poniedziałek, 30 listopada 2015

Toast

Świat stawał się magiczny od błysków w Twoich oczach, gdy mnie uczyłaś lęków i tego, jak je chować, dokarmiać i mordować.
Mówiłaś mi, że jestem- i przekładałaś przeźrocza przyszłych i przeszłych dni.
Mówiłaś "będzie bolało"- życie tak ma, ono boli, a ja nie mogłam uwierzyć wiedząc, że jesteś obok.
Wskazywałaś mi życie i zabraniałaś czekać, a ja bałam się nie posłuchać i bałam się wreszcie żyć.


Twoja dłoń odgarniała z mojego czoła zmartwienia, jak zabłąkany kosmyk. Jeden pocałunek wyjaśnił mnie i światu, że jestem.

Zawsze wiedziałam, że potrzebujesz uczuć, że to nimi się karmisz, że bez nich nie istniejesz. Nie istniejesz naprawdę.
Jeszcze dziś słyszę jak wołasz mnie nic nie mówiąc. Jeszcze dziś czuję jak zawstydza mnie Twoja odwaga. Jeszcze wiem, że to nie po nic było.

Wbrew przyrzeczeniom sobie, że nigdy mniej delikatne ramiona nie otulą Cię do snu... odchodzisz. Odchodzisz od siebie samej.

A może nie odchodzisz? Może Ty też coś odkryłaś? Może znalazłaś siebie nową.

Niewygasłe płomienie, niech Cię nie spalają- lecz grzeją.
Minionych dni miłości, niech Cię nie przyzywają- lecz umacniają.
Dawno ucichłe westchnienia niech Ci nie będą ciężarem- lecz lekcją.
Nowe postanowienia niech Ci nie będą klatką, lecz wolnością.
Życie niech Ci nie będzie trudem, ale radością.
A koniec niech Ci nie niesie żalu, lecz spełnienie.





niedziela, 29 listopada 2015

Abnegatka

Oho. Bywam abnegatką. Źle to i nieźle, ale może się tylko tłumaczę z lenistwa...

Znów ta świadomość pojawia się w moim umyśle, a pojawia się raz na kilka lat, najczęściej wywołana czyimś krzywym spojrzeniem. No bo tak- abnegacja nie jest wcale czymś pochlebnym, choć mogłoby się tak zdawać.

Abnegacja to wyrzekanie się tego, co nam zbywa, w imię tego, co jest subiektywnie pojętą wartością wyższą. Przynajmniej ja to w ten sposób rozumiem.
Abnegacja to również pomijanie na liście spraw, o które zadbać należy, własnych wygód i wyglądu.

Mówiąc wprost, taka abnegatka jak ja- a przecież przyznaję się do bywania nią, a nie bycia na stałe- to osoba, której się zdarza zapomnieć odpowiednio ubrać, zapomnieć się uczesać, zapomnieć, że jak nie wytrzepie wreszcie dywanu, to kurz ją żywcem zeżre. A tam, zapomnieć... kicha, kaszle, ale zawsze jeszcze znajdzie coś pilniejszego do zrobienia.
Uważam jednak, że ustalenie tego, co jest pilniejsze, to zawsze jest kwestia subiektywnych odczuć. Tak samo jak ustalenie co nam zbywa. Wiem, są wartości, które wartościami są niepodważalnie z uwagi na kulturę, na świat... No wiadomo, że czyjeś życie ważniejsze jest od wygody, że wspieranie przyjaciela to więcej niż piłowanie paznokci.

A jednak abnegacja to niekoniecznie piękno wybierania tych działań, które niosą światu światełko, zamiast dbania o siebie. To niekoniecznie piękno, bo na dłuższą metę takie podejście spala i prowadzi do niczego innego jak tylko do przebudzenia się dnia pewnego ze świadomością, że się przesadziło, że nie za każdym razem należy rezygnować- nawet z tych najprostszych, najbardziej błahych potrzeb. Że może jednak czasem należy zadbać o siebie. Że bycie zawsze dla innych po prostu prowadzi do poczucia krzywdy. A to już jest przyczynek do mnożenia pretensji do świata za odebrane szanse.

