środa, 30 listopada 2016

Wczoraj

Nigdy nie byłeś mój
zawsze wiedziałam to
Nigdy nie byłeś mój
Za wolno! Za cicho!

Nigdy nie byłeś mój
zawsze wiedziałam to
Słuchałam twoich słów
budowałam swoją moc!


Na ścieżkach, drogach i traktach
szukałam krztyny prawdy
W cieniu, ciemności i w świetle
odnalazłam właśnie twoją dłoń

W szmerach, huku i zgiełku
szukałam nie wiedząc, że
tym, czego mi brak jest twój wzrok
skierowany prosto w duszę


Nigdy nie byłeś mój
zawsze wiedziałam to
Nigdy nie byłeś mój
Za późno! Za słabo!

Nigdy nie byłeś mój
zawsze wiedziałam to
Patrzyłam Ci w oczy
i widziałam własny szept.


Magia jedynego słowa
przemilczanych magia słów
wystarczy mi za świadomość,
że żyjemy właśnie teraz.

Prawda w kłamstwie gestu,
który tylko jeden jest
przekonuje mnie o życiu,
którego nie ma, choć drży.


Nigdy nie byłeś mój
zawsze wiedziałam to
Nigdy nie byłeś mój
Za mało! Za próżno!

Nigdy nie byłeś mój
zawsze wiedziałam to.
Nie szukałam odpowiedzi,
którą dałeś mi bez żalu.


Dziś dziękuję Ci po cichu
jak prosiłam Cię bez słów
Coś zostawiam i zabieram to, co mam.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Roman- Tyk, czyli dykteryjka z kontekstem

Typ Romana Romantycznego, czyli Roman-Tyka, to określenie ukute przeze mnie, by nazwać grono pewnych specyficznych panów, choć przyznać muszę, że o ile mi wiadomo, żaden z tych dotąd mi znanych Roman na imię nie miał ;)

Odkąd pamiętam podobali mi się starsi faceci- jeśli już faceci podobali mi się w ogóle ;) - dorastałam kilkanaście lat temu (no, może nawet dwadzieścia), a ideałem mężczyzny zdawali mi się Harrison Ford, George Clooney jako Dr Ross, potem- po obejrzeniu "Desperado"- oczywiście niesamowity Antonio. Rysuje się pewien typ? Ano właśnie :)
Freud rzekłby dumny ze swych przemyśleń, że brakowało mi męskiego wzorca. Cóż, kocham Cię, Tato, ale sam wiesz, że nauczyłeś mnie raczej tej wrażliwej strony życia ;) (A może nie wiesz, więc ććśś...)

Co ciekawe, kilka lat później odkryłam, że najfajniejsi "kolesie" to ci lekko po trzydziestce i tak mi się to przekonanie zakorzeniło, aż nagle okazało się, że sama jestem "lekko" i wiek ewentualnego partnera, czy partnerki wydaje mi się mało znaczący.

A jednak jest pewien typ facetów, którym z automatu daruję uśmiech, a potem wynikają z tego zabawne sytuacje, a nawet kłopoty...

Nauczono mnie szanować starszych i to jest we mnie tak bardzo zakorzenione, że trwało kilka lat zanim nauczyłam się przeciwstawiać szykanom pewnych osób. Wcześniej tego nie potrafiłam z tego tylko powodu, że byli ode mnie sporo starsi. Tysiąc szkoleń z różnych dziedzin zaczynających się zwykle od słów: mówmy sobie wszyscy po imieniu... i już lepiej sobie radzę ;)
Niemniej jestem taką osobą, która każdemu daje kredyt zaufania i do nowo poznanych osób pałam z założenia sympatią. Dopiero jak ktoś sobie minusy zarobi, to trafia- jeszcze najczęściej na szarą, a nie czarną, listę.

