wtorek, 22 marca 2016

Lepszy spokój w garści, niż miłość na dachu

Literatura wszystkich czasów dostarcza nam niezliczonych przykładów, dowodów i wywodów, że miłość może przyjść z czasem, nie jest wyłącznie uniesieniem od pierwszego wejrzenia, a także, że bez miłości, a z poszanowaniem potrzeb drugiej osoby bywa łatwiej i stabilniej...
Oczywiście większość książek ze słynnych serii typu "z serduszkiem" stawia jednak na ekstazę uniesienia i grom z jasnego nieba, co najwyżej nie od razu zinterpretowany jako uczucie zwane powszechnie miłością.

Jako nastolatka przeczytałam kilkanaście takich powieści, popychając jeszcze bardzo modnymi wtedy w polskiej telewizji telenowelami z gorących, nie tylko atmosferycznie, części naszego globu. Dorzućmy do tego zamiłowanie do Mickiewicza i oto- wypisz, wymaluj- ja właśnie: osóbka nadwrażliwa z głęboko zakorzenionym przekonaniem, że szczęście jest stanem ulotnym danym nam tylko po to, byśmy przez większość chwil życia mogli być uświadomieni w swoim niedostatku wrażeń, uczuć i przeżyć.

Tylko mnie nie żałujcie. Nie czuję się nieszczęśliwa. Osiągnęłam już poziom spokoju poprzedzony długim czasem podejrzliwości wobec wszelkich przejawów sympatii. A tak, nie mam za grosz zaufania do budowania tzw. trwałych, poważnych związków, a jeśli chodzi o te nietrwałe i niepoważne, to tym bardziej szkoda mi czasu i energii.
(Na co ów czas i energię tak skrzętnie oszczędzam jest jeszcze dla mnie tajemnicą...)

Czerpię garściami, choć wybiórczo, z literatury, filmu, poezji, czy muzyki. Po zawirowaniach ostatniej dekady rozumiem dokładnie, o czym śpiewa Kobranocka słowami:
"Wiesz dobrze, co byłoby dalej, 
Jak byśmy byli szczęśliwi, 
Gdybym nie kochał Cię wcale."

Bez miłości jest łatwiej. Tego jestem już najzupełniej pewna.

Bez miłości mogę odpuścić, wiele mogę przebaczyć, na wiele przymknąć oko, znieść wiele postaw, słów i gestów, które mi się nie podobają. Nie muszę się pieklić, że bajka blaknie. Nie muszę nadmiernie przeżywać ani kłótni, ani radości. Nie muszę obsesyjnie zastanawiać się co się stanie, czy się uda, czy damy radę.
Nie muszę, bo ten życzliwy człowiek obok mnie nie jest jednak z przeznaczenia cząstką mnie samej.

Jeśli pozwolę mu stanąć przy sobie, wiem, że tylko na tym zyskam.
- Pozwól mi rozwiązać swoje problemy- mówi.
- Chcę się tobą zaopiekować.
- Nie żądam wiele w zamian.
- Dam ci to, czego potrzebujesz.

- Byłoby nam razem dobrze.

Tak, wiem.
Byłoby.
Gdybym była taka, jaką mnie widzisz.
Byłoby.
Tobie.

Nie jestem jednak osobą ani potulną, ani negującą swoje potrzeby, ani odważną, ani waleczną, ani posiadającą wiedzę, o którą mnie posądzasz.
Nie jestem tym dziewczęciem, którym chciałbyś zaopiekować się jak mąż i jak ojciec.
Nie jestem zgodna, nie jestem zaradna.

Jestem natomiast wolna.
Wolna w sposób, którego nie rozumiesz. Wolna w stopniu, którego nie możesz akceptować.

Woda i olej mogą przebywać w jednym naczyniu, ale nigdy się nie przenikną.

Miłość wypaliła we mnie znamię, które nie pozwala mi na półśrodki, choćby i najsłuszniejsze.
Nie zasłużyłeś na to, bym będąc przy Tobie, myślała o tym, który odszedł- który pozwolił mi odejść.

Wiem, że to możliwe. Nie wierzę jednak, że to wystarczający powód.

Stoję więc przed wyborem:
spokój, który jest pewny lub zapał, który odszedł i nie wiadomo, czy się jeszcze pojawi.

Gdybym mogła wierzyć, że nigdy już nie zapłonę. Gdybym mogła wierzyć, że płonąc odważę się rozżarzyć cały świat.
Życie byłoby o tyle prostsze.

