poniedziałek, 18 stycznia 2016

Babcia, Dziadek, DPS

Dzień Babci i Dzień Dziadka przed nami- jakoś w tym roku nie widzę, by wokół tego tematu było jakieś duże zamieszanie w mediach, czy sklepach, ale może po prostu nie trafiam w odpowiednie miejsca, a jednak...

Zobaczyłam wśród telewizyjnych reklam taką, w której dzieci odpowiadają na pytania kim jest Babcia i kim jest Dziadek. Dzieci, jak to dzieci, mówią, że dziadkowie opiekują się nimi, gdy rodzice gdy są w pracy i że są kochani. Moja zwykła reakcja na takie dziecięce wywody, to rozczulenie.
Nie tym razem.
Po wszystkich ochah i ahah na temat tego jacy to Babcia i Dziadek są potrzebni w rodzinie pada do dzieci pytanie: a czym jest Dom Pomocy Społecznej? Odpowiedź jest czysta, logiczna i (mnie na pewno) zwalająca z nóg. Rezolutny chłopiec na ekranie stwierdza, że to jest taki dom dla babć i dziadków, którzy potrzebują dużo pomocy. Bardzo mądra odpowiedź. Tak naprawdę, jak się zastanowić, to jest bardzo przykra odpowiedź. To jest bardzo przykra prawda.

Dodając dwa do dwóch: babcia i dziadek są kochani, gdy pomagają rodzinie, a gdy sami potrzebują pomocy... to rozwiązaniem jest DPS.

Dawno przymierzałam się do wpisu na temat losu starszych osób, a przy tym do zweryfikowania i uporządkowania własnych przemyśleń na ten temat. Jestem wdzięczna autorom tego filmiku za szok, którym mnie poczęstowali. Niby to "odkrycie" jest oczywistością, a jednak czasem dobrze dostać prawdą między oczy.

Nie jestem przeciwniczką Domów Pomocy Społecznej- wręcz przeciwnie, z racji środowiska, w którym funkcjonuję wielokrotnie zdarzało się już, że to moim zadaniem było odczarowanie złej sławy tych miejsc. Istnieją one przecież nie jako obozy dla bezradnych, ale są to miejsca, gdzie udziela się potrzebującym rzeczywistej pomocy.
Jest wiele osób, które nie posiadają rodziny lub owe rodziny nie mają możliwości udzielać im wsparcia w takim stopniu, w jakim jest ono im potrzebne. Rehabilitacja i opieka całodobowa to bardzo duże wyzwania. Są przecież przypadki osób starszych o wyjątkowych potrzebach. Kiedy choroba Alzheimera, albo inny rodzaj demencji powoduje, że chory staje się zagrożeniem dla siebie albo nawet dla otoczenia, zapewnienie właściwej opieki staje się naprawdę trudne. Bywa, oczywiście, że rodzina podejmuje trud opieki nad bliską osobą mimo wszystkich trudności, czasem jednak to po prostu nie jest najlepsze wyjście.

Nie potępiam "z automatu" rodzin, które mimo możliwości finansowych, lokalowych i czasowych nie opiekują się w domu przewlekle chorymi osobami. To stwierdzenie, gdy wypowiadam je w otoczeniu znajomych, zwykle budzi zdziwienie zabarwione sprzeciwem- jak to? popieram wypychanie członków rodziny do szpitali/hospicjów/domów opieki???
Nie, nie popieram. Nie na ogół. Nie "wypychanie".

Dla rodziny schorowany jej członek to zadanie i lekcja. Bardzo ważna i cenna lekcja. Popatrzmy jednak na sytuację ze strony owego chorego. Często bywa, że przerażony wizją znalezienia się w obcym miejscu kurczowo trzyma się rodziny, ale nie zawsze dobrze na tym wychodzi. Uważam, że jeśli rodzina nie jest psychicznie zdolna do niesienia ciężaru odpowiedzialności, to nie można ich do tego zmuszać. Widuję efekty społecznych nacisków ze strony sąsiadów, środowiska, dalszej rodziny. Potęgowanie wyrzutów sumienia, że się nie unosi obowiązku. Znam również ludzi, którzy sami narzucają sobie reżim: muszę, jestem mu to winien.
Uważam, owszem, że bliscy mają zobowiązania wobec siebie nawzajem. Mają obowiązek zapewnić potrzebującemu najlepszą możliwą opiekę i szacunek. Każdemu najlepiej jest w rodzinie. W rodzinie można się zdenerwować- wybaczą, można być szczerym, bezpośrednim- zrozumieją. Tylko, że nie każda rodzina jest zdolna do takiej opieki, by nie dokładać schorowanemu kolejnych trosk, by nie budzić w nim przekonania, że jest ciężarem, o który się nie prosili.
Jak czułby się ktokolwiek codziennie widząc wyrzut na zmęczonej twarzy kogoś, kogo kocha? Jak czułby się codziennie słysząc niewybredne docinki, że znów czegoś potrzebuje? A starsza osoba z demencją- czy czułaby się bezpiecznie widząc krzyczących, przerażonych bliskich i nie rozumiejąc, że płaczą ze strachu, bo gaz odkręcony albo coś innego? Świat z perspektywy każdego z nas wygląda inaczej. Czasem to, co jest dla nas oczywistym obowiązkiem niesienia pomocy, może okazać się niedźwiedzią przysługą...