Tak więc uśmiecham się do każdego, a słyszałam nie raz, że uśmiech mam akurat zalotny. Mam na ten temat inną teorię, ale po co to myśleć, że nie ja się panom podobam, tylko przypominam im wnuczki... ;P

O ile mnie podobają się starsi panowie w typie doświadczonego dżentelmena, o tyle ja się podobam, niestety, podstarzałym Roman-Tykom... rubasznym satyrom przed/pod/po sześćdziesiątce. Nie zrozumcie mnie źle- panowie Ci są na ogół przesympatyczni, ich dowcipy bawią mnie naprawdę i śmiech mój perlisty, a szczery, sypie się wokół szczodrze... Problem w tym, że ja sobie za każdym razem za późno uświadamiam, że to nie są dowcipy :P że panowie... nie żartują, a przynajmniej moją radosną reakcję zdecydowanie nadinterpretowują.

I co ja mam z panem zrobić, Szanowny Panie "Sąsiedzie z Dołu", który mówisz mi od lat już chyba dwudziestu, że mam najpiękniejszy uśmiech, twarz gładką (nawet, gdy miałam pryszcze) i jestem prześliczna w ogóle. No przecież nie odpowiem inaczej niż "dziękuję" pokornie spuszczając oczy, niczym mickiewiczowska Zosia i pałając rumieńcem zawstydzenia. Tak, ja wiem, że to tylko pogarsza sytuację, ale co ja mogę? Tak, pamiętam, że pan oprócz siebie ma jeszcze syna, który również jest do wzięcia... Nie biorę.

I co ja mam z tobą zrobić, Drogi Nocny Telefonisto, który jesteś mi bliski skądinąd, znam twoje problemy i odcienie samotności, i znów z zupełnie nieprawidłowych powodów umówiłam się z Tobą na kolację. Dlaczego- kiedy ja mówię, że służę radą, że możemy porozmawiać, ale jeśli wiążesz ze mną swe plany, to daruj sobie zawczasu, bo ja nie jestem zainteresowana- Ty odpowiadasz, że wiesz, że jak sobie życzę, że żadna randka, a potem kupujesz kwiaty, albo lepiej- wykradasz z cudzych ogródków... I nie mów mi, proszę, więcej, że jeśli masz mieć jeszcze kolejne dzieci, to teraz, żebyś je zdążył wychować. I nie dodawaj w tym zdaniu, że tyka mi jakiś zegar, bo przestanę odbierać telefon! Naprawdę, ja przestanę! Tylko to tak niegrzecznie nie słuchać, kiedy ktoś starszy coś mówi...

I co ja mam w końcu myśleć o Panu, o pardon, o tobie, który mi dzisiaj zagroziłeś, że jeśli nie będę mówiła do Ciebie "Zbychu", to... Kurka wodna, nawet nie pamiętam co wtedy...

O Zbychu opowiem Wam zaraz, ale najpierw przyda się kontekst. Otóż pracuję chwilowo jako sprzedawczyni w sklepie z bielizną. Z bielizną męską i damską, ale- wierzcie mi- rzadki przypadek, by facet w tym sklepie kupował bieliznę dla siebie...
Dziś późnym popołudniem zawitał do mnie "klient". Golnął coś sobie przedtem- pewnikiem na odwagę. Zaczął on bardzo grzecznie od pytania, czy otrzyma majtki, najlepiej z samej koronki. A jasne, że otrzyma! Dowcip mam cięty na ogół, więc grzecznie pytam, czy dla niego, czy będzie mierzył. Nie będzie, bo nie dla niego, lecz dla "kobity". Wywiad wykazał, że "kobita" to raczej rozmiar M, ewentualnie L. Pokazuję więc panu, doradzam, omawiam co tam na półce... Tu ma pan taki model, to, proszę pana, nazywa się brazyliany... Pan ujął dłoń mą w swoją i wyartykułował wspomnianą wyżej groźbę, której już nie pamiętam, choć powiedział, że ją spełni na pewno, gdy uparłam się, że służbowo klientom na "ty" nie mówię.
Zapomniałam czym groził, bo wyparł to z mojej głowy dalszy rozwój rozmowy. Pan mianowicie doszedł w którymś momencie do wniosku, że zakupi te majtki i dla mnie :P
W ostatniej chwili zatrzymałam już na języku wiercącą się odpowiedź: ależ proszę pana, nie trzeba, wie pan, ja majtek nie noszę...
Niewiele lepiej udało mi się odpowiedzieć w nawiązaniu do jego zmartwienia, że "kobita" nie chce założyć stringów, bo mianowicie postanowiłam zaznaczyć: dziękuję, ale ja się w nich panu na pewno nie pokażę.
I co pan na to? Cholera. Co na to odparł Zbychu? Poza tym, że nazwał mnie najpierw Rudą Małpą... (że ja ruda? od kiedy? oj Zbychu, przetrzyj oczka) Dłoń moją ujął ponownie, wyznał, że kocha mnie bardzo, że jeszcze tu wróci w tej sprawie... by mnie zobaczyć... bez majtek.

