czwartek, 21 stycznia 2016

Widziałam jak zginął Han Solo

Nareszcie! Nareszcie! Nareszcie!

Kiepsko spałam z ekscytacji. Zastanawiałam się, czy tym razem naprawdę się uda, bo już kilka podejść zakończyło się fiaskiem- a to coś wypadło, a to zmęczenie, a to kichanie... Rzadko zdarza mi się o czymś tak usilnie myśleć. Bałam się tylko, że nie zdążę... Przecież wiecznie jednego filmu grać nie będą...

Bo o film tu chodzi i o kino. O film w kinie. O film nie byle jaki i o to, by go właśnie w kinie zobaczyć.
Są takie produkcje, które tak naprawdę niewiele tracą, gdy je obejrzeć w telewizji kilka lat później, ale są i takie, które mało, że efekciarskie i w 3D wrażenie robią, to jeszcze bliskie sercu i czeka się na nie.
Ja czekałam.



Jestem fanką "Gwiezdnych Wojen".
Nie taką typową fanką, co by się czesała jak księżniczka Leia (chociaż bywało, bo niektóre fryzurki całkiem wygodne), nie taką fanką, która wszystkie wątki zna na pamięć. Tak naprawdę, to oglądam wszystkie części raz na kilka lat i zawsze czegoś jeszcze nie łapię, sporo zapominam i to jest super, bo za każdym razem nie tylko z ciekawością oglądam, ale jeszcze kombinuję co też tam takiego dalej się wydarzy :) a często co się takiego wydarzyło wcześniej ;)

Jak coś jest czegoś siódmą częścią, to już nie ma wielkich szans ani zaskoczyć, ani zachwycić. Starałam się omijać wszelkie wzmianki o filmie, żeby sobie nie psuć wrażenia, choć mnie korciło.
Początek filmu mnie- zgodnie z zasadą siódmej części- ani nie zachwycił, ani nie zaskoczył, a zaciekawił o tyle, że sentyment do tematu posiadam, ale czekałam i już ja dobrze wiedziałam na co czekam.

Gdy na ekranie pojawił się Harrison Ford poczułam się jak w domu :) Dobrze wiedziałam, że to właśnie teraz zacznie się akcja, ale i "dziewczyńskie" wątki na tym zyskają. Nie myliłam się.
Kiedy Solo spadał z kładki mordowany przez własnego syna, który w dodatku miał wyrzuty sumienia, że do dobra go ciągnie, w ostatniej chwili powiedziałam sobie: "tylko nie rycz, bo będziesz wyglądała jak panda!". Fakt- tak emocjonujące mnie wewnętrznie były w tym filmie tylko dwa momenty, a to trochę mało zważywszy, że film jest z gatunku space opera, a romantyzm zawarty w całej serii zawsze słaniał się raczej ku smutnym rozwiązaniom.

Zasadniczo nie dziwię się tak bardzo "bluźniercom", którzy mówią, że filmy te są dość płytkie- jest to tak specyficzny gatunek, że jak Czesława Niemena- można tylko kochać, albo nie znosić. Postawa obojętna świadczy o niezapoznaniu się z tematem.

Czy efekty były super. Yyyy... Ja i moja wyobraźnia raczej byśmy sobie poradziły bez głębi 3D, ale wrażenie było miłe i korzystne dla ogólnego wyrazu. Co ciekawe, okulary na nosie przeszkadzały mi w całkowitym zapamiętaniu się w filmowej rzeczywistości, co zwykle następuje w moim przypadku, gdy zasiadam przed wielkim ekranem.
Przeszkadzały mi w tym też chrupane dwa rzędy za mną taco, ale moja wina- zapomniałam, że są ferie i nawet przed południem raczej w kinie całkiem pusto nie będzie...

Dubbing polski był ok... ale marzy mi się obejrzeć jak najszybciej oryginalną wersję. Jednak jakoś mi to nie pasuje, że kosmici mówią w moim rodzimym dialekcie ;)

Nie chciałam, by ten wpis był recenzją, ale wszystko ku temu zmierza, więc nie będę się bronić, dodam, że muzyka ok, jak zwykle, i przejdę do podsumowania filmu.