Napisałam, że dla rodziny chory jest ważną lekcją. Wiem, co mówię. Przeżyłam już jedne takie rekolekcje. Gdy odchodziła moja Babcia, rodzina, która dotąd była ślepa na jej potrzeby i obciążona zaszłościami wobec siebie nawzajem, musiała nauczyć się współpracować. Nie, nie zapomnieliśmy co nas dzieli, ale szanowaliśmy wzajemnie prawo każdego z nas do uczestniczenia w opiece, do bycia przy Babci.
To było jedno z najcenniejszych doświadczeń w moim dotychczasowym życiu, ale- szczerze mówiąc- to było łatwe. Dla mnie to było łatwe i wydaje mi się, że dla pozostałych również. To było łatwe, bo nas było wielu, każdy trochę pomagał i każdy miał czas, by odetchnąć.
Trzeba to szczerze powiedzieć: to było łatwe, bo trwało krótko. Stając w prawdzie muszę stwierdzić, że gdy najbardziej byliśmy potrzebni kobiecie, która przez lata wcześniej była po prostu samotna, zawiedliśmy wszyscy. Po śmierci męża, gdy zdrowie i- teraz to widzę- depresja nie pozwoliły jej już samej zadbać o to, by codziennie wyjść, zobaczyć się z nami, porozmawiać, została sama. Bóg jeden wie, ile dni spędziła sam na sam z telewizorem... Mogę tylko podejrzewać jak wiele, skoro na widok odwiedzającej ją osoby wpadała w zasadzie w euforię. Gdy już przełamałam swoje głupie myślenie, a w zasadzie bezmyślność, że moje sprawy pozwalają mi tylko czasem zajrzeć, gdy zrozumiałam, że zajmuję się sprawami całego świata a ją zawiodłam, nagle stało się dla mnie jasne co przeżywa i zaczęłyśmy przeżywać to razem. Czasem zrozumienie przychodzi późno.
Ta lekcja była bezcenna dla mnie samej. Nie mogę się nadziwić, że zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić, bo wcześniej między nami bywało naprawdę różnie. Pozostaje mi wdzięczność, że i ona mnie zrozumiała.

Czy ta lekcja uchroniła mnie przed późniejszymi błędami? Przed niektórymi tak, przed innymi nie. Teraz odchodzi pomalutku druga moja Babcia. Tym razem jest inaczej. Jest trudniej. Jest trudniej, bo opiekuje się nią w zasadzie jedna osoba i bywa naprawdę bardzo ciężko, gdy pozostali sypią wymaganiami, dobrymi radami, ale nie potrafią stanąć obok. To oczywiście nie jest takie proste. Charaktery się zderzają, każdy ma swoje zdanie i uważa je za najwłaściwsze.
Myślę, że teraz jest trudniej, bo to trwa już lata i jeszcze lata może potrwać. Każdy z nas ma nadzieję, że babcia zostanie z nami jak najdłużej. Za te myśli podziwiam szczególnie ciocię, która zajmuje się leżącą od lat i nie mówiącą już kobietą. Nie wierzę jednak, że ktokolwiek w rodzinie nie zastanawia się, czy to dobrze, że to tyle czasu...
Ja mam na ten temat własne zdanie. Przede wszystkim jest trudno, bo wszystko się rozmywa- każdemu wydaje się, że jeszcze zdąży... Jest trudno, bo nikt nie chce lat życia układać wokół jednej osoby, która nawet nie przytuli, rzadko się uśmiechnie. Jest trudno, bo zmęczenie wyłącza czasem człowieka- i nie mówię o zmęczeniu fizycznym, ale o zmęczeniu rozmyślaniem co jeszcze można byłoby zrobić i wyrzutami sumienia, że się nie wie, że się nie zrobiło...
Wszystko ma sens- wierzę w to święcie. Myślę, że ten czas jest po to, by każdy się opamiętał.
Życie się toczy, a te dwie kobiety- leżąca staruszka, w której oczach tylko czasem pojawia się błysk zrozumienia i opiekująca się nią córka, sama schorowana- są poza jego nurtem. Trwają, nic więcej nie mogąc zrobić i walcząc o to, by trwać.