Zastanawiam się więc czasem, kto mi te szanse i okazje odebrał i wiem, że pretensje do świata są tu kompletnie bezcelowe- podejmuję własne wybory. Jeśli rezygnuję z "jakichś tam" swoich potrzeb, bo uważam, że tak chcę/powinnam/mogę. Jeśli zdecydowałam, to nikt inny nie jest winien, a już na pewno nie bardziej niż ja sama.

Ze zgrozą patrzę na ludzi krzyczących, że zaangażowanie w pracę, czy inne dzieło, odebrało im lata życia w taki sposób, jakby byli do tego zmuszani. Oczywiście, ja też narzekam, że coś mi kiedyś umknęło- najczęściej narzekam na siebie, bo jeśli coś nie daje Ci szczęścia... przerwij to w porę, nie patrz tępo na mijające lata.

Ot, nostalgiczna porada czasami abnegatki. Nie da się bowiem zrzucić winy za własny bałagan na kogokolwiek. Nie da się oskarżyć kogoś o to, że się chciało coś zrobić dla niego. Nie da się.
A przynajmniej się nie powinno.


Oczywiście, jeśli wśród synonimów słowa abnegatka wyłowić takie jak flądra i niechluj, to tym bardziej podkreślam, że "bywam", a nie "jestem",
choć różne są zapewne zdania na ten temat ;)


czwartek, 26 listopada 2015

Pamiętam

Pamiętam siebie taką,
jak przy Tobie w dniach pierwszych-
całą, spokojną, spójną,
niewypowiedzianych wierszy...
pełną.

Pamiętam Cię takiego,
jak w tamtych dniach jesiennych-
pewnego i mocnego,
byłeś wówczas uczuć pięknych...
pełny.

Pamiętam nas oboje
ze sobą tak związanych,
współgrających, współbrzmiących,
światu i sobie oddanych...
w pełni.

Pamiętam ten dzień ciemny,
rozłam słów niepotrzebnych,
smutek, rozczarowanie,
żal ów po brzegi pełny...
pustki.


środa, 25 listopada 2015

Pierwszy śnieg

Oto wiadomość z ostatniej chwili- spadł na mą czuprynę pierwszy śnieg :)
Z mrozem nie lubimy się od jakiegoś czasu- podszczypuje mnie skubany i nie bardzo wiem jak się odgryźć, ale śnieg? Pierwszy śnieg, to zawsze magiczna chwila, więc choć zdjęcia są takie sobie, to i tak spieszę donieść, że oto spadł :)

Cieszę się bardzo, że wydarzenie to poczekało do wieczora-
pierwszy śnieg powinien zawsze spadać ciemną nocą...


Jeszcze nie zasypane, jeszcze nie wybielone,
ale już przyprószone są moje zakątki.


Niełatwo uchwycić spadające płatki,
koniec końców i tak wyglądają jak gwiazdy na niebie ;)


A Księżyc- cwaniak otulił się pierzyną z chmurek... śniegowych, ciężkich... i ani myśli zmarznąć.


Mietek na iskrzącym podłożu już się szykuje-
mnie będą odpadać zmarznięte palce,
on będzie się chwalił białymi pejzażami.


Uzależnienie od Księżyca nie mija :)



A co się dziwić, że śnieg spadł-
przecież rano przymroziło,
potem się ciut ociepliło,
w kościach łamie od wczoraj- zima idzie :)




Eh... ciepłych świec, kominka, termoforu i frotowych skarpet czas szukać...


sobota, 21 listopada 2015

Każdy myśli, że jestem taka jak on.