No więc... Nie uważam, żeby "Przebudzenie Mocy" jakoś szczególnie odstawało od pozostałych części sagi. Lepsze nie jest na pewno, gorsze też chyba nie. Jak ktoś lubuje się w tej specyficznej atmosferze, to odnajdzie to, czego szukał. A jak ktoś wcześniej nie przepadał za "Gwiezdnymi Wojnami", to na pewno się do nich dzięki siódmej części nie przekona.

Czy sprawa była warta mojej ekscytacji? No cóż... film niekoniecznie, ale chyba ważniejsze było, by wypełnić własne zamierzenie i to, że miał to być dzień tylko dla mnie. To ostatnie się nie udało, ale "nie zawsze jest niedziela" jak mawiał kolega Wojtek...

Nie żałuję wydanych na bilet pieniędzy. Choć wszystko powyżej brzmi jak "średnio i tak sobie", to jednak chętnie obejrzałabym ponownie tę część, a najlepiej wszystkie po kolei części "Gwiezdnych Wojen"- trzeba się będzie kiedyś zrujnować na maraton ;)


9 komentarzy:

  1. Nie oglądałam żadnej części "Gwiezdnych Wojen". Kurcze jakoś mnie nie kręcą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo specyficzne filmy ;) A ich fani to szczególny gatunek :))))
      Choć sama uwielbiam, to dziwię się, że tylu ludzi za nimi przepada.
      Taki paradoks ;)

      Usuń
  2. Moja historia z GW zaczęła się właśnie od najnowszej części filmu. Poszliśmy na 2D i się zakochałam! Bardzo mi się podobało, to co było potrzebne, to dopowiedział mi chłopak, choć aż tak wiele rzeczy nie musiał dopowiadać. Hana Solo polubiłam od razu i strasznie mi było żal, że go zabito.
    Tak mi się spodobało, że teraz co tydzień oglądam na TVNie kolejne części sagi :D. Póki co bardzo mi się podoba, aczkolwiek części 1-3 bardziej niż 4ta. No i przemiana Anakina mną wstrząsnęła bardzo, szczególnie gdy odcięto mu nogi :O :D. WIem wiem, to tylko film :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy, ale to nigdy, nie mów o GW, że to tylko film ;)
      A tak poważnie, to ja i tak na każdej części żałuję, że taki mały dzielny Anakin na taką cholerę wyrósł...i oglądając jego początki zwykle nie pamiętam, że to faktycznie on został Darthem Vaderem- pewnie wypieram traumę ;)
      Zgadzam się: części 1-3 są najlepsze, potem na osłodę pojawia się Han Solo :)

      Miło, że zajrzałaś, zapraszam częściej :)

      Usuń
  3. Ja najbardziej się wzruszyłam, gdy Anakin spojrzał w oczy Luka i gdy Padme umierała... Śmierć Hana Solo mnie zdenerwowała. Gdybym dorwała w swoje ręce tego gówniarza to nie ręczę za siebie! Wiem, że to tylko film, ale Ren wywołuje u mnie same negatywne emocje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam każdą część co najmniej kilka razy, a i tak w najważniejszych momentach jakaś cząstka mnie wierzy, że tym razem będzie inaczej...
      Śmierć Hana też uważam za bezsens- chyba uznali, że schemat tego wymaga. Jak dla mnie obyłoby się bez tego.

      Witam u siebie i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Jedyna rzecz, która nie spodobała mi się w filmie, to właśnie śmierć Hana Solo. Jak może nie być więcej Harrisona Forda w Gwiezdnych Wojnach?!

      Usuń
  4. Wg mnie nowy film by taką trochę kopią starego, ale i tak mi się podobał... ;-) Jestem fanką Gwiezdnych Wojen - może nie zapaloną, ale wierną. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam i pozdrawiam :)

      Też miałam wrażenie, że pierwsze sceny na planecie Jakku przypominają dzieciństwo Anakina na Tatooine. W ogóle to prawda, że każda część Gwiezdnych Wojen jest tworzona według pewnego szablonu- są elementy, których absolutnie należy się spodziewać... np. tragiczna śmierć ważnego bohatera. Jest w tym coś z telenoweli ;) ale jakoś tak czarująco przyciągająco im to wychodzi. Tylko Hana nie przebaczę! :)

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)