czwartek, 28 lipca 2016

Zapłacz świecie wraz z Japonią

Obecnie doniesienia medialne zdominowane są przez najdrobniejsze nawet szczegóły Światowych Dni Młodzieży. Nie narzekam i nie neguję- sama jestem ciekawa i żałuję, że nie mogę być w Krakowie.
Tylko... telewizja to taki dziw nad dziwy, który rzuca informację i natychmiast zapomina o niej, wypychając na pierwszy plan następną. Na szczęście mamy Internet, w którym poszukujący umiejętnie doszuka się właściwych treści. Pod warunkiem, że ktoś je tam umieści, zainteresuje się. Może za jakiś czas ktoś nagra poruszający dokument- wtedy wiele osób dowie się i usłyszy, choć lepiej by było w tym wypadku nie mieć czego usłyszeć...

Sagamihara, ośrodek dla osób z niepełnosprawnością umysłową, ok. godz. 2:30 w nocy, wtorek. Jak były pracownik tego ośrodka wszedł na jego teren? Pewnie znał zwyczaje i procedury aż za dobrze- pracował tam kilka lat, aż do lutego tego roku. Mówią, że wybił szybę- widać wiedział którą, by nikt nie zauważył...
Pracował w tym ośrodku- z tymi osobami, pewnie wiele z nich znał bardzo dobrze, bo jest to ośrodek dla dorosłych od 18 lat do późnej starości. Czy przebywanie w tak specyficznym środowisku nie dało mu zrozumienia? Wszak zrozumienie sensu istnienia nigdy nie jest łatwe, a sens niepełnosprawności jest tajemnicą niezgłębioną i tyleż świetlistą, co mroczną. Tej jasnej strony może w ogóle nie dostrzegł...

Po utracie pracy młody człowiek- obecnie ma podobno 26 lat- napisał list do władz, w którym prosił, by umożliwiono eutanazję osób niepełnosprawnych, by dano wybór opiekunom.

Podobno przebył też obserwację psychiatryczną, po której stwierdzono, że nie jest groźny. Po prostu ma takie poglądy, które wielu skrywa głęboko, nigdy się do nich nie przyzna, ale przecież to tylko poglądy, a liczą się czyny.
Tak, czyny bardzo się liczą.

W Japonii uwarunkowania kulturowe i prawne sprawiają, że broń palna jest trudna do zdobycia, ale też obywatele nie pragną dostępu do niej.
Mężczyzna miał w torbie trzy noże- użył co najmniej jednego...

Krótko po zdarzeniu podano: 19 osób nie żyje, ponad dwadzieścia jest rannych, wiele w ciężkim stanie.
Więc liczba zamordowanych zapewne jeszcze wzrośnie...


Obracam w głowie pod różnymi kątami te suche w zasadzie informacje.
26 lat, nożownik, były pracownik, 19 ofiar śmiertelnych lub więcej... niepełnosprawni. Niepełnosprawni umysłowo.

Znam wiele osób niepełnosprawnych. Pewnie dlatego moje myśli wciąż krążą wokół tej sprawy.
Jeszcze napiszę o wszystkim, ale dzisiaj jedno chcę zaznaczyć.

Nie to, że jestem przeciwna eutanazji.
Nie to, że moje uczucia są często ambiwalentne.
Nie to, że radości życia i zrozumienia innych trzeba uczyć już małe dzieci.
Nie to i nie wiele jeszcze innych, czy to oczywistych, czy zaskakujących, czy bulwersujących spraw.

Chcę zaznaczyć: OSOBY Z NIEPEŁNOSPRAWNOŚCIĄ UMYSŁOWĄ CZERPIĄ Z ŻYCIA PO WIELOKROĆ WIĘCEJ, NIŻ INNI!

Jaka, do jasnej cholery eutanazja??? Jeszcze mi powiedz, że z litości, idioto!
Gdyby świat żył w prawdzie, niepełnosprawni umysłowo nie żyliby w ośrodkach, ale w świątyniach- niezależnie od filozofii i religii- a my uczylibyśmy się od nich dziękując wszystkim Siłom Wszechświata i Bogu Najmędrszemu za ich istnienie, bo prostota ich myślenia sprawia, że są bliżej i Boga, i natury, i znacznie lepiej rozumieją sens życia. Nie życia w całości może, ale istotę przeżywania każdej chwili.
To my uważamy się za mądrych, gdy tak naprawdę grzęźniemy nie widząc już światła słońca.


Nie jestem ani święta, ani czysta w moim myśleniu, ale to już w innym napiszę tekście.

Dziś mówię Wam tylko: najgłupszy to ten, który myśli, że posiadł mądrość...

