wtorek, 29 marca 2016

Leśmian

***

Lubię szeptać ci słowa, które nic nie znaczą –
Prócz tego, że się garną do twego uśmiechu,
Pewne, że się twym ustom do cna wytłumaczą –
I nie wstydzą się swego mętu i pośpiechu.
Bezładne się w tych słowach niecierpliwią wieści –
A ja czekam, ciekawy ich poza mną trwania,
Aż je sama powiążesz i ułożysz w zdania,
I brzmieniem głosu dodasz znaczenia i treści…
Skoro je swoją wargą wyszepczesz ku wiośnie –
Stają mi się tak jasne, niby rozkwit wrzosu –
I rozumiem je nagle, gdy giną radośnie
W śpiewnych falach twojego, co mnie kocha, głosu.
Bolesław Leśmian
(1877-1937)


niedziela, 27 marca 2016

Wielkanoc

Tajemnica, moc, spektakl i prawda.
Wielkanoc.



Malowanie, świętowanie, ozdabianie.
Wielkanoc.


Sumienie.
Wielkanoc.



Wszystkiego pysznego,
spokoju i radości, bo dziś...
Wielkanoc.



sobota, 26 marca 2016

Spod kołdry ;)

Przyłapałam Cię.
Nie, tak łatwo się nie wykręcisz.
Podglądać mnie nocą? Przez okno?
Odpracujesz mi to skubańcu!


Nie maż się, bo wyglądasz jak przez okno.
No tak, niby mogłabym to okno otworzyć, ale jakoś ciepło mi w łóżku,
a na dworze chłód...
niech będzie tym razem przez szybę ;) 




W tunelu z chmur mógłbyś uchodzić za UFO...


A gdybym była na dnie jeziora, to widziałabym Cię tak:


oczywiście, jeśli woda nie byłaby śmierdzącym bagienkiem...



Takiego Cię lubię i podziwiam.
Tak się cieszę, że aby oglądać ten chmurny spektakl
nie muszę wychodzić spod kołdry :)


Podglądaj mnie częściej, a ja Cię będę częściej uwieczniać...


wtorek, 22 marca 2016

Lepszy spokój w garści, niż miłość na dachu

Literatura wszystkich czasów dostarcza nam niezliczonych przykładów, dowodów i wywodów, że miłość może przyjść z czasem, nie jest wyłącznie uniesieniem od pierwszego wejrzenia, a także, że bez miłości, a z poszanowaniem potrzeb drugiej osoby bywa łatwiej i stabilniej...
Oczywiście większość książek ze słynnych serii typu "z serduszkiem" stawia jednak na ekstazę uniesienia i grom z jasnego nieba, co najwyżej nie od razu zinterpretowany jako uczucie zwane powszechnie miłością.

Jako nastolatka przeczytałam kilkanaście takich powieści, popychając jeszcze bardzo modnymi wtedy w polskiej telewizji telenowelami z gorących, nie tylko atmosferycznie, części naszego globu. Dorzućmy do tego zamiłowanie do Mickiewicza i oto- wypisz, wymaluj- ja właśnie: osóbka nadwrażliwa z głęboko zakorzenionym przekonaniem, że szczęście jest stanem ulotnym danym nam tylko po to, byśmy przez większość chwil życia mogli być uświadomieni w swoim niedostatku wrażeń, uczuć i przeżyć.

Tylko mnie nie żałujcie. Nie czuję się nieszczęśliwa. Osiągnęłam już poziom spokoju poprzedzony długim czasem podejrzliwości wobec wszelkich przejawów sympatii. A tak, nie mam za grosz zaufania do budowania tzw. trwałych, poważnych związków, a jeśli chodzi o te nietrwałe i niepoważne, to tym bardziej szkoda mi czasu i energii.
(Na co ów czas i energię tak skrzętnie oszczędzam jest jeszcze dla mnie tajemnicą...)

Czerpię garściami, choć wybiórczo, z literatury, filmu, poezji, czy muzyki. Po zawirowaniach ostatniej dekady rozumiem dokładnie, o czym śpiewa Kobranocka słowami:
"Wiesz dobrze, co byłoby dalej, 
Jak byśmy byli szczęśliwi, 
Gdybym nie kochał Cię wcale."

Bez miłości jest łatwiej. Tego jestem już najzupełniej pewna.

