niedziela, 31 stycznia 2016

Hebefer

Lubię widzieć jak zmieniają się pory roku.
Lubię widzieć jak na pojedynczym krzewie stopniowo rozwijają się listki,
jak zmieniają odcień w słoneczne letnie dni, jak opadają jesienią.
Lubię dostrzec pierwszy śnieg i kibicować wietrzykowi,
gdy osusza ścieżki po pierwszych roztopach.
Lubię patrzeć na ptaki,
lubię śpiewać z naturą.

Nie jest to łatwe, gdy jest się dorosłym i odpowiedzialnym.
Zawsze brakuje czasu.
Zawsze trzeba się spieszyć, gdzieś biec, gdzieś zdążyć, coś dokończyć, coś zacząć...

"Dorosłym jest być gUpio"- jak powiedział rezolutny przedszkolak.

No to nie dorosłam.

Pewnego dnia jednak stałam się za duża dla dziecięcej duszyczki.
Zaczęłam się w sobie gubić.
Dziecko we mnie skuliło się w kąciku i chlipało nie czując się bezpiecznie.
-Dlaczego płaczesz?- zapytałam małą dziewczynkę w moim wnętrzu.
- Bo ty nie chcesz być ze mną, ty chcesz być mną!- załkała dziewczynka i zadrżała, chyba ze strachu.
- Ale ja jestem tobą.
- Nie, to ja jestem tobą, częścią ciebie, ale jeśli nie staniesz się sobą, to obie staniemy się niczym.

...




Tak wygląda zima w samo południe.





Wszystko jak co dzień, a codziennie zupełnie nowe.


środa, 27 stycznia 2016

Zmarnuję sobie życie

Hordy dziko proszących
o ustanowienie własności
gdzie nie spojrzę wzrok dziki
aniołów miłosierdzia
przechodzonego mocno
które się na mnie rzucą
skoro tylko pozwolę
by ułożyć uładzić
niezależność wyciszyć

- Sama sobie zaprzeczasz.
Też mi nowina- pomyślałam po tym jego stwierdzeniu, które być może miało być odkrywcze, najprawdopodobniej jednak nie bardzo chodziło tu o moją świadomość, raczej o radość pseudoodkywcy. Na głos wydałam z siebie tylko mruknięcie do dowolnej interpretacji rozmówcy.
- Mówisz, że chcesz, że możesz, że chętnie, ale odmawiasz, za każdym razem odmawiasz chowając się za pretekstem.
Ciekawe- tego również nie zamierzałam mówić na głos- specjalista od pretekstów wszelakich odwraca problem? No proszę.
- Jakim pretekstem?- grałam na zwłokę, niepotrzebne mi było wyjaśnienie, przecież to on nie rozumiał.
- No, każdym...jakimś, a w ogóle to...
- Nie.- przerwałam zdecydowanie zanim pobrnął już w nowym kierunku- To, że jestem sobą i własną, to nie jest pretekst.
Wręcz usłyszałam jak zipie wojowniczo, tym razem jednak nie chciał się najwidoczniej kłócić, bo nie wytknął mi niedomówień.
- Sama zarządzam moim czasem.- dopowiedziałam łaskawie nagradzając go za zmilczenie.- Wiem, że nie spełniam oczekiwań.
Niczyich poza własnymi- dodałam już wewnątrz głowy.
- Dobrze, załóżmy, że raz jeszcze zapytam Cię o to samo. Zgodzisz się?
- Oczywiście. Jeśli tylko będę miała czas i, rzecz jasna, ochotę.
- No właśnie.
- Co takiego?
- Nic. Czas spać.
- O, chwileczkę. Mogę wiedzieć co "właśnie"?
Miałam jasną świadomość jawnej niesprawiedliwości. To ja w tej rozmowie prowadzę i stawiam warunki.
- No właśnie z tą ochotą, to coś u ciebie słabo.
Nie ma mowy, nie poddam się.
- Właśnie, że wszystko w porządku jest z moją ochotą, ale kiedy ktoś za mnie chce decydować, to naprawdę się wściekam.
- Widzę.
- Jestem jak koń cokolwiek spłoszony- postawiłam na szczerość- niełatwo mnie ujarzmić. Szczerze mówiąc, to nie doradzam próbować.
- Jasne...- czy to był sarkazm?
No i co mogłam poradzić? "Jasne"? "Jasne"- naprawdę?! Nikt mnie lekceważył nie będzie.
- Dobranoc.- w to jedno słowo włożyłam ostatecznie cały zapas samokontroli.
- Ładnych snów.- odpowiedział spokojnie, chyba tym wszystkim zmęczony, czym wnerwił mnie jeszcze bardziej.