Nie znam zaś słowa, by określić tego, który poczuł się władny odbierać życie.



sobota, 23 lipca 2016

W smutku

Rozpadłam się na tysiąc miriad
i zebrać się nie mogę
Gdy się rozpadłam, uwolniono
i gniew mój, i smutek i trwogę.

Gniew opadł szybko- niepotrzebny
jest gniew, gdy pragniesz przeżyć.
Teraz ten gniew mój jest bezwładny
-u stóp mych jak martwy leży.

Trwoga opada cicho, z wolna.
Trwoga zatruwa duszę.
Zanim opadnie, jeśli mam przetrwać,
pamiętać o niej muszę.

Smutek... ten opaść nie zamierza
- wiruje przed mymi oczami.
Karmić mnie będzie okruchem zniknięć,
karmić mnie będzie smutkami.

A każdy smutek, jak smutku dziecię
A każdy smutek- dech samotności
A każdy smutek jak pusta przyszłość
Jak wieczność bez miłości.







wtorek, 19 lipca 2016

Myśli z szuflady- cz.3 On

Myśli z szuflady- cz.1 On
Myśli z szuflady- cz.2 Ona


Pijany przecież nie jest. No, na lekkim rauszu- to i lepiej, płynnie pójdzie.
Siedzi w tym barze od kilku godzin i rozpamiętuje stare czasy, a tu trzeba do przodu przeć! No dobra, która to będzie? Blondynka. Tleniona chyba. No i dobrze. Ona w życiu nie farbowała włosów, swoje miała ciemne, brązowe, lśniące...
Nie no, cholera jasna. Nawet jak się coś absolutnie z nią nie kojarzy, to się kojarzy? Co to ma być? Czy ktoś mu zafundował pranie mózgu? To zdecydowanie nie jest normalne, żeby zdrowy facet tyle myślał na jakikolwiek temat poza... poza tematem podstawowym. A skoro już o to chodzi...
Wstał i nie tak znowu chwiejnym krokiem podszedł do stolika w rogu, przy którym siedziała samotnie dość pulchna blondynka o kształtach idealnych do celów wiadomych.
- Mogę na chwilę?- zapytał po prostu. Dziewczyna spojrzała na niego dość podejrzliwie mrużąc brązowe, całkiem ładne, oczy kryjące się za szkłami okularów w nowoczesnych oprawkach. Po chwili przeniosła wzrok na krzesło naprzeciw siebie. Usiadł.
- Nie chcę być nachalny, ale tak się składa, że potrzebuję towarzystwa.
- Od tego to są agencje.- Spławia go, czy żartuje? Kiedyś był błyskotliwy w tych gadkach szmatkach, teraz nie ogarnia nawet o co jej chodzi. Trzeba było podejść ze dwa drinki temu.
- Po prostu jestem tu sam, a wolałbym z kimś pogadać- spróbował.
- Barman jest zajęty? Chyba się przyjaźnicie?
- My?- naprawdę się zdziwił, miał wrażenie, że coś mu w tej rozmowie umyka.
- Chyba jesteś jego najlepszym klientem- uśmiechnęła się delikatnie i zrozumiał, że cały czas go podpuszcza. Ulżyło mu. Teraz tylko tego nie spieprzyć...
- Tylko dzisiaj. Nie miałem z kim pogadać, a czymś trzeba się zająć. A Ty? Czekasz na kogoś?
Ledwo to powiedział, pomyślał, że to błąd. Jeśli powie, że tak, powinien się wycofać.
- A co jeśli tak?- No jasne. One wszystko muszą komplikować. Nie ma "tak", nie ma "nie"- zawsze jest "może". Ona też nadużywała tego słowa, uwielbiała takie gierki, gadanie dla samego gadania. Ale on też je wtedy lubił... Cholera. Jak mógł tak odpłynąć? Blondyna chyba niczego nie zauważyła.
- No, co cię boli biedaku? Która zrobiła ci kuku?- i po złudzeniach.
- Żadna. Wszystko jest super. Zamyśliłem się tylko.
- Jak chcesz.- powiedziała wstając.
- Dokąd idziesz?- poczuł, że sytuacja wymyka się spod kontroli.
- A co? Potrzebujesz świadka jak sobie wmawiasz, że jest dobrze?- teraz to już poczuł się dziwnie.
- Poczekaj- powiedział mimo wszystko spokojnie- dlaczego uważasz, że nie jest ze mną dobrze?
Dziewczyna przyglądała mu się przez chwilę nadal stojąc z torebką w dłoni. Czuł się dziwnie, gdy tak patrzyła na niego z góry, jakby się zastanawiała, czy uwierzyć, że to nie on rozbił szybę... Nieświadomie zaczął się wiercić na krześle.
- Po prostu to widzę. Szukasz klina? Nie ten adres, Złotko. Chyba, że faktycznie chcesz po prostu pogadać, to służę.
- Chcę pogadać.- powiedział to tak, jak gdyby właśnie podjął decyzję i rzeczywiście tak było.
- W takim razie nie tutaj, barman też człowiek, czasem musi sypiać.
Dopiero teraz dotarło do niego, że w barze jest ledwie kilka osób. Która to mogła być godzina? Pewnie spokojnie mógłby zamówić śniadanie.
- A gdzie?- nic nie mógł poradzić na fakt, że przeszła mu przez głowę myśl o przytulnym pokoju, w którym nikt by im nie przeszkadzał...
- Idziesz?- zapytała po prostu i ruszyła do wyjścia.
Podniósł się i posłusznie poszedł za nią. Kiedy ostatnio robił co mu kazano? Chyba jeszcze w domu, rodzice mieli swoje zasady. No i jeszcze ciut później- ona mogłaby poprosić o gwiazdkę z nieba, a on by pobiegł po drabinę...
- Ok, nie chcesz, to nie mów, ale nie wyłączaj się tak, bo pomyślę, że coś Ci dolega.- skwitowała blondynka. Jakoś nie zauważył, że są już na chodniku i idą w stronę morza. Niech będzie. Plaża nad ranem- to by się jej... noż kurwa. Ile można? Naprawdę.
- Przepraszam, naprawdę się staram. O nic nie chodzi, tylko nie powinienem tyle pić.
- Na wakacjach obowiązują zupełnie inne limity- podśmiewała się z niego.
- Nie jestem tu na wakacjach- mieszkam kilka ulic stąd.
- O... to chyba dzisiaj spóźnisz się do pracy.- nie dała się zbić z tropu.
- Pracuję u siebie. Powiedzmy, że dam sobie na dzisiaj urlop.
- Czyli jednak wakacje!- zabrzmiało to tak, jakby się ucieszyła. Ciekawe z czego. Może jednak miała jakieś plany wobec niego.
- A Ty? Na długo przyjechałaś?
- Dość. A właściwie nie wiem. Jestem tu, żeby zaopiekować się kimś, kto jest ciężko chory- nie mam pojęcia jak długo tu zostanę. Pewnie do końca...
Spoważniała, aż zrobiło mu się głupio, że pytał, ale przecież nie wiedział.
- Taki masz zawód?
- Nie.- Tak prosta odpowiedź była jasnym sygnałem, że nie powinien drążyć sprawy.
Byli już właściwie na plaży- o tej porze zupełnie pustej. Nadal była noc, ale już jakaś mniej ciemna.
- Dlaczego mnie nie spławiłaś?- zapytał nagle, sam był zaskoczony.
- Bo wyglądasz jak mój pies. Gdy wyjeżdżałam, był niepocieszony.
- Postanowiłaś mnie pocieszyć?
- Nie. Jestem po prostu ciekawa. To może się wydawać wredne, ale jest przecież bardzo ludzkie.
- Nie przeszkadza mi to. Po prostu nie chcę być sam.
- Dzisiaj?
- Chociaż dzisiaj.
- Dobrze. Gwarantuję, że nie będziesz sam do wieczora, ale później będę musiała zniknąć a Ty mnie nie zatrzymasz i nie będziesz mnie szukał, dobrze?
- To jakaś gra?
- To moje życie. Zgadzasz się albo nie.
Wszystko było lepsze od kolejnego takiego samego dnia.
- Zgadzam się.
- W takim razie zacznijmy od śniadania.



