czwartek, 11 czerwca 2015

Co poeta miał na myśli?

Tekst... no, w każdym razie słowa, które zamieściłam wczoraj na blogu wywołały fale ciepła w komentarzach i burzę poza blogiem. Wszystko dlatego, że każdy poczuł wibracje tekstu. Każda z osób, które mówiły do mnie o tamtym wpisie czuła, że było to coś bardzo ważnego dla mnie, coś emocjonalnie mocnego.

Było dla mnie oczywistym, że nikt nie poczuje w stu procentach tego, co ja. Nie tego, co ja pisząc lecz tego, co ja czytając- i tu się pojawia zagadka.

Przez cały cykl nauczania- przez wszystkie lata podstawówki i przez całe technikum wałkowało się na lekcjach tak zwane interpretacje. Kazano nam- młodym wiedzieć "co autor miał na myśli". Wkurzało mnie to zawsze- przecież nie mogę zajrzeć do głowy jakiegoś gościa, co parę wieków nie żyje, przynajmniej nie na tyle, żeby to tak na pewno sprawdzić. Przecież mam własne myśli i niby dlaczego gorsze?
Zawsze miałam ochotę- jako grzeczna dziewczynka i później, gdy byłam nadal grzeczna, ale już nie tak uległa ;)- zapytać polonistkę: a pani skąd ma tę pewność, że on myślał akurat to, co pani myśli, że myślał?! Nie sądzę, by miała tak pewną pewność, by mnie uczyć o ścieżkach jego neuronów (lub jej- w zależności od omawianej lektury/wiersza).
Punktem kulminacyjnym, jak spojrzę wstecz, było omawianie w ósmej klasie "Stary człowiek i morze". Pani, którą uwielbiam i szanuję do dzisiaj- ówczesna mi wychowawczyni, która faktycznie wychowywała, co rzadko się w szkołach zdarza, a która miała o mnie bardzo dobre mniemanie, zarządziła pracę klasową. Czterdzieści pięć minut lekcji na wyczerpanie tematu z lektury w formie, rzecz jasna, pisemnej. Pisały mądre głowy, pisały głowy mniej mądre, pisały nawet te głowy, które zgoła inne tematy zajmowały na ogół. Lekcja się skończyła, kartki zebrane, do widzenia. Na następnym języku polskim już czułam, że będę pierwszą osobą przywołaną do biurka. Pani podłamana faktem, ale kompletnie bez wyjścia musiała mi postawić jedynkę i prawie błagalnym tonem prosiła o wyjaśnienie- dlaczego u licha oddałam pustą kartkę???
Ano oddałam. Oddałam pustą kartkę, gdyż uznałam, że pan Hemingway winien być czytany z wyboru i w odpowiednim wieku, a w wieku lat piętnastu nie jestem w stanie zrozumieć CO AUTOR MIAŁ NA MYŚLI i w związku z tym odmawiam wypacania na siłę jakiegoś wypracowania, bo to mogłoby wzbudzić we mnie niechęć do literatury, a poza tym jest dla mnie stanowczo wewnętrznie sprzeczne. Pamiętam, że pani naszej po prostu ręce opadły... a ja niecały rok później pokochałam Ernesta H. za powieść "Komu bije dzwon". Miałam rację- trzeba do gościa dorosnąć.

Nie jest to jednak odezwa z gatunku: nie wybierajcie lektur za młodzież.
Chodzi mi raczej o to, że nie można zupełnie, nieograniczenie niczym i totalnie zrozumieć drugiego człowieka. Cóż dopiero jego wypociny, w których zawarł nie tylko to co myśli, ale też to co czuje, a także co odczuwa w różnych momentach pisania. No nie da się. Nie da się i nie trzeba. Takie jest moje zdanie.

Czy wielcy po to pisali (malowali, rzeźbili), żeby wymusić na innych podobny punkt widzenia- wiem, wielu tak, ale nie Ci, których cenię- czy po to, by to z siebie wyrzucić, a że innym się spodobało, to niech sobie korzystają, interpretują, myślą...

Zostawmy wielkich- nie wiem który po co brał pióro do ręki i wiedzieć tego nie mogę. Mogę Wam natomiast powiedzieć skąd mój wczorajszy tekst.
Usiadłam do klawiszy z zamiarem napisania zupełnie czegoś innego. Coś mnie uwierało na duszy, chociaż nie powiem, że smutno- po prostu było sobie pod skórą i ja czułam, że to tam jest. Położyłam ręce przed klawiaturą i pomyślałam: teraz? w blogowym edytorze? zresztą- każde miejsce jest dobre, nie musi być ołówek i papier...