Prawda pierwsza: potrzebuję i pragnę opiekuna, który mną pokieruje. Od czasu do czasu. Umówmy się- każdy czasem chce odpocząć, odłożyć opaskę z czoła i grzecznie się podporządkować. Czasem.
Tylko na ogół nie zniosę, że się mnie chce wtłoczyć na siłę we własne plany i podporządkować sobie. Nawet trochę i delikatnie. A nawet jeśli czasem nie chcę walczyć, to robię to z przyzwyczajenia. No i dobrze, jeszcze bym zapomniała.

Mam niewiele.
Ale mam siebie.
Nie umiem żyć- być może, ale życie nieumiejętne jest nadal moim życiem.
Zresztą...
Skąd wiesz, mędrcze, że twój sposób przemijania jest lepszy od mojego???













sobota, 23 stycznia 2016

Straszne czasy dobrobytu

Nie chcę wzdychać jak Norwid do kraju tego, gdzie ludzie mieli i rozum, i honor, i jakieś zasady...
Chcę wierzyć, że tylko niechlubne wyjątki mogą zachowywać się...tak jak widać.
Nie będzie tu długiego tekstu.
Jest tylko
BRAK SŁÓW.





czwartek, 21 stycznia 2016

Widziałam jak zginął Han Solo

Nareszcie! Nareszcie! Nareszcie!

Kiepsko spałam z ekscytacji. Zastanawiałam się, czy tym razem naprawdę się uda, bo już kilka podejść zakończyło się fiaskiem- a to coś wypadło, a to zmęczenie, a to kichanie... Rzadko zdarza mi się o czymś tak usilnie myśleć. Bałam się tylko, że nie zdążę... Przecież wiecznie jednego filmu grać nie będą...

Bo o film tu chodzi i o kino. O film w kinie. O film nie byle jaki i o to, by go właśnie w kinie zobaczyć.
Są takie produkcje, które tak naprawdę niewiele tracą, gdy je obejrzeć w telewizji kilka lat później, ale są i takie, które mało, że efekciarskie i w 3D wrażenie robią, to jeszcze bliskie sercu i czeka się na nie.
Ja czekałam.



Jestem fanką "Gwiezdnych Wojen".
Nie taką typową fanką, co by się czesała jak księżniczka Leia (chociaż bywało, bo niektóre fryzurki całkiem wygodne), nie taką fanką, która wszystkie wątki zna na pamięć. Tak naprawdę, to oglądam wszystkie części raz na kilka lat i zawsze czegoś jeszcze nie łapię, sporo zapominam i to jest super, bo za każdym razem nie tylko z ciekawością oglądam, ale jeszcze kombinuję co też tam takiego dalej się wydarzy :) a często co się takiego wydarzyło wcześniej ;)

Jak coś jest czegoś siódmą częścią, to już nie ma wielkich szans ani zaskoczyć, ani zachwycić. Starałam się omijać wszelkie wzmianki o filmie, żeby sobie nie psuć wrażenia, choć mnie korciło.
Początek filmu mnie- zgodnie z zasadą siódmej części- ani nie zachwycił, ani nie zaskoczył, a zaciekawił o tyle, że sentyment do tematu posiadam, ale czekałam i już ja dobrze wiedziałam na co czekam.