Od dawna przymierzałam się do tego wpisu. Potrzebuję go, by uporządkować myśli. Przyznać się przed samą sobą do pewnych spraw, inne zrozumieć, albo po prostu zauważyć. Po to przecież powstał ten blog- wybaczcie- powstał dla mnie, bym lepiej rozumiała siebie i łatwiej z sobą wytrzymywała :)

Każdy myśli, że jestem taka jak on.
To mój wielki talent i przekleństwo. To chyba umiejętność wypracowana przez lata i wzięta z dzieciństwa, kiedy tak bardzo się wierzy, że "dobrze" to znaczy tak, jak rodzice. Nie mogąc znieść siebie, gdy mówiono mi, że powinnam być taka, czy inna, uczyłam się dopasowywać do ludzkich oczekiwań. Później ta umiejętność wrosła we mnie tak bardzo, że dopiero po latach zaczęłam pracować nad równowagą w tym względzie.
Dziś staram się wykorzystywać tę zdolność w najlepszy możliwy sposób i jakoś nad nią panować, ale po kolei.

Wszystko bierze się z tego, że byłam dzieckiem, które nie chciało przeszkadzać, nie chciało rzucać się w oczy, nie chciało wciąż robić czegoś nie tak. Patrzę wstecz na tą kilkuletnią dziewczynkę i myślę sobie, że najchętniej przytuliłabym ją mocno i powiedziała, że jest idealna, że nie musi się tak usilnie starać wszystkich wokół zadowolić, że nie musi się przejmować, kiedy śmieją się z kolejnej próby bycia samowystarczalną, okazania troski bliskim.
Czasem rzeczywiście tak jest- kiedy wychodzi ze mnie tamten zahukany dzieciak, który czuł się zbędnym elementem i ciężarem dla wszystkich, staram się siebie przytulić. Mówię sobie jasno: jesteś dobra, życzliwa i mądra- nikt nie ma prawa tego wyśmiać, czy umniejszać. Szczególnie sama Ty...
Cóż, wiele problemów rzeczywiście wynika z dzieciństwa. Nie szkodzi- jeśli przekujemy je w coś dobrego, to stajemy się bohaterami własnego życia.

Długo uczyłam się, że mogę być sobą i za to będę lubiana przez ludzi, którzy to docenią. Na szczęście trafiłam na właściwych przyjaciół, którzy do dziś- gdy zapominam o sobie, mówią mi: ej, co z tobą? Bywało nie raz i jeszcze nie raz się zdarzy, że ktoś uwierzy we mnie zanim sama to choćby rozważę, że ktoś zobaczy sens w moich dążeniach, albo puknie mnie w czoło. Tu też można by powiedzieć, że dopasowuję się do tego, co inni powiedzą, ale starannie tych "innych" wybieram i dokładnie przyglądam się ich słowom.
To może być nawet zabawne- jak w sympatycznej komedii- gdy życiowe odkrycia diametralnie zmieniające mój punkt widzenia powoduje np. wypowiedź listonosza na zupełnie inny temat, albo jedno słowo dobrze zorientowanego w moich lękach przyjaciela. Pewnie mało kto w moim otoczeniu jest świadom, że każde jego słowo może stać się zapalnikiem moich długich przemyśleń... ale tak jest.