Wybory, dylematy, decyzje...

Kroki, które stawiamy za siebie i za innych. Pocieszenia, które stają się obciążeniem. Obciążenia, które pozwalają trzymać się życia.

Odpowiedzialność. Ucieczka przed nią.

Nadzieja, która jest trutką. Tak. Nadzieja, która jest trutką.
Nadzieja, która szepcze, że jeszcze coś się zdarzy. Kusi, by na to czekać. Przeczekując życie.

Ile szans straciłam licząc, że zdarzy się jeszcze dokładnie to, czego chcę, to wiem tylko ja.
A jednak nie umiem wyobrazić sobie, że gdy los się odwróci, ja już nie będę mogła go przyjąć, bo wcześniej zdecydowałam inaczej.

Czego ode mnie chcesz, Życie? Czego ode mnie oczekujesz?

Mówią, że życie bez nadziei jest bez smaku, że bez kogoś przy boku jest pozbawione kolorów.
Ja znam smak i barwę spokoju płynącego z dziwnej mieszaniny nadziei i rezygnacji.
Olej i woda.

O gustach się nie dyskutuje.







8 komentarzy:

  1. Kochana ja to świetnie rozumiem. Miłość dojrzała, miłość ulotna,takimi frazesami na co dzień nas karmią. A może lepiej tego uczucia nie nazywać, tylko stać obok siebie, pozwalając sobie i tej drugiej osobie na wolne życie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stereotypy służą uporządkowaniu, a przecież tak strasznie potrafią w życiu namieszać. Gdyby tylko można było żyć nie spodziewając się kolejnych kroków, nie będąc pociąganym do odpowiedzialności za to, czego spodziewają się inni...
      Związki to nie na moją głowę :P

      Usuń
  2. Naprawdę niewiele osób stać na taką szczerość a przede wszystkim wierność. Wierność sobie - zgodnie z własną wiarą, nadzieją - bez względu na okoliczności, na to, jak nas ocenią inni, czy zaakceptują czasem bolesną ale PRAWDĘ. Właśnie na tym polega życie zgodnie z prawdą.
    Tekst bardzo mi bliski i poruszający moje serce.
    Doskonale wiem, że życie w zgodzie ze swoją prawdą jest trudne w świecie pełnym pozorów a nawet obłudy.
    Życzę Ci spełnienia wszelkiej nadziei jako dowód, że nigdy nie warto rezygnować. Z siebie.
    Ściskam i dziękuję za obfitość dla duszy i oczu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uściski od razu odwzajemniam :)

      Spokój i bezpieczeństwo są bardzo kuszące, ale tak bardzo chcę...
      "Chcę znów wierzyć w miłość
      Mieć siłę by wstrzymać łzy
      Mieć prawo do walki
      Znów dotknąć gwiazd
      Zatrzymać czas..."
      (IRA oczywiście)

      Ja chyba, mimo całego zamiłowania do spokoju i lenistwa jestem sobą dopiero w zamieszaniu, miotaniu się i przeżywaniu.

      Ale nie podjęłam jeszcze żadnych decyzji, ten tekst to taki wyciąg z przemyśleń- jak zwykle ;)

      Dziękuję za nieocenione wsparcie.

      Usuń
  3. "Bez miłości byłoby łatwiej"- święte słowa. Zgadzam się w 200%.
    Jednak przychodzi taki moment, że ta miłość skutecznie podejdzie człowieka, omota, kiedy on najmniej się tego spodziewa, przepadnie i później już tylko trudności na drodze życiowej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na taką miłość czekam rozważając jednakowoż, że może się ona pojawiać stopniowo. Choć nie mogę się pozbyć myśli, że strzała Kupido istnieje- mam z nim stare porachunki.
      Nikt nie mówił, że ma być łatwo.
      Nikt nie daje gwarancji na uczucia.

      No i... ja chyba właśnie chcę, żeby było trudno :)

      Usuń
  4. Podziwiam szczerość i doceniam, Choć jak dla mnie miłość to uczucie bardzo ważne i nie wyobrażam sobie życia bez niej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też nie chcę się pogodzić z opcją "soft", czyli żyjmy sobie, a miłość przyjdzie z czasem. Buntuję się sama w sobie i wierzę, że jeszcze mam w życiu niejednego doświadczyć.

      A co do szczerości... jestem tak pełna sprzeczności, że czasem dopiero tutaj rozpoznaję co naprawdę czuję i myślę...

      Pozdrawiam :)

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)