Trudne i łatwe jest to wszystko.

Każdy dokonuje w życiu wyborów. Niektórych dokonujemy kolektywnie- szukamy kompromisu. To nie wstyd i nie przestępstwo przekazać opiekę nad bliską osobą profesjonalistom. Wstyd, który sama często odczuwam, to scedować opiekę na kogoś innego i poczuć się tym rozgrzeszonym. Wiedząc, że chory jest fizycznie bezpieczny, zapomnieć, że potrzebuje nas nie tylko do przebierania, masowania, karmienia...
Żaden dom pomocy nie rozdaje rodzinnej miłości. Żaden nie głosi: nie odwiedzajcie pensjonariuszy.
Żadne hospicjum nie jest miejscem zamknięcia.
Każdy bliski powinien kochać, odwiedzać, rozmawiać- tego profesjonaliści za nas nie zrobią.


6 komentarzy:

  1. Nie jestem zwolenniczką takich miejsc, które opisujesz, nie chciałabym, żeby moi rodzice w przyszłości tam trafili. Śmiejemy się z moją mamą, że jak będzie upierdliwa na starość to Młoda będzie jej pomagać, albo wynajmę opiekunkę- ale są to oczywiście żarty. Każdy przypadek jednak trzeb rozpatrywać indywidualnie. Kiedyś czytałam wywiad z kobietą, która oddała ojca do domu opieki ponieważ w dzieciństwie ją nieźle bił i teraz gdy on jest bezsilny ona mogłaby robić z nim to samo. Byłam też kiedyś w domu opieki, rozmawiałam z mieszkańcami. Kilkoro powiedziało, że sami chcieli tu być. Dzieci owszem odwiedzają ich, troszczą się, ale oni nie chcieli być ciężarem, cały dzień siedzieli sami w domu- bo młodsze pokolenie w pracy było, a tu mają towarzystwo cały czas. Są również sytuacje kiedy ludzie robią to z czystej wygody- nie przeczę- i to mi się nie podoba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest tyle różnych życiowych dróg... Poznałam ostatnio panią, która mieszka sama na trzecim piętrze, ledwie się tam wdrapuje, dzieci nie ma... ale chce być niezależna. Doskonale ją rozumiem. Są też tacy pensjonariusze, którzy- tak, jak piszesz, mówią, że w domu byliby sami całymi dniami. Są też rodziny, które nie unoszą tematu. Nie potępiam ich, jeśli zachowują w tym wszystkim wzajemny szacunek. Najgorsze, co można zrobić, to dać komuś do zrozumienia, że nie jest potrzebny. To najbardziej mnie boli- gdy sprawni rodzice i dziadkowie są wykorzystywani, a później, gdy osłabną, po prostu zostają odłączeni od rodziny, która rodziną jest tylko z nazwy.

      Usuń
    2. Właśnie to jest najgorsze- wykorzystywanie a później odstawianie. Jeszcze odsyłanie ludzi na święta do szpitala na święta "bo nie pasują do choinki" mnie bardzo wkurza...

      Usuń
    3. To to już jest poza dyskusją. Gdy usłyszałam, że powstały takie czasowe placówki, gdzie chory pozostaje na kilka dni, maksymalnie kilka tygodni, to pomyślałam, że to jest dobre dla tych, którzy np. są tylko we dwoje, a gdy opiekun musi zadbać o swoje zdrowie... ale odrzucić kogoś właśnie w święta, właśnie wtedy? To co to za święta... Przerażające.

      Usuń
  2. Trudny, unikany a jednocześnie potrzebny temat.

    Faktem jest, że chorzy, starsi ludzie z całą pewnością potrzebują miłości, ciepła, wsparcia nawet wtedy, gdy zaprzeczają i za wszelką cenę nie chcą innych obciążać swoją niepełnosprawnością.
    Najlepiej, gdy oferowana przez nas chęć opieki i pomocy wypływa z miłości i potrzeby serca.
    Każdy z nas w decydowaniu i wyborze formy pomocy powienien postąpić zgodnie z własnym sumieniem - tak jakby sam oczekiwał, żeby wobec niego postąpiono w podobnej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to- stare powiedzenie: "Nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe" jest jednym z najdoskonalszych przykazań i rad. Czasem aż chce się krzyknąć niektórym w nos: "pamiętaj, że dzieci patrzą i tak samo potraktują Ciebie".
      To bardzo trudny temat, bo nie ma dwóch takich samych sytuacji.

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)