Wiele osób rozgaszcza się na dłużej w moim kręgu, bo czują się dobrze przy kimś, kto rzeczywiście słucha, stara się zrozumieć. Ludzie mnie ciekawią- intryguje mnie sposób w jaki myślą, kierują swoim życiem. Jestem zbieraczem doświadczeń. Mało czemu się dziwię, a jeśli nawet, to rzadko to okazuję lub robię to w sposób spokojny i płynny- by rozmówca czuł się przy mnie bezpiecznie. Dokładnie wiem jak to jest być atakowanym z tego tylko powodu, że miało się czelność odezwać i nie sprawia mi przyjemności "gaszenie" ludzi. Ten etap zostawiłam za sobą. Tak więc wszystko jest dla mnie interesujące. Nie oszukujmy się- nie zawsze. Są dni, kiedy cały świat mi zwisa, ale rzadko kto staje się świadkiem takiego mojego nastroju, bo pokazuję go tylko tym, którym ufam, że nie uciekną z krzykiem...
Chyba każdy lgnie do rozmówcy, przy którym może czuć się bezpiecznie- nie ma nachalnych pytań, jest cierpliwość i chęć zrozumienia. W wielu sytuacjach ta moja cierpliwość jest trochę... jak ciekawość badacza. Taka prawda. Rzadko jednak pytam, bo chcę wiedzieć ile ktoś jest gotowy powiedzieć, ile chce powiedzieć.
Najczęściej jednak po prostu utożsamiam się z każdym, kto pojawi się przy mnie. W każdym znajduję cząstkę siebie, któryś z własnych lęków czy problemów, wrażliwość lub zupełne siebie przeciwieństwo i jestem faktycznie zainteresowana tym, czego mogę się nauczyć lub jak mogę pomóc. Wymiana wiedzy, wsparcie najprostsze- po prostu bycie przy kimś, wysłuchanie, poświęcenie uwagi. Ja wiem, jakie to jest cenne, dlatego rzadko odmawiam tego innym.

Ludzie mają to do siebie, że działają schematycznie- szukają podobieństw i różnic, szukają miejsc i ludzi dających bezpieczeństwo. Ufają temu, co znają.
Słucham, okazuję zainteresowanie i jestem naprawdę ciekawa. Naprawdę. Dlatego tak wiele osób przyjmuje za pewnik, że łączą nas te same zainteresowania, że podobnie rozwiązujemy problemy, że nasze ścieżki są tak podobne. To w dużej mierze prawda- jest wokół mnie wiele osób z którymi łączy mnie niezwykła nić zrozumienia i bardzo się z tego cieszę.
Fenomenem swego rodzaju są ludzie, których ja nie rozumiem- akceptuję, ale nie rozumiem, nie popieram albo po prostu nie znam, bo pojawili się przed kilkoma minutami- a oni i tak uważają, że jesteśmy idealnie dopasowani, albo, że mogę, że chcę, stać się taka jak oni.

Uprzejmość i życzliwość to nic negatywnego. To wspaniałe widzieć, że ludzie w moim towarzystwie dobrze się czują. Dziwne, ale i zabawne było dla mnie odkrycie, że nauczyciele w szkole widzieli we mnie potencjał historii, matematyki, polskiego i wielu mniej standardowych przedmiotów... choć najczęściej oceny wcale tego nie potwierdzały :)

Dziś kontakt z ludźmi to moja codzienność i tym bardziej przydatna jest ta moja cecha, ale myli się ten, kto uważa, że to wyłącznie coś dobrego. Ileż razy można patrzeć w oczy zawiedzionej nauczycielce/ciotce/sąsiadce/przyjaciółce, czy... matce... która odkrywa z wielkim zdziwieniem, że szczytem moich marzeń nie jest wyprawa już wydeptaną przez nią ścieżką? Bo kiedyś w końcu oprócz punktów wspólnych wychodzą na jaw rozbieżności...
To trudne, szczególnie w życiu prywatnym. Nie ukrywam tego jaka jestem. To nie tak. Po prostu nie odkrywam się od samego początku, nie zawsze w porę prostuję wyobrażenia innych na mój temat, a często, gdy mówię: nie taka jestem- oni mi nie wierzą. Zupełnie, jakby lepiej ode mnie wiedzieli kim i jaka powinnam być.

Uważne słuchanie, życzliwość i empatia mogą się zemścić. To dziwne, ale właśnie tak jest. Gdy nagle ktoś, kogo szanujesz, komu życzysz jak najlepiej, kto ma dla Ciebie znaczenie- upiera się, że wie, co dla Ciebie najlepsze, a Ty musisz mu w nos wykrzyczeć, że właśnie nie, że nie chcesz. Że chcesz pozostać sobą.