środa, 13 lipca 2016

Na dołki nie ma dobrych chwil

Czasem świat dopomina się Twojej uwagi z takim natężeniem, że w końcu słyszysz już tylko piskliwy szum.
Myśli w Twojej głowie niby dotyczą wielu spraw, ale tak naprawdę krążą jak nietoperze wokół jaskini- zrób to, pamiętaj o tamtym... idź tam, zadzwoń tam... nie zapomnij, odhacz...
Nagle najprostsze sprawy, które nie powinny zająć więcej niż kilka minut stają się jak za ciężki plecak- robisz wszystko, żeby jeszcze choć na chwilę go odłożyć, a kiedy już to zrobisz, ulga staje się tak kusząca, że decydujesz się na kolejną chwilę i jeszcze jedną. Czas mija, terminy padają i... świat się nie zawala. Myślisz: po co więc się zarzynać? Nic się nie stanie, jeśli pewnych spraw nie dopilnuję... i to jest początek końca.

Podstawowym problemem nie jest to, że zawalasz kolejne sprawy, ale to, że z każdą zawaloną sprawą coraz mniej widzisz powodów, żeby się starać...

Tak. Są takie dni, są takie tygodnie...

Oczywiście na chwilę przed ważnym wydarzeniem, gdy masz na głowie milion spraw, a rodzina czuje się przez Ciebie zaniedbana... to najgorszy czas na tzw. dołek. Pewnie dlatego właśnie wtedy się on pojawia.

