środa, 29 kwietnia 2015

co boli

Kiedy dajesz komuś swoje serce, bądź świadom, że już go nie odzyskasz. Jeśli ten ktoś odejdzie, zabierze je ze sobą, a Ty będziesz żyć z wielką, ziejącą dziurą w klatce piersiowej. Jeśli w ogóle nauczysz się żyć.

Dzień po dniu: wdech- wydech... Niby coraz łatwiej, coraz bardziej automatycznie to robisz, coraz bardziej podświadomie pamiętasz, że oddychać trzeba, coraz rzadziej zapominasz nabrać powietrza... Myślisz, że wszystko jest już ok. Pozbierałaś się, trwasz.
Krzyczysz bezgłośnie tylko w samotności, szlochasz tylko wieczorami- wszyscy już zapomnieli, że był ktoś kiedyś obok Ciebie- ktoś, przy kim stawałaś się sobą.

A może tylko chciałaś tak to widzieć... Jak to możliwe, że tak się pomyliłaś? Może tak się zmienił- nie brzmi bardziej prawdopodobnie.
Nigdy nic Ci nie przysiągł- prócz tego, że Cię kocha. Nie wiedział, że to słowo samo w sobie jest już przysięgą? Niewiele Ci obiecywał, bo nie chciał obiecać czegoś, czego nie będzie mógł dotrzymać- człowiek honoru. Złamał każdą z tych kilku najważniejszych dla Ciebie obietnic.

Ostrzegałaś go wcześniej, że dla Ciebie nadzieja jest jak krawędź przepaści- nie rozmieniasz się na drobne, nie będziesz umiała przestać, jeśli już go pokochasz... a przecież już go kochałaś... odpowiedział, że on też jest taki.

Nie był. Kiedy zrozumiał, że nie pasujesz do jego schematu życia- odpuścił. Nie zamierzał negocjować, ustąpić choć na centymetr, próbować, walczyć- nie. To Ty miałaś wszystko porzucić i stać się nikim a już na pewno nie sobą. Kimś, kto będzie pasował do jego życia.

Przyrzekł jednak, że będzie przy Tobie, że inaczej już- ale zawsze będzie Cię wspierał. Inaczej?- pomyślałaś. Inaczej... czyli naprawdę?

Chciałaś zniknąć i żeby on zniknął. Chciałaś być- być tylko przy nim. Zawroty głowy i mdłości przypominały Ci o oddychaniu.

Praca- życie. Widujecie się, nie ma wyjścia, trzeba panować nad strachem, rozpaczą i krzykiem- by nie wyciekł z Ciebie, by został niesłyszalny dla innych. Trzeba być profesjonalnym. Bywa, że pękasz i nienawidzisz siebie- za każdą mimowolną aluzję, za tę dziurę zionącą w Tobie. Za słabość.
Ty przecież musisz świecić przykładem- żeby nikt nie domyślił się czasem, że jesteś do niczego.

W Twojej głowie myśli paskudne- chcesz się ukarać za naiwność, za to, że nie jesteś wystarczająco dobra, że nie można Ciebie kochać naprawdę.
To nie może być przecież jego wina.

Jednak- radząc sobie raz lepiej, raz gorzej- uczysz się żyć i żyjesz. Uczysz się z nim widywać i nie płacić za to kolejną tabletką, nocą wyrzutów.
Nauczyłaś się i czujesz, że teraz jesteś dla niego przyjacielem- dobrze mu życzysz, może na Ciebie liczyć i niczego nie żądasz w zamian. Chcesz- ale nie żądasz. Chcesz- ale wiesz już, że niczego nie dostaniesz. Że nawet z Tobą o tym, czy nie o tym, nie porozmawia. Nie pójdziecie na piwo, choć jesteś już pewna, że przetrwasz.

Mówi, że możesz na niego liczyć, że możesz mu zaufać, że jesteś dla niego ważna... Wierzysz. Rozczarowanie. Wierzysz. Rozczarowanie.
Po kilku latach przyzwyczajasz się, stygniesz. Myślisz nawet- spróbuję żyć.

Nagle. Rani Cię brakiem zaufania- pytasz siebie, czy to ten sam człowiek. Gdy jeszcze krwawisz, dobija. Potem mówi... że to niechcący. Jak zwykle. Wiesz już, że to na pewno jest on- nikt inny tak często Ci tego nie powtarzał.
Nie uczył się Ciebie, popełniał te same błędy, nie byłaś warta wysiłku.

Fizycznie zginasz się wpół, ale wokół są ludzie- musisz wstać i grać, że żyjesz. Musisz.

Ukarzesz się później.


