środa, 15 lipca 2015

Anioły prawie bezdomne...


O moich Aniołach już kiedyś było... tutaj.


Historia tego miejsca- jak każda historia świata i każdego wymiaru- zna dni chwały i światła, lecz zna również dni cienia.
Cień padł na nibytwierdzę anielską. Chmury ciemnoczerwone zebrały się nad twierdzą napędzane złym życzeniem, głupotą, rozczarowaniem, błędami...

Nagle czerwona poświata wniknęła w serca Aniołów. Napełniła je strachem, uprzedziła, że miłość kwitnąca w sercach Aniołów jak lilie, stanie się miłością różaną, a kolce przerażenia, samotności, tęsknoty będą ranić Anioły, aż łzy ich własne i wszystkich, którym poświata ich skrzydeł wskazywała cel i kierunek utworzą jezioro przegranej. Jezioro zagubienia.

Strażnik z wieży wysokiej widział już, że pośród Aniołów przechadzają się z szyderczym uśmiechem istoty z innej gliny.
Niebo zmieniało kolor od dawna. Źli ludzie o złych intencjach i dobrzy o dobrych intencjach patrzyli na miejsce pełne Aniołów, a wzrok ich osądzał czyny, których jeszcze nie znali, o których przyczyny nie chcieli nawet pytać. Wzrok ten odbijał się od wieży wysokiej, na której Strażnik czuwał. Jego siła odbijała złe słowa, zły wzrok, złe intencje, ale nie mogła odbić krwistego poblasku dawnych błędów, ani jadu sączącego się po ziemi, ani zwątpienia dojrzewającego w sercach wielu Piastunów.

Najtrudniejszym dla Wróżki- Rycerza symptomem niebezpieczeństwa jest lęk w sercach Aniołów. Moje serce jest z nimi związane, odczuwam ich serca w moim. Więź, która jest prawdziwa, nie dotyczy tylko uśmiechów. Jeśli Anioł się boi, czuję- i czuję rodzaj lęku, wiem kiedy dodawać otuchy, kiedy niewyjaśnione wyjaśnić, kiedy obudzić odwagę... i wiem, kiedy nic zrobić nie mogę.
Nie mam eliksirów na lęk, którego źródła nie da się po prostu odsunąć. Nie mam opatrunków na rany od cierni różanych...

Serca Aniołów przez chwilę rozkwitły liliowym kwiatem. Poczucie bezpieczeństwa i wsparcie to najpotężniejsza magia, która służy najważniejszemu celowi. Anioły uczyły się latać. Zaczynały rozwijać skrzydła, wierzyć w siebie, w świat oraz w przyszłość.

Ale świat nie należy wyłącznie do Aniołów, ich Rycerzy, Strażników i Wróżek. Wśród piastunów powstał więc rozłam, zrodziły się wątpliwości. Jak chimery wypełzły z kątów echa błędów i niedopatrzeń, a karmione ziarnem goryczy, złośliwości i zawiści urosły i sieją zniszczenie.
Lilie w sercach Aniołów zmieniły się nagle w krwistoczerwone róże, których kolce ranią Anioły, a z ran w sercach sączy się strach i niepewność, żal i lęk przed nicością. Anioł w ciemnej samotności, pozbawiony radości i ciepła nie potrafi rozwinąć skrzydeł- pióra wypadają jedno po drugim, rany w sercu kłują i bolą.

Nie mam opatrunków na rany od cierni różanych, nie mam eliksirów i zaklęć chroniących przed cudzym zatraceniem w burzeniu. Bo ludzie lubią burzyć- tego uczymy się najpierw, potem stopniowo sprawdzamy jakie to uczucie budować... Nie mam w sobie aż tyle magii, by ochronić Anioły. Daję im ziarno odwagi, szczyptę wiary, garść wsparcia- nie mam nic więcej, a czuję, że trzeba jeszcze wiele.
Serca tylu Aniołów krwawią...
Inne są otępiałe- zaczynają już zapominać jak to dobrze jest rozprostować pozaginane pióra.

Nibytwierdza anielska nie jest dziś pełna Aniołów. Smutna, samotna, pusta- czeka na ich powrót. Nie pofrunęły odpocząć na tęczowych plażach, nie popłynęły na wyspy słonecznych radości.
Siedzą Anioły samotne, światło słońca kładące się na ich obliczach jest szare. Garbią się Anioły i nikną nie karmione wspólną radością. Modlą się i czekają. Marzą o dniu, gdy wrócą do nibytwierdzy anielskiej, choćby miała być już gdzieś indziej.

Miejsce moich Aniołów zatrzęsło się i w wielu miejscach skruszyło. Nadpękły ściany. Z umacniających worków posypał się piasek i trzeszczy... Zatrząsł się świat Aniołów pod krwistoczerwonym niebem złożonym z ciężkich chmur jadu, podejrzeń, wytknięć palcami i niedocenionych błędów...

                            

Spotkają się Anioły, przysiądą razem na łące i po chwili poczują tą radość, która je co dzień łączyła.
Nie wzbiją się razem do lotu, zatrzyma je przy ziemi świadomość jak kolec róży, że to już nie jest na zawsze.




13 komentarzy:

  1. Nadzieja umiera ostatnia, więc na niej opierać trwanie Nibytwierdzy Anielskiej pozostaje.

    https://www.youtube.com/watch?v=dUcWiRwtUxw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadzieja umiera ostatnia... pochowawszy rozsądek i wiarę.

      Usuń
    2. Czy ta piosenka na pewno jest o nadziei?

      Usuń
    3. a miała być o nadziei? Przepięknie i normalnie - po prostu :) A nadzieja musi pozostać aby mogło tak się stać ;)

      Usuń
    4. Podejrzewałam od początku, że nie powinnam zagłębiać się w tekst zwrotek, widzieć powiązania z refrenem i przyjmować pozytywniejszej opcji- że chodzi o nadzieję, a nie o złośliwość ironii...
      Przepięknie i normalnie się, moim zdaniem, wyklucza...

      Usuń
    5. Tekst zwrotek też do zjawisk niektórych można dopasować...

      w drugiej części wypowiedzi...może masz rację :(

      Usuń
    6. Tak sądzę, ale my przecież nie jesteśmy normalni. Gdyby tylko świat to zrozumiał, że nienormalnie jest lepiej.

      Usuń
  2. Przy twoich wpisach czuję się jak mały kurdupel xD Piękne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie cieszę się, że przy wpisach, a nie przy metryce ;)
      Ja podziwiam Twoje teksty, więc nie umniejszaj siebie.

      Usuń
  3. Przenoszę się do części pierwszej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamtą część pisałam w, mimo wszystko, lepszych dla nas czasach. Dziś już wiem, że moje Anioły nie znikną z mojego życia, ale już nie będą moją codziennością...

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)