Gdy na ekranie pojawił się Harrison Ford poczułam się jak w domu :) Dobrze wiedziałam, że to właśnie teraz zacznie się akcja, ale i "dziewczyńskie" wątki na tym zyskają. Nie myliłam się.
Kiedy Solo spadał z kładki mordowany przez własnego syna, który w dodatku miał wyrzuty sumienia, że do dobra go ciągnie, w ostatniej chwili powiedziałam sobie: "tylko nie rycz, bo będziesz wyglądała jak panda!". Fakt- tak emocjonujące mnie wewnętrznie były w tym filmie tylko dwa momenty, a to trochę mało zważywszy, że film jest z gatunku space opera, a romantyzm zawarty w całej serii zawsze słaniał się raczej ku smutnym rozwiązaniom.

Zasadniczo nie dziwię się tak bardzo "bluźniercom", którzy mówią, że filmy te są dość płytkie- jest to tak specyficzny gatunek, że jak Czesława Niemena- można tylko kochać, albo nie znosić. Postawa obojętna świadczy o niezapoznaniu się z tematem.

Czy efekty były super. Yyyy... Ja i moja wyobraźnia raczej byśmy sobie poradziły bez głębi 3D, ale wrażenie było miłe i korzystne dla ogólnego wyrazu. Co ciekawe, okulary na nosie przeszkadzały mi w całkowitym zapamiętaniu się w filmowej rzeczywistości, co zwykle następuje w moim przypadku, gdy zasiadam przed wielkim ekranem.
Przeszkadzały mi w tym też chrupane dwa rzędy za mną taco, ale moja wina- zapomniałam, że są ferie i nawet przed południem raczej w kinie całkiem pusto nie będzie...

Dubbing polski był ok... ale marzy mi się obejrzeć jak najszybciej oryginalną wersję. Jednak jakoś mi to nie pasuje, że kosmici mówią w moim rodzimym dialekcie ;)

Nie chciałam, by ten wpis był recenzją, ale wszystko ku temu zmierza, więc nie będę się bronić, dodam, że muzyka ok, jak zwykle, i przejdę do podsumowania filmu.

No więc... Nie uważam, żeby "Przebudzenie Mocy" jakoś szczególnie odstawało od pozostałych części sagi. Lepsze nie jest na pewno, gorsze też chyba nie. Jak ktoś lubuje się w tej specyficznej atmosferze, to odnajdzie to, czego szukał. A jak ktoś wcześniej nie przepadał za "Gwiezdnymi Wojnami", to na pewno się do nich dzięki siódmej części nie przekona.

Czy sprawa była warta mojej ekscytacji? No cóż... film niekoniecznie, ale chyba ważniejsze było, by wypełnić własne zamierzenie i to, że miał to być dzień tylko dla mnie. To ostatnie się nie udało, ale "nie zawsze jest niedziela" jak mawiał kolega Wojtek...

Nie żałuję wydanych na bilet pieniędzy. Choć wszystko powyżej brzmi jak "średnio i tak sobie", to jednak chętnie obejrzałabym ponownie tę część, a najlepiej wszystkie po kolei części "Gwiezdnych Wojen"- trzeba się będzie kiedyś zrujnować na maraton ;)


poniedziałek, 18 stycznia 2016

Wyjść przed dom, spojrzeć- nic więcej

Kurczę, ja tu mieszkam ponad 30 lat, ale nigdy przyroda nie przestanie mnie zachwycać.






Nigdzie nie muszę wędrować, tylko patrzeć, wdychać, chłonąć...



Ciekawe ilu sąsiadów zauważyło, że wioska zmieniła się w krainę niezwykłą...





Dumna jestem, że to moja okolica :)



Choć nie wiem, czy bym ją poznała gdyby ktoś inny zrobił zdjęcia.







Oho- kuzyn to się chyba w Finlandii buduje, a nie za miedzą ;)




Mgła- efekciara.






Palce jak te sopelki- dobrze, że nie odeszłam od domu :)
Raz, dwa i będzie herbatka :)