

Mama uśmiecha się z nad kubka z kawą. Opowiada mi jak siedząc pod stołem narysowałam jej słoneczka w dowodzie osobistym. Dla mamy wszystko :)

niedziela, 22 maja 2016

Konwalie

Słońce wycofuje się z wolna, jakby nawet zachodząc nie chciało okazać choćby odrobiny pokory. Niebo nawet na zachodzie jest już tak ciemne, że trudno nazwać je inaczej niż czarnym, ale na horyzoncie nadal pojawiają się różowe i pomarańczowe smugi. Odbijają się w jeziorze- tak spokojnym, jakby świat zasnął.
- Co ja tu robię?- myślę za każdym razem, gdy spotykamy się w konkretnym celu. Po kilku chwilach słuchania Twojej paplaniny zapominam o tym pytaniu, martwię się już tylko jak zakończyć wieczór nie raniąc Ciebie i nie dopuszczając jednocześnie zbyt blisko.
Te myśli nie pozwalają mi cieszyć się chwilą, która jest wyjęta z marzeń. Nieomal.
Nie umiem- nieprawda, nie chcę- tak po prostu jasno powiedzieć, że to tyle, jeśli chodzi o nas. Nas? Ja tego słowa nie użyłabym na głos. Ty to co innego, niestety.
Dlaczego mężczyźni są jak baby? Czy nie można przeżyć cudownego wieczoru i nie brnąć dalej w skomplikowane relacje i wygórowane oczekiwania?
Latarnie wzdłuż deptaka konkurują o lepsze ze światłem rzucanym przez księżyc. Prawie pełnia. W czasie pełni zawsze jestem bardziej otwarta, szalona, odważna. Na razie milczę. Idę uważając, by nasze dłonie się nie dotknęły.
Piękny kwiatek, który wręczyłeś mi po kolacji leży na siedzeniu samochodu. Nie więdnie. Zupełnie nie wiem, czym się żywi taka róża, że po całym wieczorze w samochodzie nadal wygląda pięknie.
Jedna czerwona długa róża. Pamiętam szkolne "Złote myśli", testy osobowości, rozmowy... Jakiego wolisz faceta- takiego, który daje wielkie bukiety, czy różę? Trafiasz bez pudła, z tym zastrzeżeniem, że ja w ogóle nie przepadam za tym gatunkiem kwiatów. Wolę delikatniejsze. Frezje, eustomy... konwalie...
Kątem oka dostrzegam, że schylasz się przy ogrodzeniu. O nie, naprawdę? Udaję, że nie widzę jak podkradasz kwiatki z czyjegoś kwietnika, uzupełniasz dzikimi- rosnącymi po drugiej stronie deptaka, związujesz jakąś gałązką. Stoję przy zaroślach, przodem do jeziora, patrzę na nie i chłonę ten wieczór. Wiem, że przyjdziesz, wręczysz mi bukiecik tych kradzionych konwalii, a ja będę musiała coś powiedzieć. Spokojnie i radośnie mówię: dziękuję bardzo. Dziwnie to nie licuje z giętkim ruchem mojego ciała uchylającego się przed twoim ramieniem. Nie chcę nawet tak niewinnego kontaktu.
Wiem, że powinnam Ci powiedzieć jasno, że nic z tego nie będzie. Kolejny raz. Wiem też, że kolejny raz zmiękczysz mnie powtarzając, że nic więcej ode mnie nie chcesz. Wiem, że nie uwierzę w to kłamstwo, ale poddam się, bo te spotkania są jak ciepłe bambosze. Wygodne i nie niosą ze sobą ryzyka.
Tylko, że ja chciałabym czasem założyć szpilki, nawet skręcić kostkę- trudno, ale poczuć wyzwanie, ryzyko, szaleństwo... Nie mówię Ci o tym. Oczywiście, że Ci o tym nie mówię, bo natychmiast spełniłbyś i tę moją fanaberię. A ja nie chcę, żebyś ją spełniał.