I co ja robię źle? Za miła jestem? Zbyt śmiała? Zbyt uroczo nieśmiała? No przecież nie każdy na swoim koncie ma takie doświadczenia jak choćby fakt ugryzienia- w założeniu w ramach podrywu- przez człowieka bez zębów...

Ech... adoratorzy... każda kobieta powinna mieć ich rzesze- na cerę to dobrze robi i mózg wieczorami zajmuje ;)


piątek, 18 listopada 2016

Powroty

Dusząca mgła podpełza ze wszech stron.
Pokaż, bądź, naucz, daj przykład i prowadź.
Już wokół kostek czuję ten żrący chłód.
Bądź taka, bądź inna, rób, nie rób, postępuj i przestrzegaj.
Kolana drżące zastygły i czekają.
Nie możesz, musisz, powinnaś...

Kwaskowaty smak siarki zatruwa czeluść ust.
Nie mów, powiedz, wypowiedz, przemilcz.
Mózg zamarzł w gorączce i wśród lodu płonie.
Nie myśl o tym, o tamtym pamiętaj.
Serce stanęło bezradne i czeka co nastąpi.
W to wierz, w tamto nie wierz, żyj wiarą podaną.

Decyzje, decyzje i żale.
Myślą, mową, uczynkiem...
Możliwości odebrane
za pomocą powrozu
zwanego poczuciem winy.
Myślą, mową, uczynkiem...
Spojrzenie zalęknione.
Żałuj. Obiecaj. Żałuj.

I zawołanie bezsprzeczne:
wracaj i żałuj! Obiecaj!

Wracam.
Czy potrafię żałować?
Nie sądzę.

Więc czy wracam naprawdę?




Czy powrót do właściwych "miejsc" z niewłaściwych powodów ma jakikolwiek sens? i kto, do jasnej anielki, ustala co jest właściwe? Tak, wiem. Bunt jest bez sensu. Są takie chwile w życiu, kiedy trzeba, nie tylko można. Są takie decyzje, że potem już trzeba zawsze.
A ja tak nie lubię musieć. Duszę się, kiedy powinnam. I nawet Ty, który myślisz: "nic nie musisz, spokojnie" zmieniasz front, kiedy mówię, że powinnam... wrócić do siebie.

Do siebie... A jeśli sobą jestem teraz, a przedtem byłam nie-sobą? Czy powrót bez gotowości powrotu jest w ogóle coś wart? Taki powrót na chwilę, kolejna cierpliwa gra pozorów i modlitwa codzienna: jeszcze trochę, jeszcze dni kilka i stanie się dość.

Boże, ja w Ciebie wierzę. Jak nie wierzyć czując taką opiekę? Ale oni każą przysięgać, że zawsze i że nigdy. Mam udać, że siebie nie znam? Ciebie tak bardzo obrazić?

Tamto życie już nie jest moje, ale oni wołają "wracaj".