Najważniejsze jest... by w tym wszystkim rzeczywiście umieć rozpoznać w którym miejscu to jeszcze Ty, a w którym sympatia, podziw, empatia... To też nie jest łatwe.
Przypomina mi się "Uciekająca panna młoda", która tak bardzo dopasowywała się do kolejnych narzeczonych, że nie wiedziała nawet jak przyrządzone jajka lubi... Cóż. Taka właśnie jestem- dopasowuję się do ludzi jak woda do naczynia. I czasem w bolesny sposób się o tym przekonujemy, ja- woda i naczynie...

Czy w tym wszystkim zapominam być sobą? Prawda jest taka, że w ten właśnie sposób jestem sobą.

Każdego dnia walczę o to, by być sobie wierna. Każdego dnia walczę o zrozumienie. Każdego dnia staram się nie być cierniem. Każdego dnia jestem pełna sprzeczności.
Taka jestem- jestemja.



Cylik

Gdy pierwsze spadały liście
Po prostu mnie pokochałeś
Przyrzekłeś to uroczyście
gdy pierwsze spadały liście

Gdy pierwsze spadały płatki
Kochałeś mnie za wszystko
Uśmiech Twój mówił to gładki
gdy pierwsze spadały płatki

Gdy pierwsze śniegi topniały
Coś we mnie kochałeś nad życie
Język Twój mówił wspaniały
gdy pierwsze śniegi topniały

Gdy pierwsze rozkwitły kwiaty
Kochałeś, bo kocha się wiecznie
Piękne dowodem rabaty
gdy pierwsze rozkwitły kwiaty

Gdy pierwsze czyniono żniwa
Kochałeś już tylko słowami
Co miałam robić- tak bywa
gdy pierwsze czyniono żniwa

Gdy pierwsze liście spadały
Po prostu mnie zapomniałeś
Z serca Ci mnie wymazały
gdy pierwsze liście spadały.


czwartek, 19 listopada 2015

Moment

Usiądź, posłuchaj przez chwilę
jak bębnią swoimi skrzydłami
zeschłe po lecie motyle

Przyjrzyj się, zobacz, Kochany
jak podpiera nasz ciężar patyk
w palcach na dwoje złamany

Poczekaj, poczuj raz jeszcze
jak nasza gorączka zapału
zmieniła się nagle w dreszcze

Zatrzymaj się, w siebie nabierz
mnie, tego, czym byliśmy razem
i z sobą, daleko, zabierz...


wtorek, 17 listopada 2015

Nie mogę zatrzymać Cię w sobie

Nie mogę zatrzymać Cię w sobie
A jesteś we mnie uparcie
Nie mogę, bo ból mi sprawiasz
Jesteś mi serca rozdarciem

Nie mogę Cię w sobie zatrzymać
Już nie mieszczę Cię w sobie
Brakuje już miejsca dla mnie
Cokolwiek pomyślę, powiem

Nie mogę zatrzymać już Ciebie
Nie mogę ze sobą Cię nosić
Nie mam już siły z tym walczyć
Nie mam już siły Cię prosić

Zatrzymać Cię w sobie nie mogę
Musisz to w końcu zrozumieć
Tylko musiałabym jeszcze
Bez Ciebie być, istnieć umieć


niedziela, 15 listopada 2015

Przyszli

W pustkę wysyłam myśli
gdy wokół już nikogo
Odeszli Ci co przyszli
odeszli patrząc wrogo

Nie zrozumieli bólu
nieznanego nikomu
Dziwili się tęsknocie
do straconego domu

Nie mogli się nie dziwić
widząc ten dom stojącym
Nie mogli się roztkliwić
Nad światem istniejącym

Istnienie to jest złudne
lecz tego nie wiedzieli
Wnętrze puste i brudne
wzrokiem swym pominęli

Widzieć nie jest wygodnie
niewygodnie odczuwać
Chce się myśleć swobodnie
O tym jak pięknie fruwać