Bez miłości mogę odpuścić, wiele mogę przebaczyć, na wiele przymknąć oko, znieść wiele postaw, słów i gestów, które mi się nie podobają. Nie muszę się pieklić, że bajka blaknie. Nie muszę nadmiernie przeżywać ani kłótni, ani radości. Nie muszę obsesyjnie zastanawiać się co się stanie, czy się uda, czy damy radę.
Nie muszę, bo ten życzliwy człowiek obok mnie nie jest jednak z przeznaczenia cząstką mnie samej.

Jeśli pozwolę mu stanąć przy sobie, wiem, że tylko na tym zyskam.
- Pozwól mi rozwiązać swoje problemy- mówi.
- Chcę się tobą zaopiekować.
- Nie żądam wiele w zamian.
- Dam ci to, czego potrzebujesz.

- Byłoby nam razem dobrze.

Tak, wiem.
Byłoby.
Gdybym była taka, jaką mnie widzisz.
Byłoby.
Tobie.

Nie jestem jednak osobą ani potulną, ani negującą swoje potrzeby, ani odważną, ani waleczną, ani posiadającą wiedzę, o którą mnie posądzasz.
Nie jestem tym dziewczęciem, którym chciałbyś zaopiekować się jak mąż i jak ojciec.
Nie jestem zgodna, nie jestem zaradna.

Jestem natomiast wolna.
Wolna w sposób, którego nie rozumiesz. Wolna w stopniu, którego nie możesz akceptować.

Woda i olej mogą przebywać w jednym naczyniu, ale nigdy się nie przenikną.

Miłość wypaliła we mnie znamię, które nie pozwala mi na półśrodki, choćby i najsłuszniejsze.
Nie zasłużyłeś na to, bym będąc przy Tobie, myślała o tym, który odszedł- który pozwolił mi odejść.

Wiem, że to możliwe. Nie wierzę jednak, że to wystarczający powód.

Stoję więc przed wyborem:
spokój, który jest pewny lub zapał, który odszedł i nie wiadomo, czy się jeszcze pojawi.

Gdybym mogła wierzyć, że nigdy już nie zapłonę. Gdybym mogła wierzyć, że płonąc odważę się rozżarzyć cały świat.
Życie byłoby o tyle prostsze.

Wybory, dylematy, decyzje...

Kroki, które stawiamy za siebie i za innych. Pocieszenia, które stają się obciążeniem. Obciążenia, które pozwalają trzymać się życia.

Odpowiedzialność. Ucieczka przed nią.

Nadzieja, która jest trutką. Tak. Nadzieja, która jest trutką.
Nadzieja, która szepcze, że jeszcze coś się zdarzy. Kusi, by na to czekać. Przeczekując życie.

Ile szans straciłam licząc, że zdarzy się jeszcze dokładnie to, czego chcę, to wiem tylko ja.
A jednak nie umiem wyobrazić sobie, że gdy los się odwróci, ja już nie będę mogła go przyjąć, bo wcześniej zdecydowałam inaczej.

Czego ode mnie chcesz, Życie? Czego ode mnie oczekujesz?

Mówią, że życie bez nadziei jest bez smaku, że bez kogoś przy boku jest pozbawione kolorów.
Ja znam smak i barwę spokoju płynącego z dziwnej mieszaniny nadziei i rezygnacji.
Olej i woda.

O gustach się nie dyskutuje.







sobota, 19 marca 2016

Bukiet z cukierków

Nie mam pojęcia dlaczego tak rzadko pozwalam sobie na kilka godzin kombinowania, skoro tak mnie to odpręża i kręci :) Chyba na co dzień brakuje mi po prostu motywacji. Kiedy coś robię, lubię by było to po coś. Tym razem motywacja była bardzo prosta nie miałam pomysłu, ani dużego budżetu na prezent dla wujka, więc usiadłam i podłubałam...
Oczywiście, teraz zrobiłabym to już inaczej- łatwiej i szybciej, ale przecież nie rodzi się człowiek z wiedzą jak zrobić bukiet z cukierków ;) a z drugiej strony patrząc- nie szukałam na to sposobów w Internecie, bo i kombinowania by w tym za wiele nie było, i satysfakcji też nie.
Chciałam po swojemu i po swojemu zrobiłam, a następnym razem sposób udoskonalę, bo że niejedna osoba jeszcze taki słodki bukiet ode mnie otrzyma, tego jestem pewna :)

 Wybrałam cukierki zawijane w jedną stronę, bo spodobał mi się efekt płaskiej powierzchni na ich spodzie,
myślę jednak, że każde inne też by robiły fajne wrażenie.