Improwizacja. Zdarza mi się. Zdarza mi się odkąd pamiętam- odkąd znam alfabet zdarza mi się pisemnie.
Nie był to tekst szykowany, poprawiany, dopieszczany (takich u mnie zresztą jest doprawdy niewiele). Napisał się trochę jakby bez mojego udziału i poszedł- skoro już się napisał. Byłam ciekawa kto co pomyśli i nie przeliczyłam się. Jest ciekawie.
Ciekawe były moje własne reakcje, gdy czytałam- bo pisząc, nie bardzo mogłam się skupić na treści, starałam  się nadążać z notowaniem.
Tak, to jest z pewnością urywek z mojego dość dziwacznego wnętrza, urywek wyrwany z kontekstu i, choć są w nim jakieś elementy dawnej historii- dobrej historii, historii pierwszej miłości, gdzieś z czasów Hemingway'a- to nie jest to żaden konkret. To uczucia, odczucia- nie myśli wyraziły się w taki sposób.

Przeczytałam tamte słowa kilka razy, jeszcze wiele przeczytam. Przyglądam im się, oglądam je z każdej strony- co byście zrobili, gdyby Wasza podświadomość pokazała Wam jakiś wątek?


Czasem coś napiszę, a potem czytam i czytam... i dziwię się, i próbuję zrozumieć skąd popłynęły te słowa.

16 komentarzy:

  1. Gdyby każdy był jednakowy i odpierał wszystko jak inny nie było by różnych modeli samochodów , jeden krój ubrań . Ludzie stali by się klonami bo każdy by odbierał słowa jednakowo.

    Dla mnie każda osoba jest prototypem, jak modele samochodów każdy jest inny i nie wchodzi do produkcji masowej bo nie jest idealny każdy ma wadę. Ale podstawy para oczu dłonie palce, są podobne.

    Prototypy wyjątkowi.

    Dlatego każdy odebrał tekst na swój sposób :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się ta "prototypowa teoria" :)
      Jesteśmy niepowtarzalni i bądźmy z tego dumni :)
      Dzięki temu poznawanie kogoś lub jednej jego myśli jest wspaniałą przygodą :)

      Usuń
  2. Moja polonistka jest akurat otwarta na nasze interpretacje, więc lubię te lekcje. Kocham czytać takie teksty, bo mam wrażenie, że jest zrobiony specjalnie dla mnie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jest! Skoro TY czytasz, to w tym konkretnym momencie czasu i przestrzeni jest to tylko dla CIEBIE :)

      Usuń
  3. Ja całe życie miałam problem z interpretacją tekstów- znaczy nigdy moje przemyślenia nie trafiały w to co chciała otrzymać polonistka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co oznacza, że jesteś istotą myślącą i nie dałaś się upchnąć w system i stłamsić. Tu się należą gratulacje!

      Usuń
    2. Nie dałam się stłamsić ale same 2 z polaka dostawałam z wypracowań w liceum...

      Usuń
    3. Teraz te dwóje kurzą się w jakimś starym dzienniku, a Ty nadal myślisz niezależnie i piszesz świetnie!

      Usuń
    4. To prawda...ale wtedy wyć mi się chciało :)

      Usuń
  4. Co do Hemingwaya to mam takie zdanie jak ty. Choć ja już dawno nie jestem piętnastolatką, to nadal nie mogę zdzierżyć jego prac:). Co do interpretacji, to rzeczywiście trudno czasem określić, co mistrz miał na myśli, ale czy to właśnie nie jest w tym najpiękniejsze?. Wtedy jest najlepszy czas na pobudzenie naszej wyobraźni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Gdyby w sztuce chodziło o tożsame z autorem przemyślenia, to największym dziełem byłaby odpowiedź na pytanie która godzina... a i tu się zdarzają rozbieżności ;)

      Usuń
  5. Upraszczasz, bagatelizujesz swoje własne emocje. To jakiś syndrom "dzień po": usilna próba wytłumaczenia sobie i innym, że to retrospekcja zaledwie, że to nic istotnego dla tego co teraz, że wcale tak nie myślałaś etc...
    Gówno prawda.
    Jesteś malowana uczuciami i marzeniami. Nie niszcz dzieła jakim jesteś upraszczaniem siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to z pewnością nie była tylko retrospekcja- retrospekcja była częścią tego, zmieszała się z tymi masami mojego wnętrza, których nie rozumiem i tymi, których się boję.
      Nie bagatelizuję tego- po wczorajszej burzy to już niemożliwe. Upraszczam...może- jak inaczej miałabym to pojąć? Każda próba wyjaśnień to pewne uproszczenie.
      Zaglądasz do mojej głowy, porządkujesz półki- dobrze, jestem bałaganiarą, potrzebuję Twojego oglądu.
      Czy upraszczam mnie samą- przyznaję się do winy.

      Usuń
  6. Ja też piszę opowiadania i wiersze i zauważyłam tą sytuację. Przy opowiadaniach nie, ale przy wierszach często się zdarza, ze ktoś interpretuje po swojemu. Zupełnie nie to, co miałam na myśli. Ale w sumie to dobrze, że tak się dzieje bo czyjś odmienny punkt widzenia pozwala mi własną twórczość zobaczyć w zupełnie nowej odsłonie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie mi się wydaje, że jest to trochę podwójny zysk- to co gotowało się w środku wylało się na papier (klawiaturę), a na dodatek otrzymujemy nowe rzeczywistości, których przewidzieć nijak się nie dało :)

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)