By pośród planów frunąć
i wielkich marzeń swoich
Musieli mnie usunąć
świat malując oswoić

Zobaczyć nie każdy gotów
co kogoś innego dręczy
Większość od tego stroni
większość się bardzo męczy

Nikt tego nie rozumie
w pustkę wysyłam myśli
Nikt pojąć mnie nie umie
odeszli Ci co przyszli...




i splotłam palce moje
z jego dłonią silną a czułą

Weź ją- powiedziały moje oczy.
Weź tę dłoń, którą Ci daję, jest Twoja.
Nie bój się, nie każę Ci płacić, nie bój się jej przyjąć.
Ja i tak nie mogę zatrzymać jej dla siebie. Jest Twoja. Już to postanowiła.
Zresztą, nie, to nie jej decyzja. Zawsze robiła to, co jej kazało.
Nawet najgłupsze rzeczy, nic na to nie poradzę.
Teraz ono mówi, że jest Twoja i ona wciska się w Twoje palce- już wie, że to jej miejsce.
Zwinęła się w kłębek- nie, to nie jest pięść, Głuptasie.
Pięść zaciska się, by coś schować lub kogoś zaatakować.
Ja nie mam już nic do ukrycia. Niczego Ci nie zabraniam i nie zamierzam się bronić.

Serce wydało mnie Tobie.

i otulił dłoń moją
w jego dłoni silnej i czułej

Słowność- archaizm totalny.

Słowność i punktualność- archaizmy. Nieznane współczesnym ludziom relikty ubiegłych epok. Rozumieć te słowa, to już coś niezwykłego. A posiadać te cechy? Coś ekscentrycznego.

Zapytaj młodzież czym jest szacunek- od razu Cię poprawią, że nie szacunek, a szacun i to jest wtedy jak Ci nikt nie podskoczy. Yhym... Szacun może na tym polega, ale to nie jest szacunek.



Słowność.
Robić sobie z gęby dupę można dzisiaj bez skrępowania i to jest pewien styl, trend, mówią nawet, że podstawowe prawo. Nie przeczę, każdy ma prawo być kim chce, żyć jak umie. Dziwię się tylko, że pozostali łykają ten kit bez oporu.
Pamiętam to jeszcze z dzieciństwa, że jak się człowiek na coś umawiał, to za wszelką cenę starał się dotrzymać, a jak nie dotrzymał, to się musiał wstydzić, inni się obrażali. Nie, nie- tak nie wolno, nikogo nie należy piętnować... nawet jeśli za nic ma innych, ich czas, zaangażowanie i nerwy.
Każdy ma prawo zmienić zdanie. Wczoraj się umówił, dziś mu coś wypadło- co to za tragedia? Żadna, jeśli nie zapomniał, w którym żyje wieku i że już wymyślono coś tak niezwykłego jak zmieniacz ustaleń w wygodnej formie telefonu- i to nawet komórkowego.
No tak... ale czemuż dręczyć ludzi? Nie nadymaj się, głupia. Przecież nikt nie ma obowiązku przejmować się Twoimi planami, każdy ma swoje życie. Brawo, ale jeśli chce, bym była choć najmniejszą częścią tego życia, niech mnie szanuje! Niech mówi prawdę! Niech słów na wiatr nie rzuca- szczególnie niepytany! Niech zobaczy cokolwiek poza swoim chwilowym, chwiejnym i zmiennym "widzi mi się".
Bardzo rzadko żądam obietnic, bo obietnicą swego rodzaju jest dla mnie każde wypowiedziane zdanie.
Jeśli ktoś mówi: "przyjdę", "zrobię", "przyniosę" itd., itp.- to liczę na niego.