Jak dalece można komuś zaufać, do jakiego stopnia można złożyć swoje serce na czyjejś dłoni i jak przeżyć, gdy ta dłoń się zaciśnie albo odrzuci organ w najdalszy kąt, by udawać, że nie ma sprawy?

wtorek, 28 kwietnia 2015

W gąszczu pytań o własną wartość

Każdy z nas ma jakieś zdolności i jakieś wady. Każdy ma jakieś możliwości i ograniczenia. Nie jestem pewna czy właśnie to nas określa- chyba nie to gdzie leżą granice, a to jak i czy w ogóle próbujemy je przekraczać oraz to jak korzystamy z naszych uzdolnień nawet nie zbliżając się do owych granic.

Można przecież dzień po dniu pracować solidnie, nie wdawać się w plotki, nie oceniać innych, być komuś wsparciem- i w ten sposób stawać się bohaterem: powoli i po cichu.
Można dokonać wielkiego czynu i poczuć, że oto zapłaciło się za zaszczyt życia. Jedną chwilą.
Nie znam jednak nikogo, kto byłby idealny w swoich dążeniach, nie popełniał błędów i nie musiał się zmieniać. Pytanie tylko jak często te błędy do nas wracają. Jak z nich wstajemy, czy potrafimy coś w sobie zmienić.

Często mam wrażenie, że znajduję się na kolistej ścieżce. Chwila nieuwagi i wraca błąd, którego obiecywałam sobie nie powtórzyć. Znów straciłam czujność i ktoś wykorzystał mój zapał do swoich celów. Znów byłam przemęczona i zapomniałam o kilku sprawach. Znów ogarnęło mnie poczucie winy, że jestem sobą i czasem robię coś tylko dla siebie.
Najtrudniej jest, gdy z uwagi na obowiązki- rodzinne czy służbowe- muszę komuś zwrócić uwagę na błąd, który sama wielokrotnie popełniałam, a może nawet jeszcze popełnię. To biblijna belka w moim oku? Nie zgadzam się. Nie jest prawdą, że u siebie nie widzę problemu, a innych się czepiam. Widzę mój problem, walczę z nim i od innych wymagam tego samego. Mniejsza tak naprawdę o efekt, choć w wielu sprawach to bardzo ważne, ale dla mnie liczy się przede wszystkim, czy w ogóle ktoś zamierza coś zmienić, czy fakt, że kiedyś- gdzieś- w jakiejś sytuacji zachowałam się podobnie uważa już za usprawiedliwienie dla swojego niechcenia i olewactwa. A bywa też tak, co zadziwia mnie za każdym razem, że usprawiedliwienie nie jest potrzebne, słyszę "taki jestem" i to ma wszystko wyjaśnić.
Oczywiście rozumiem, że dla wielu osób nie jestem autorytetem- nikt nie staje się nim ot tak, bo chce albo powinien. Na to trzeba sobie zapracować a praca ta nie trwa kilka dni. To lata udowadniania, że jestem wiele warta, że można mi zaufać, że jestem kim jestem.

Jestem. Jestem wiele warta i można mi zaufać. Czy to pycha tak myśleć, czy normalność?

W ostatnich dniach złożyło się tak niefortunnie, że musiałam odpowiedzieć sobie na pytanie, która z dwóch osób jest cenniejszym pracownikiem na danym stanowisku. Jeszcze bardziej niefortunne jest to, że jestem równocześnie jedną z tych dwóch osób. Na szczęście nie do mnie samej należy ostateczna decyzja, nie zmuszano mnie nawet do wyrażania swojego zdania, ale refleksja w tej sprawie dla mnie- jako, że myślenie to moje hobby, przywilej i przymus- była nieunikniona.
Zastanowiłam się więc, czy jestem dobra w tym co robię. Nie jestem. Chcę być dobra, wiele robię w tej sprawie, rozwijam się i myślę, że jestem całkiem niezła, co potwierdzają efekty mojej pracy, ale czy mogę powiedzieć, że jestem w tym dobra? Może mogłabym, ale jestem katoliczką- wychowałam się w poczuciu, że jestem stworzeniem niedoskonałym a pycha strąci mnie w ciemność. Wiem jednak- i tu już na przekór temu, co w mojej głowie krzyczy, że jestem prochem marnym- że dążę do perfekcji na tyle, na ile to możliwe w tym miejscu i czasie, w którym się obecnie znajduję.

Czy jestem lepsza od kogoś innego- tej wspomnianej osoby lub kogokolwiek? W czymś- tak, w ogóle- nie. Pozwolę sobie stwierdzić, że takie właśnie podejście uważam za normalne i zdrowe. Bo każdy ma plusy i minusy. A każdy plus i minus jest względny i może się przewartościować zależnie od sytuacji.

Najważniejszym pytaniem nie jest: jakie mam możliwości, zdolności? ale: do czego je wykorzystam?