Nie chcę, żebyś to Ty ją spełniał. Przepraszam.























sobota, 14 maja 2016

Czasem zaczyna się od zdjęcia

Zdjęcie uważa się za efekt końcowy. Coś zaistniało, szczęściem był tam fotograf, miał ze sobą aparat, zdążył wycelować... może przygotowano scenografię, może coś zupełnie innego próbowano uchwycić...
No właśnie. Czasem bierzemy do ręki zdjęcie i okazuje się, że ręka zadrżała, może odleciał ptaszek, który miał być "modelem", może wujek Konrad akurat się odchylił, albo kichnął... i nagle się okazuje, że zdjęcie wymknęło się spod kontroli. Setki, tysiące nieudanych zdjęć, a wśród nich perełki przypadkowych strzałów :) Zdjęcia tyleż piękne i/lub interesujące, co zaskakujące.

Czasem fotograf (fotograf, albo taki pstrykacz jak ja i inni posiadacze sprzętu wspomaganego) wie, czego chce, wszystko się udaje, a powstałe zdjęcie budzi nowe skojarzenia, myśli i ścieżki.
Czasem dopiero patrząc na gotowe zdjęcie zaczynamy je rozumieć, dostrzegamy coś w kompozycji, może coś w tle.

Jak na razie nie pracuję na programach do obróbki zdjęć, ale wyobrażam sobie jak bardzo może zaskoczyć autora wynik zmiany kolorystyki, nasycenia barw, nadanie innych efektów.

Jest jeszcze coś nieuchwytnego, co sprawia, że jedno zdjęcie z setki każe patrzącemu zatrzymać się i zastanowić, albo przeciwnie- pozwala wyłączyć myśli i chłonąć. Czasem nawet nie bardzo się wie, co się chłonie.

No tak, ale gdy już zdjęcie jest zrobione, wybrane, dopracowane, obrobione i co tam jeszcze kto sobie życzy... czy to już koniec? Często tak. Zdjęcie trafia do plikowej szuflady. Może kiedyś jeszcze wpadnie komuś w oko, może nie.

Nie zawsze jednak zrobione zdjęcie, nawet "żywe"- bez dodatkowych przeróbek trafia w niebyt. Jedno spojrzenie może wystarczyć, bo zrodziła się nowa myśl, motywacja, żeby coś się przypomniało albo skojarzyło.
Stąd się bierze wiele wpisów na blogu, kolaży na zajęciach dla dzieci, wierszy podszytych przeżywaniem chwil, które próbowano utrwalić, nawet pomysłów na wielkie i ważne działania.

Malowanie światłem to jeden z takich cudów techniki, owoców pracy wielu wizjonerów i połączenia niezwykłych odkryć i wynalazków, które szybko się nie wypalą, nie znikną pewnie nigdy- najwyżej kolejny raz zmienią formę. Kolejne wiele razy :)

Dla mnie to jest magia pierwszej wody. Zatrzymywanie wspomnień. Niecierpliwie czekam na moment, gdy za pomocą podręcznego aparatu będę mogła zatrzymać nie tylko spłaszczony obraz, nie tylko jego głębię, nie tylko jego barwy, ale też... zapach, wilgotność, konsystencję atmosfery... Co nie znaczy, że zapomnę o cudach rayografii czy o camera obscura. To po prostu inne światy, które jakoś tam ze sobą korespondują.

Nie jestem prawdziwym fotografem. Nawet nie staram się nim zostać. Zatrzymywanie wspomnień o chwilach- a nie zatrzymywanie chwil!- jest dla mnie źródłem wewnętrznych radości, melancholii i zawiłości.

Tutaj powinnam zamieścić niezwykłe fotografie, o których wspominałam wyżej.
Zamieszczam jednak zwyczajne zdjęcia chwil, które wbrew pozorom zwyczajne nie były.

Bo czy życie może być zwyczajne?









środa, 11 maja 2016

Majowo, przedburzowo

Myślałam, że uciekam przed burzą,
a okazało się, że po prostu spaceruję :)




Maj, prawdziwy maj- bzy, kasztany...














Maj- sezon polowań na ślimaki :-o



Wiosenne burze i tęcza :)






Tak właśnie powinna wyglądać wiosna-
zapach bzu, burze, ciepły deszcz...

Tak właśnie powinien wyglądać spacer-
potok myśli, których nie trzeba
zatrzymywać, ani łowić- niech płyną.

Tak powinno wyglądać życie-
piękno każdego dnia.

Tak wygląda życie.