Nie mogę wręcz uwierzyć jak często ludzie pokazują mi, że się mylę w tym względzie, że słowa nie mają znaczenia, że nawet poparta dokumentem deklaracja to jeszcze nic pewnego.
Zastanawiam się, czy fakt, że ktoś co pięć minut zmienia zdanie jest objawem tzw. myślenia na głos- ergo w sumie dowód zaufania, że myśli właśnie przy mnie... czy może niezdecydowania własnego danego delikwenta- ergo niedojrzałości jego i nieznajomości własnych poglądów, nieumiejętności kreowania własnych planów... W obu przypadkach jednakowoż, uważam- i nie podejrzewam, bym szybko zmieniła zdanie- jest to brak szacunku do samego siebie. Jeśli bowiem sam nie traktujesz poważnie swoich słów, jak możesz żądać, by inni traktowali je poważnie?
Objawem całkowitej labilności i miotających człowiekiem sprzeczności są dla mnie sytuacje, gdy ktoś równie poważnym tonem wygłasza rozkazy i polecenia oraz wyraża swoiste przemyślenia. No i podwładny/dziecko/współpracownik/małżonek czuje, że się musi z tego zadania wywiązać, bo będzie bura, a bura jest tak czy inaczej, bo to myśl była, a nie polecenie, i już się zmieniło... OK, jeśli się zmieniło na lepsze... na mądrzejsze, ale z łaski swojej... nie miej pretensji do ludzi o to, że Cię słuchają!

Słowność. Trudny temat, bo jeśli nie dotrzymujemy obietnic danych sobie, to tych, danych innym tym bardziej... Bo jeśli wiążąca jest tylko obietnica, to cóż mają znaczyć zwykłe słowa, których tyle przecież pada w ciągu każdego dnia?
Słowność. Kiedyś była powszechna. Dziś... Dziś chyba jest... dziwna.


Punktualność.
O punktualności można dziś już tylko bajki opowiadać. Niestety, zamiera ten dziwny obyczaj przychodzenia na umówioną godzinę, wykonywania zobowiązań w terminie. Powód jest zrozumiały: bo po co się napinać?
Może po to, by kogoś i siebie uszanować? Ho, ho- tu przesadziłam: kto dzisiaj się szanuje? Niemodne to jest, passe. Jakoś moda nie podciągnęła pod vintage zachowań pożądanych- a szkoda.
Nie potrafię pojąć zachowań osób, które niepytane, nieproszone, nie pod naciskiem- same z siebie strzelają hasłami z rozdziału "ja Ci pomogę" a potem nie pamiętają, nie chce im się, więc po prostu to odkładają, nie przejmują się czasem, bo nikt im nie zapłaci, a jak zapłaci, to przecież świat się nie przenicuje przez małe/średnie/nie tak znowu ogromne opóźnienie. Nie przenicuje się, bo już jest tak odwrócony, że słabo go rozumiem.

Jeśli poświęcam komuś czas, to oczekuję, że on mi będzie wdzięczny. Tak, oczekuję tego. Nie jestem pierwszorzędną zołzą- po prostu staram się mieć do siebie szacunek.


Do tej pory tolerowałam wśród przyjaciół takie lekceważenie- tłumaczyłam ich i ładowałam frustrację do wewnątrz. Zawsze staram się zrozumieć pobudki drugiej strony, więc moi znajomi nawet nie muszą się tłumaczyć. Przyjaciołom wybacza się wiele. Problem jednak poszerza zakres. Pora zapytać siebie wprost: czy uważam, że zasługuję na szacunek?
Z patosem: oczywiście, każdy zasługuje.
Jasne. Czy więc zamierzam o niego walczyć?

A tak. Zapowiadam niniejszym światu: Jeśli coś do mnie mówisz, licz się z tym, że wezmę to na poważnie i nie pozwolę się wyśmiać, że przejęłam się Twoimi słowami. Jeśli chcesz mnie spotkać, pojawiaj się punktualnie, umawiaj się precyzyjnie i nie licz, że przejdzie bez echa, jeśli mnie po prostu olejesz.
Nie rzucaj słów na wiatr. Nie musisz przy mnie uważać na każde wypowiedziane słowo, ale jeśli mówisz o czymś co mnie bezpośrednio dotyczy, o tym co ma wpłynąć na moje plany, to przemyśl to najpierw, a jeśli zmienisz zdanie po fakcie, bądź łaskaw mnie poinformować.

