czwartek, 19 lutego 2015

Nie chcą czy nie potrafią pracować?

Młodzież nie pracuje. Młodzież "chodzi do pracy" i czeka na wypłatę. Zawsze za małą.



Nie jestem jeszcze starszą panią, która miałaby zwyczajowe prawo mawiać "za moich czasów...", według standardów WHO za tydzień stanę się zaledwie kobietą w średnim wieku. Niemniej patrząc na młodszych ode mnie (kilka lat) nie mogę się powstrzymać: za moich czasów to było nie do pomyślenia.

Nie do pomyślenia było, by młody człowiek na początku swojej pierwszej pracy skupiał się wyłącznie na swoich prawach, by reagował krzykliwym atakiem nie tylko na zwrócenie mu uwagi w jakiejkolwiek sprawie, ale nawet na informację, że coś jest do zrobienia.
Oczywiście nie mówię, że fajniej było, gdy bez szemrania brało się na głowę wszystko, co szef nakazał dokładając drugie tyle od siebie a złośliwe docinki albo jawne wykorzystywanie pokory i zaangażowania znosiło się w samotności klnąc w poduszkę- dając tym samym początek późniejszej nerwicy i wrzodom żołądka. Nie, nie było lepiej, ale do licha- zachowajmy jakąś równowagę! Jakąś minimalną przyzwoitość.
W duchu (a jak tylko mnie pilates nauczy, to i ciałem) żegnam się lewą nogą, gdy słyszę, że za wiele się od niedoświadczonego pracownika wymaga. Jak on ma doświadczyć, jeśli miga się wszelkimi sposobami od tego, czego nie umie, czego się obawia. Z drugiej strony, jeśli już do czegoś się taki gagatek zabiera, to w życiu nie przyzna, że ideałem nie jest, że potrzebuje instrukcji czy rady- nie, nie- on wszystko albo nic: wzorowo się wymiga lub spieprzy po swojemu.
Jak się tak rozglądam i widzę: młodego, który "będzie robił" jak tylko coś go naprawdę zainteresuje albo laskę, która staż rzuca, bo ona nie jest stworzona do odkurzania kartonów... młodzież "pracującą", która z pokerową twarzą i rękami w kieszeniach (!) obserwuje jak szefostwo zapierdziela za nich... albo totalnych już odjechańców, którzy na rozmowie w sprawie pracy roztaczają na swój temat opowieść jacy są dobrzy we wszystkim (we wszystkim, co widzieli i o czym usłyszeli ledwie, ale ładnie brzmi i w CV wygląda) a w pierwszym miesiącu pracy wszystkie braki wychodzą... i nie! doprawdy! nie sądźcie błędnie, że ktoś się pofatyguje, by te braki szybko wyrównać, by nadrobić w rzeczywistości opowieści bajkowe o sobie albo chociaż głupio mu się zrobi, że bajał... Nie, nie kochani- nie tak dzisiejsza młodzież pracująca toruje sobie ścieżkę kariery. A jak? A krzykiem, mądrością telewizyjną i świętym przekonaniem, że jest już tak idealna, że to szefowi odbija, bo nie rozumie, czego powinien wymagać (zasadniczo niczego- no, może regularnego robienia sobie przerwy).

Ludzie! Czy Wy chcecie pracować???
Nie, nie czekam wcale na odpowiedź, bo widzę, że jednak owi młodzi, krzykliwie praw broniący i od obowiązków stroniący... pracę mają, zarabiają i w przekonaniu o swej świetności trwają.
Tak zostali wychowani? No może, ale nie dzieje im się wielka z tego powodu krzywda, nie zderzają się w większości boleśnie z bezdusznością rynku pracy. Dlaczego? Bo niestety nasz rynek pracy jeszcze całkiem często jest duszny. Nie lubimy wcale zwalniać tak bardzo jak się wydaje- są tacy, którzy wolą popracować za innych niż zrobić im przykrość uwagą... Nie mówię o korporacjach, fabrykach, ale o mniejszych firmach, gdzie nikt nie jest beztwarzowym nazwiskiem przy wskaźniku wyzysku. Każdy ma twarz, więc z każdym wiąże się jeszcze nadzieje... bo dziecko ostatnio chore, bo zaraz na pewno zacznie się starać, bo się jeszcze nauczy... Czego się nauczy? Szacunku do pracy? Tego z całą pewnością nie uczy się pobłażaniem.

Rodzi się we mnie tyran i jestem z tego dumna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)