Czy chcę być tutaj i dać z siebie wszystko dla tych, na których mi zależy? Czy umiem dać im to, czego potrzebują? Być dla nich na tyle i tak długo, jak będę im potrzebna?
Jestem w stanie. Ktoś powie, że to pycha. Nie, to wiedza. Czy chcę? Czy chcę poświęcać się, bo inni tego potrzebują? Czy powinnam? Czy nie lepiej zmusić ich do działania?

Pytania, pytania... Decyzje, myśli. Chyba na tym polega życie.


niedziela, 26 kwietnia 2015

sobota, 25 kwietnia 2015

O Tobie mówi bajka

Mędrcy starożytni chytrze obmyślili, w jaki sposób można by ludziom mówić prawdę prosto w oczy nie robiąc tego w sposób grubiański. Pokazywali im dziwne lustro, w którym ukazywały się różnego rodzaju zwierzęta i dziwaczne przedmioty.
Był to widok zarówno ciekawy, jak budujący. Nazwali to "bajką". I zależnie od tego, czy zwierzęta zachowywały się głupio, czy też mądrze, ludzie musieli patrząc na nie myśleć przy tym: "To o tobie mówi bajka." W ten sposób nikt się nie mógł obrazić.
Weźmy więc taki przykład: Były dwie wysokie góry, a na samym szczycie każdej z nich stał zamek. W dolinie biegł pies obwąchując ziemię, tak jakby szukał myszy lub przepiórek, chciał zaspokoić głód.
Nagle z jednego zamku zatrąbiono obwieszczając, że czas zasiąść do stołu.
Pies pobiegł natychmiast na górę, aby przy tej okazji się najeść, lecz gdy był już w połowie drogi, przestano trąbić, a z drugiego zamku rozległ się głos trąbki.
Wtedy pies pomyślał: "Zanim przybiegnę, skończą już jeść, a tam się dopiero teraz zaczyna". Zbiegł więc na dół i zaczął się wspinać na drugą górę. Wtedy jednak druga trąbka przestała trąbić, a odezwała się ta pierwsza. Pies znów pobiegł w dół, a potem pod górę i tak biegał tam i z powrotem,
aż wreszcie ucichły obie trąbki i zakończono posiłek w obu miejscach.
Teraz zgadnij - co starożytni mędrcy mieli na myśli układając tę bajkę i kto jest tym głupcem, który biega aż do zmęczenia, ani tu, ani tam nic nie uzyskawszy.
Hans Christian Andersen







czwartek, 23 kwietnia 2015

Ostatnio droga z pracy do domu jakby coraz dłuższa... Z dwudziestu pięciu minut robi się czasem czterdzieści... a czasem dwie godziny :)
Ale co ja mogę poradzić, że po drodze jest właśnie tak...

















A do pracy chodzę z zamkniętymi oczami... ;)



środa, 22 kwietnia 2015

Robaczkowi


 Gdzie jest Robak?


Może podpowiedź?


Tutaj!


Ej, no weź, ja się wstydzę...


A zresztą... 


Tylko bez przesady.



Się jest wysportowanym :)


 Świat staje na głowie... doprawdy.




Jest ze mną tylko chwilę
- Robaczki to do siebie mają,
że nie zostają na zawsze,
bo już kimś innym się stają...

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Tylko się nie rozklej.

- Tylko się nie rozklej- powiedział.
Nie miałam takiego zamiaru.
Przecież już się żegnaliśmy, nie mieliśmy się dzisiaj zobaczyć.
Chyba zdziwiła go radość, której nie umiałam gdzieś schować.
- Zobaczymy się najdalej za miesiąc.
"Pewnie"- uśmiechnęłam się do własnych myśli.




Nie żegnaj mnie tym wzrokiem szklanym,

Odchodzącemu uśmiech daj.


               Johann Wolfgang von Goethe




piątek, 17 kwietnia 2015

Dlaczego warto uczyć się języka migowego i dlaczego nie warto być uczynnym...

Miałam dziś naprawdę ciężki- fizycznie, psychicznie i emocjonalnie- dzień. Mimo to doceniłam prześliczny zachód słońca nad Bydgoszczą- prawdziwy spektakl barw i kształtów.