Nie wszystko w życiu jest zabawą, a to, co bawi Ciebie, nie jest zabawne dla tego, kogo lekceważysz.

czwartek, 12 listopada 2015

Oczy zamknięte

Staram się nie widzieć
oczy zamknięte
Staram się nie słyszeć
cisza nie chce trwać
Myślom każę przestać
myśli pominięte
wołają mnie krzykiem
cisza nie chce trwać

Staram się nie mówić
wargi zaszyte
Staram się już nie czuć
czuję pusty los
Głosom każę zniknąć
strachem podszyte
wołają mnie myśli
czuję pusty los

Staram się nie uciec
nogi zmrożone
Staram się nie krzyczeć
panika trwa
Nie chcę widzieć kiru
światła zamglone
nie przebiją ciemni
panika trwa

Pokazuję spokój
spokojny świat
Pokazuję radość
gorzki smak
Nad duszy mogiłą
szaleje znów wiatr
nie porwie do życia
gorzki smak.




Marciński rogal... mmmmmniam :)


Może nie aż tak bardzo typowo spędziłam wczorajszy dzień...
może nie biegałam, nie śpiewałam (prawie), nie brałam udziału w pochodzie...
ale na marcińskiego rogala się załapałam :)
Rogal made in brat z połowicą swą.
Rogal prawdziwy, z białym makiem i włoskimi orzechami.
Z ciasta wałkowanego godzinami ;) z wiórkami masła.
Mmmm....
Szkoda, że gdy wróciłam do domu rogale już nie były gorące,
bo opowiadając o niezwykłym doznaniu spożycia ciepłego wypieku,
moja mama rozpływała się bardziej niż to masło w cieście ;)

Po popołudniowym ognisku byłam najedzona pod sufit,
ale czy na widok takiego rogala w kimkolwiek nie obudziłby się łakomczuch???

Uważam za wspaniały pomysł uczczenia niepodległości
naszego pachnącego dobrą kuchnią kraju
poprzez powrót do tradycyjnych przepisów.
Punkt dla pierworodnego i o.m.c. bratowej :)


poniedziałek, 9 listopada 2015

Miliona takich dni jak wczoraj, miliona takich dni jak dziś...

Wczoraj- pracowita niedziela. Wietrznie, ale nawet ciepło. Fizyczna praca na świeżym powietrzu- i to w przepięknym miejscu- zaowocowała niesamowitym bólem rąk, ramion, barków... ale ten ból przypominał tylko o przyjemności wdychania prawdziwie czystego powietrza, o satysfakcji z własnych działań w dobrym towarzystwie :)
Popołudnie u przyjaciół natomiast nakarmiło mnie ciepłem i sprawiło, że uśmiechałam się nawet zasypiając :)

A dzisiaj? Dzisiaj przeżyłam antyponiedziałek! Wszyscy mili i uprzejmi. Wszystko po myśli pełnej nadziei. Gdziekolwiek pójdziesz, ktokolwiek przyjdzie- wszyscy życzliwi! Uwielbiam takie dni- znów można uwierzyć w ludzi :)

Zdjęcia z wczoraj, bo życzliwość trudna jest do uchwycenia ;)






Chmurki, cienie i światełka...
Wiatr huczący- wszystko drży...



I kto mówi, że prześwietlone zdjęcia nie mogą być czarujące?






Piękne drzewo, któremu ciągle ktoś grozi wycięciem,
wygląda jak dama czekająca na bal,
jak modelka na wybiegu.










A potem wierzysz w siebie, znasz swoją wartość i czujesz, że góry możesz przenieść.
Albo przynajmniej wiele znieść.
Choć jesteś drobinką wśród świata przyrody, drobinka ma znaczenie.

Oby więcej takich dni.