Literatura wszystkich czasów dostarcza nam niezliczonych przykładów, dowodów i wywodów, że miłość może przyjść z czasem, nie jest wyłącznie uniesieniem od pierwszego wejrzenia, a także, że bez miłości, a z poszanowaniem potrzeb drugiej osoby bywa łatwiej i stabilniej...
Oczywiście większość książek ze słynnych serii typu "z serduszkiem" stawia jednak na ekstazę uniesienia i grom z jasnego nieba, co najwyżej nie od razu zinterpretowany jako uczucie zwane powszechnie miłością.
Jako nastolatka przeczytałam kilkanaście takich powieści, popychając jeszcze bardzo modnymi wtedy w polskiej telewizji telenowelami z gorących, nie tylko atmosferycznie, części naszego globu. Dorzućmy do tego zamiłowanie do Mickiewicza i oto- wypisz, wymaluj- ja właśnie: osóbka nadwrażliwa z głęboko zakorzenionym przekonaniem, że szczęście jest stanem ulotnym danym nam tylko po to, byśmy przez większość chwil życia mogli być uświadomieni w swoim niedostatku wrażeń, uczuć i przeżyć.
Tylko mnie nie żałujcie. Nie czuję się nieszczęśliwa. Osiągnęłam już poziom spokoju poprzedzony długim czasem podejrzliwości wobec wszelkich przejawów sympatii. A tak, nie mam za grosz zaufania do budowania tzw. trwałych, poważnych związków, a jeśli chodzi o te nietrwałe i niepoważne, to tym bardziej szkoda mi czasu i energii.
(Na co ów czas i energię tak skrzętnie oszczędzam jest jeszcze dla mnie tajemnicą...)
Czerpię garściami, choć wybiórczo, z literatury, filmu, poezji, czy muzyki. Po zawirowaniach ostatniej dekady rozumiem dokładnie, o czym śpiewa Kobranocka słowami:
"Wiesz dobrze, co byłoby dalej,
Jak byśmy byli szczęśliwi,
Gdybym nie kochał Cię wcale."
Bez miłości jest łatwiej. Tego jestem już najzupełniej pewna.
Bez miłości mogę odpuścić, wiele mogę przebaczyć, na wiele przymknąć oko, znieść wiele postaw, słów i gestów, które mi się nie podobają. Nie muszę się pieklić, że bajka blaknie. Nie muszę nadmiernie przeżywać ani kłótni, ani radości. Nie muszę obsesyjnie zastanawiać się co się stanie, czy się uda, czy damy radę.
Nie muszę, bo ten życzliwy człowiek obok mnie nie jest jednak z przeznaczenia cząstką mnie samej.
Jeśli pozwolę mu stanąć przy sobie, wiem, że tylko na tym zyskam.
- Pozwól mi rozwiązać swoje problemy- mówi.
- Chcę się tobą zaopiekować.
- Nie żądam wiele w zamian.
- Dam ci to, czego potrzebujesz.
- Byłoby nam razem dobrze.
Tak, wiem.
Byłoby.
Gdybym była taka, jaką mnie widzisz.
Byłoby.
Tobie.
Nie jestem jednak osobą ani potulną, ani negującą swoje potrzeby, ani odważną, ani waleczną, ani posiadającą wiedzę, o którą mnie posądzasz.
Nie jestem tym dziewczęciem, którym chciałbyś zaopiekować się jak mąż i jak ojciec.
Nie jestem zgodna, nie jestem zaradna.
Jestem natomiast wolna.
Wolna w sposób, którego nie rozumiesz. Wolna w stopniu, którego nie możesz akceptować.
Woda i olej mogą przebywać w jednym naczyniu, ale nigdy się nie przenikną.
Miłość wypaliła we mnie znamię, które nie pozwala mi na półśrodki, choćby i najsłuszniejsze.
Nie zasłużyłeś na to, bym będąc przy Tobie, myślała o tym, który odszedł- który pozwolił mi odejść.
Wiem, że to możliwe. Nie wierzę jednak, że to wystarczający powód.
Stoję więc przed wyborem:
spokój, który jest pewny lub zapał, który odszedł i nie wiadomo, czy się jeszcze pojawi.
Gdybym mogła wierzyć, że nigdy już nie zapłonę. Gdybym mogła wierzyć, że płonąc odważę się rozżarzyć cały świat.
Życie byłoby o tyle prostsze.
Wybory, dylematy, decyzje...
Kroki, które stawiamy za siebie i za innych. Pocieszenia, które stają się obciążeniem. Obciążenia, które pozwalają trzymać się życia.
Odpowiedzialność. Ucieczka przed nią.
Nadzieja, która jest trutką. Tak. Nadzieja, która jest trutką.
Nadzieja, która szepcze, że jeszcze coś się zdarzy. Kusi, by na to czekać. Przeczekując życie.
Ile szans straciłam licząc, że zdarzy się jeszcze dokładnie to, czego chcę, to wiem tylko ja.
A jednak nie umiem wyobrazić sobie, że gdy los się odwróci, ja już nie będę mogła go przyjąć, bo wcześniej zdecydowałam inaczej.
Czego ode mnie chcesz, Życie? Czego ode mnie oczekujesz?
Mówią, że życie bez nadziei jest bez smaku, że bez kogoś przy boku jest pozbawione kolorów.
Ja znam smak i barwę spokoju płynącego z dziwnej mieszaniny nadziei i rezygnacji.
Olej i woda.
O gustach się nie dyskutuje.