Nastroiło mnie to tak pozytywnie, że uśmiechnięta maszerowałam na przystanek- nie umiałam się powstrzymać, a przecież nikt nie zwracał na to uwagi... Gdy próbowałam odnaleźć możliwie szybkie połączenie do domu, podszedł do mnie głuchoniemy facet. W migowym znam ledwie kilka znaków, ale jakoś zrozumieliśmy się i pomogłam mu znaleźć odpowiednią tabelkę na rozkładzie autobusów. Podziękował mi szerokim uśmiechem, nawet pocałował w rękę- super.
Do autobusu miałam jeszcze godzinę, postanowiłam przejść się na kolejny przystanek. Nie od razu zorientowałam się, że facet idzie za mną, ale gdy tylko się obejrzałam, dołączył do mnie pokazując, że idzie w tym samym kierunku. "Ok"- pomyślałam, przystanek, to przystanek. Jego sympatia przerosła mnie, gdy objął mnie tłumacząc coś zawzięcie. Niestety nie rozumiałam, ale czułam, że coś jest nie tak. Pokazałam więc, że skręcam- ochoczo poszedł za mną. Zrobiło mi się nieswojo. W końcu- mając czas, a nie mając pewności o co gościowi chodzi, wskoczyłam do pierwszego lepszego tramwaju. Wsiadł za mną i wciąż coś tłumaczył, gdy kasowałam bilet. Pokazałam mu wyraźnie, że jest to koniec naszej rozmowy, że nie życzę sobie, by mnie dotykał i przesiadłam się, ale podążył za mną siadając po drugiej stronie przejścia. Ciągnął mnie co chwilę za rękaw i pokazywał... Mimo wszystko nie byłam pewna, czy dobrze go rozumiem, ale wiedziałam już na pewno, że nie jestem bezpieczna.
Wysiadłam z tramwaju, facet za mną. Przeszłam na drugą stronę ulicy. Nie dość, że poszedł za mną, próbował mnie objąć, to z wielkim uśmiechem, ale i wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu, wskazał na znajdujący się przy tej ulicy hotel. Zdębiałam, ale tylko na moment.
Spróbowałam raz jeszcze stanowczo pokazać, że się nie zgadzam, że mnie to nie interesuje a potem skręciłam w inną ulicę- facet za mną. Niby byli wokół ludzie, ale co miałabym im powiedzieć? Że głuchy na mnie krzyczy?
Wzięłam głęboki wdech i pomyślałam, że facet nie ma szans- jestem na swoim terenie, znam okolicę i wiele skrótów. Przyspieszyłam kroku, ale nie spodziewałam się, że już o tej porze pewne gwarne zwykle ulice będą jednak wyludnione.
Kiedy po raz kolejny zawróciłam, a facet postanowił pójść za mną, doszło do szarpaniny. Czuć było od niego alkohol. Przestraszyłam się już nie na żarty. Wyrwałam się i przebiegłam na drugą stronę ulicy a facet... naprawdę na mnie krzyczał. Nieartykułowanymi dźwiękami.
I wtedy usłyszałam: "Czy on czegoś od Pani chce?". Obróciłam się, ale nie zauważyłam nikogo na ulicy, ani w bramie, ani w oknach... musiałam głupio wyglądać, chwila się przedłużała, więc odwróciłam się na pięcie i ruszyłam szybkim krokiem. Usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi auta- a więc mój obrońca musiał siedzieć w którymś z zaparkowanych samochodów...
Zanim dotarłam na przystanek, ochłonęłam nieco, ale i tak zadrżała mi ręka nim podałam kierowcy pieniądze, i tak siedziałam jak na szpilkach, bo przede mną usiadł jakiś mężczyzna.
Przejdzie mi, ale następnym razem nie będę pewnie tak chętna do pomocy zagubionemu podróżnemu...

środa, 15 kwietnia 2015

Wiosna ma to do siebie, że choć budzi do życia całą przyrodę, my- ludzie- czujemy się zmęczeni, wymięci... Ja, szczerze mówiąc, chętnie zapadłabym w jakiś pseudozimowy sen. Oczy zamykają mi się nawet w środku dnia.
Ale są chwile- kradzione, przypadkowe- dla których wiosnę u- wiel- biam! :)


Jak tu nie wierzyć w leśne ogniki?


Jak nie odlecieć w marzenia...?


Jak nie zapłonąć?


...kiedy w drodze z pracy do domu spotyka się takie widoki...


Skoro dziś- gdy boli fizycznie, psychicznie i emocjonalnie- kocham życie tak bardzo, to nie martwię się, co przyniesie przyszłość. Prędzej czy później na pewno będzie dobrze :)
Prawda?

niedziela, 12 kwietnia 2015

senność pracoholika

Pisanie, czytanie, wkuwanie, segregowanie, organizowanie...
Padam na pyszczek...
... a robota czeka i niby cisza... a jakby darł się na mnie ten stosik na biurku...


KAWKĘ???


NO OCZYWIŚCIE, ŻE KAWKĘ- CO ZA PYTANIE.


;)

niedziela, 5 kwietnia 2015

księżyc w moim oknie

Ktoś mnie poprzedniej nocy próbował podglądać... ale podglądanie było obustronne ;)


To bardzo wygodne robić zdjęcia z własnego łóżka...


Jeśli sypia się z aparatem...


Gorzej, gdy opadają powieki ;)