Taki dołek to sprytna cholera- mało, że pojawia się, gdy zupełnie nie masz na niego czasu, zniechęca Cię do spraw, które zwykle sprawiają Ci radość, to jeszcze się maskuje...
Jedni powiedzą, że się nie wyrabiasz (to Ci życzliwi, albo czekający na Twój błąd), inni, że jesteś po prostu leniwa (to Ci, którzy lubią wyszukiwać wady u innych). Jeśli nawet ktoś zauważy, że nie wszystko toczy się właściwym torem, to w najlepszym wypadku zapyta, czy wszystko w porządku, ale odpowiedzi nie usłyszy. Nie "wysłyszy" tego, co naprawdę jest odpowiedzią, usłyszawszy "ok" pobrnie dalej przez swoje własne problemy, bo jego własny plecak jest dość ciężki- nie poniesie Twojego, choć może i chciałby.
Może jest jeszcze inaczej- może masz dwie twarze- może do samego końca sprawiasz wrażenie, że wszystko Ci wychodzi...

Pewnego dnia otwierasz oczy i widzisz, że zawiodłaś ludzi, zawaliłaś sprawy, że przegrałaś miesiąc, rok życia... budzisz się lub nie. Jeśli się budzisz, to nie wiadomo, kiedy znów zaśniesz, przejdziesz na autopilota, utracisz kolejny dzień.

I co teraz?



Nic. Po prostu każdą chwilę wygrasz lub przegrasz. Życie minie.

środa, 6 lipca 2016

Myśli z szuflady- cz.2 Ona

To niemożliwe!- taka była jej pierwsza myśl po przebudzeniu. Tak właściwie, to właśnie ta myśl ją zbudziła. Jej sens, jej realizm był porażający. Dlaczego ona nie może mieć normalnych snów? Kto zamiast śnić o ludziach, sytuacjach, kosmitach, czy innych fabularnych wątkach, przez sen po prostu myśli? Nic dziwnego, że budzi się taka zmęczona. Całymi dniami zabrania sobie roztrząsania starych spraw i zgubnego myślenia "co by było, gdyby...". Tylko co z tego, skoro każdego ranka budzi się z gotowymi przemyśleniami.
"Wstawaj, musimy się zmierzyć ze światem. Nie damy się pokonać..."- ten kawałek Mezo uwielbiali oboje. Budził ją nim, kiedy pod koniec tygodnia miała ochotę gryźć budzik... Budzik! No właśnie. Ile jeszcze? Prawie godzina. Mogłaby się jeszcze zdrzemnąć. Ostatnio i tak sypia ledwie po kilka godzin, cienie pod oczami znów upodobniły ją do zombi. Kiedyś powiedział, że zombi są nieśmiertelne i że w takim razie będzie go wiecznie kochała. Pieprzona klątwa.
Zombi nie są nieśmiertelne. Są martwe.
Nie widziała go trzy lata i próbowała wszystkiego- klin klinem, praca na kaca i inne "ludowe" mądrości. Kiedy przestała ryczeć każdego wieczora, poczytywała to sobie za prawdziwy sukces.
Dlaczego właściwie im nie wyszło? No, poza tym, że to niemożliwe. Każde z nich chciało od życia czegoś innego. No tak. No nie. To zbytnie uproszczenie. Bo czego ona właściwie chciała od życia? Czegokolwiek. Byleby zbudowali to razem. A on? On nie chciał zmieniać w swoim życiu niczego- miała być tylko dodatkiem do jego dotychczasowej codzienności.
Ucisk w gardle przypomniał jej, że przecież miała o tym nie myśleć.
Kiedy się rozeszli, straciła wiarę w to, że mogłaby podobać się komukolwiek. Było wokół niej kilku adoratorów, ale zniechęcała ich bardzo szybko. W końcu zaczęła uchodzić za tak nieprzystępną, że nikt już nie próbował się z nią umówić- wiadomo było, że odmówi. Dlaczego? Bo nikt nie wzbudza jej zaufania.
Jemu ufała. Zaufała mu od razu, od pierwszej rozmowy. Zwierzenia nie leżały w jej naturze, ale to właśnie przy nim zaczęła się otwierać. To właśnie on przekonał ją, że powinna się cenić, że jest wiele warta, mądra i piękna. A potem pokazał, że to wszystko były tylko słodkie gadki. Jakby byli nastolatkami, karmił ją bzdurkami, z których nie tyle się wycofał, ile pewnego dnia po prostu odebrał jej narkotyk swoich słów i gestów.
No tak, ale ona przecież miała się przespać, a nie enty raz rozważać, dlaczego ją zostawił.
Cóż. Właściwie go do tego zmusiła...