wtorek, 23 stycznia 2018

Oddech



Wśród zwykłych dni i miarowych oddechów,
dających spokój, chociaż może smutny
Jesteś tu nagle.

Nie- miarowy.
Nie- spokojny.
Nie- trwały.

Niepokój- to Twoje imię,
które wcale do Ciebie nie pasuje.
Oddycham Tobą.
Wiem, że pożałuję.
Oddycham Tobą
i obłęd przyjmuję jak łaskę.

W jednym ułamku czasu,
w tej sekundzie, której zwątpieniem
żadne z nas nie nazwie
Widzę.

Widzę, że to ja będę smutnym niczym.
Widzę cenę, jaką mi przyjdzie zapłacić
za to właśnie
że Tobą odetchnę.

Widzę i czuję jątrzącą się ranę,
która zostanie już we mnie na zawsze.

A więc mam wybór.

A jednak otwieram
usta na oddech
i siebie na życie.

Oddycham.

sobota, 13 stycznia 2018

ZEN RODZICIELSKI

Miejsce akcji: nadmorskie miasto
Powiązanie: moja kuzynka po mężu swoim i ich dwie córki
Udział biorą: Mama, B.- lat 5, D.- ze 2 lata

Otóż stało się tak, że B. układała sobie zabawki, a D. wymiernie jej "pomagała" ;) i z bezsilności zapewne w tłumaczeniach B. D. pogryzła. Kilka soczystych śladów zjawiło się w różnych miejscach niewielkiego, a podatnego organizmu.
Mama.... nic nie rzekła. Utuliła młodszą i tyle.

Dziewczynki mają co wieczór swój czas na oglądanie bajek. Nadeszła ta pora i B. rzecze do Mamy: bajki! A Mama na to: A zobacz, czy ślady D. po pogryzieniach zeszły.
Nie zeszły.
- To jeszcze na razie nie oglądamy bajek.

:) Teraz te sine ślady są odmuchiwane, głaskane i całowane dla przyspieszenia gojenia ;)

Ze swego miejsca polecam każdemu skutki uboczne przedawkowania melisy jako metodę wychowawczą ;)

niedziela, 7 stycznia 2018

Może będę żyć

"Kto chce doczekać śmierci,
musi żyć"
Kapitan Hektor Barbossa

Zrozumiałam to wyjątkowo wcześnie. Jeszcze w dzieciństwie nękała mnie myśl o danych nam do rozmnożenia talentach- o tym, że życie jest nam dane po to, byśmy uczynili z niego coś pięknego, wielkiego, ważnego... Jeśli nie, to po co nam ono?

Byłam dzieckiem. Mówiono mi, że mam być grzeczna, czyli cicha, pomocna, niezauważalna... więc byłam. W końcu uznałam, że może to właśnie jest przeznaczenie mojego życia- mam być dla innych. By im było łatwiej, wygodniej.
Nie przeszkadzać, nie narzucać się. Dawać, odmawiając brania.

Dorastając usłyszałam głośniejsze i bardziej natarczywe pragnienia mnie samej. Nadal byłam pewna, że każdy z nas ma obowiązek nadać sens swojemu życiu. Próbowałam marzyć i odbijałam się od ściany poczucia winy, że nie jestem niewidzialna. Wracałam na miejsce, znów marzyłam, i znów zawracałam samą siebie- nie przyznano mi prawa do bycia ważną. Byłam pewna, że mogę być akceptowana, może nawet lubiana, ale tylko, jeśli jestem dla innych.
By im było łatwiej, wygodniej.
Nieustanny konflikt we mnie zakończył się swoistą grą- stwierdzeniem, że jestem wiele warta, że mogłabym naprawdę dużo, ale te moje cechy są niewidzialne, nikt nie może ich dostrzec.

W kolejnym dziesięcioleciu mojego życia zostałam przekonana, że zasługuję na to, by być szczęśliwą, a nie tylko przynosić ulgę. Byłam. Poznałam dobrą stronę zaufania, bliskości- bycia z kimś. Ta sama osoba po pewnym czasie pożegnała mnie- ni mniej, ni więcej- dlatego, że miałam własne potrzeby i pragnienia, a nie pracowałam wyłącznie na cudze zadowolenie.
By im było łatwiej, wygodniej.
Pokazano mi wspaniały świat, udowodniono, że on istnieje i zakomunikowano, że nie jest dla mnie- że nie jestem warta tego, by otrzymać do niego klucze.
W innych sferach życia z coraz większym bólem, ale nadal godziłam się być po to, by inni nie musieli... by nie musieli się starać, nadwerężać, zostawać po godzinach- od tego przecież byłam ja.

Teraz przeżywam czwarte dziesięciolecie mojego życia. Wszystko stanęło na głowie. No dobrze- wszystko postawiłam na głowie. Pomagam i wspieram- bo lubię. Nie muszę, ale lubię.
Wiele rzeczy się zmieniło- na gorsze, w ogólnym rozumieniu. Czy na lepsze dla mnie? To przecież okaże się na końcu dziejów. Będę potępiona lub otrzymam przebaczenie za to, że chciałam żyć. Za wiele rzeczy, które zrobiłam...
By mi było łatwiej, wygodniej.
By mi było prawdziwiej, piękniej.
To piękno jest jednak wykradzione, naprawdę nie miałam prawa sobie go podarować.
Tak się kończy duszenie pragnień... wychyną, gdy przepełni się miara i nic już nie powstrzyma potopu.

Może w końcu zrównoważę i uspokoję swoje wnętrze?
W kolejnym dziesięcioleciu lub jeszcze w tym nawet?
Może najpierw nauczę się robić na drutach, a potem nawet pływać?
Może będę podróżować, uczyć się nowych rzeczy i korzystać z tych umiejętności w praktyce?
Może moje łzy przestaną tchnąć oskarżeniem o ostentacyjność. Może otrzymam prawo...
Może zacznę żyć.