Uwielbiam  ten cieniutki drucik,
który łączy, ale też zdobi..
Najpierw połączyłam po trzy cukierki. 

Potem, już mocniejszy drucik pomógł
w utworzeniu "kwiatków" z połączenia czterech gałązek.

Taki mały bukiecik byłby moim zdaniem uroczy,
i łatwiejszy w wykonaniu ;),
ale tym razem zależało mi na połączeniu
aż 60 cukierków.




Druciki, które na początku połączyły cukierki, teraz stały się błyszczącą dekoracją :)



Ale jak szaleć, to szaleć- dodałam tiul w dwóch odcieniach-
- i tu znów: następnym razem wybiorę cukierki najwyżej w dwóch kolorach.
Wtedy bukiet będzie bardziej stonowany :)



Jeszcze więcej tiulu,
jeszcze więcej drutu
i wszystkie chwyty dozwolone,
by uzyskać żądany efekt:)

 

Najtrudniej sprawić, żeby bukiet był sztywny i wygodny w trzymaniu-
dobrze byłoby owinąć druciane łodyżki wokół solidnego stelaża- np. drewnianego kołka.


A mój ulubiony ozdobny drucik, którym owinęłam cały bukiet
utrzymuje cukierkowe gałązki w ryzach- żeby się nie rozchodziły i nie bujały.

Ta-dam :)


Tak to bawiłam się minionej nocy ;)

Tak sobie myślę, że już niedługo znów spróbuję, by nie zapomnieć, co należy ulepszyć :)

czwartek, 17 marca 2016

Czemuż, złośliwy Boże...

Czemuż, złośliwy Boże,   
dajesz o co proszę?
Czy nie dość Ci jest jeszcze
zuchwałości mojej?
Krzyczysz cudzymi usty,
że tak być nie może,
że Dajesz to, czego trzeba,
nie to, czego chcemy.

Czemu, złośliwy Boże
z pobłażliwą miną,
dajesz mi to co zechcę
nie wzbraniasz, nie mącisz.
Nawet nie każesz czekać,
nie każesz mi skinąć
cóż dopiero wytrwale
Cię błagać, się modlić.

Jedni latami patrzą
na Twoją przychylność,
proszą okruchów dla się
i łaski w swych smutkach,
a ja wzdycham raz cicho
ot, by ulżyć myślom
i płacę za tę słabość,
a cierpliwość krótka.


Ja już, złośliwy Boże,
i boję się prosić,
aby tego proszenia
skutków już nie znosić...

niedziela, 13 marca 2016

Wiosna się znalazła :)

Poszukiwania wiosny w lesie kilka dni temu nie przyniosły spodziewanych rezultatów,
wiosna w domu to takie trochę sztuczne doznanie.
Dziś odnalazłam ją w ogródku- jeszcze nieuporządkowanym,
więc tym bardziej naturalnym :)


 Czułość, miłość... wiosna!

 

Zieleń jednym jest kolorem, a odcieni milion.


Przebiśniegi od wielu dni na powierzchni,
ale otworzyć się nie chcą...
choć słyszałam, że w bardziej osłoniętych ogródkach już są odważniejsze :)


Krokusy, jak dzieci Słońca, które dziś nie szczędziło blasku.


 Jeszcze mi się chyba nigdy nie udało
zrobić wyraźnego zdjęcia przebiśniegów-
- one wciąż drżą... od najlżejszego nawet podmuchu wiatru...

 Smoki tygrysie ;))))))))


A poniżej niespodzianka: liliowiec, który postanowił wiosną wypuścić pąki.
Na dowód towarzystwo przebiśniegów- nieco obrażonych, że próbuje je przyćmić.


Co to z ziemi wychodzi... nie wiem... to ogródek Mamy jest przecież ;)


Już się zamierzam na ten bukszpanowy żywopłot z sekatorem-
-jego gałązki to moja ulubiona dekoracja wielkanocna :)


Raz jeszcze czułość-
- tańce tulipanów,
które
zakończą się
niesamowitym finałem,
gdy zakwitną :)


 Przebiśniegi.

 Agresty.

 Cegiełki.


Truskawki... byle do maja ;)

Słońce dziś, po wielu ponurych dniach, rozpieszczało spacerowiczów.
Mimo to, nie wybrałam się na daleką wycieczkę, a tylko do ogródka-
- po garść magii.