Dykteryjka

Pytam Wiolkę (czyli Matulę moją osobistą) co jest wieczne i pewne na tym świecie.

Odpowiedź mam gotową i piękną: "Miłość matki".

A Wiolka mówi: "Gderanie czyjeś".

No tak, w tej relacji to w zasadzie to samo...

niedziela, 13 listopada 2016

Ważna rzecz

On już nie wróci- szeptał mi wiatr.
Nie może wrócić, bo nie nadszedł.
Nie było tutaj ukojenia.
Skradzione chwile i zwątpienia
grały na duszy marsz przegranych.

Ona nie przyjdzie- rozumiałeś.
Nie przyjdzie, bo już nie ma dokąd.
Nie było tutaj bezpieczeństwa.
Ciut kobiecości, trochę męstwa-
zabawa w bardzo ważną rzecz.

Nie wyruszymy- wiedzieliśmy.
Nie wyruszymy, bo nas nie ma.
Nas tu nie było i nie będzie,
choćbyśmy byli nawet wszędzie,
ale nie my to i nie czas.

To chwila, której wcale nie ma.
To miejsce, które nie istnieje.
To siły, których nie mieliśmy.
To coś, czego nie posiedliśmy.
Nieistniejąca, ważna rzecz.



Tamka

Bydgoszcz to miasto paradoksów urbanistycznych- są tam miejsca tak brzydkie, że aż ciekawe,
są też miejsca tak ciekawe i piękne, że nawet przechodząc w pośpiechu wyjmuję aparat-
- no po prostu nie da się inaczej :)



Pamiętam jeszcze czas, gdy Wyspa Młyńska nie była bydgoskim symbolem wypoczynku i kultury... Dzisiaj jest to centrum przyjemnego, rodzinnego rozwijającego wypoczynku.
Jest tu sporo muzeów, restauracji, herbaciarni...
Tutaj odbywają się największe w mieście
imprezy naukowe, pikniki rodzinne,
wystawy, pokazy, zabawy itd.


W tle Opera Nova znana nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Od wczoraj trwa tutaj
24. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Camerimage 2016.
To taki wyjątkowy czas nawet dla tych bywalców Bydgoszczy,
który nieszczególnie interesują się filmem- idąc do sklepu, czy kawiarni można spotkać
znanych ludzi, a ciekawe wydarzenia towarzyszące profesjonalnym warsztatom
dostępne są dla każdego.


W Bydgoszczy panuje pewien
"bałagan urbanistyczny"- obok zabytków powstają nowoczesne cuda,
a markety stawia się w środku miasta, ale i to ma swój urok dla takiego bałaganiarza jak ja ;)


Mroźny był wczoraj ranek na Wyspie, ale w uszy nie szczypało.


Można tradycję i nowoczesność pogodzić w całkiem miły dla oka sposób...



A kaczki na Starówce można spotkać co krok,
bo Brda już to do siebie ma :)



Mosty, mostki i zakątki... można tak cały dzień spacerować i patrzeć.
Jeśli się ma na to czas, oczywiście :P


Jeśli zamiast czasu ma się szkolenie, to można cichcem zdjęcie pstryknąć- jak się skupić mając taki widok za oknem...



O tam, tam były wykłady.
Aż dziw bierze, że czegokolwiek się nauczyłam
mając za jednym okiem Operę Nova, za drugim Starówkę.
A dzień gasł sobie stopniowo,
a wieczór okrywał rzekę delikatną kołderką mgły...



Magiczny wieczór-
-nawet jeśli zatopić się w tej atmosferze mogę dopiero teraz,
oglądając zdjęcia.


Przydaje się aparat,
by zatrzymać chwile,
poprawić nam na nosie okulary,
byśmy dostrzegli,
że świat jest piękny.

wtorek, 8 listopada 2016

Od mgły do mgły

Jesień i życie mają to do siebie, że między okresami mgły i stagnacji pojawiają się momenty barwne- przeżycia... smak życia...