sobota, 25 lipca 2015

Dziś poczułam się jak dama...

Ta... Widziałam kilka razy w telewizji program (rosyjski), w którym damy z wielkiego miasta zamieniają się z wieśniaczkami... hm... życiem?... na 3 dni.
O ile dla dziewczyn z rosyjskiej wsi życie w mieście jest jak bajka- nawet jeśli mało sensowna, czasem męcząca, to jednak bajka- o tyle dla dam 3 dni na niewyobrażalnie dla nich biednej wsi, to najczęściej szkoła przetrwania, gdzie szok szok pogania ;)

Ja mieszkam na wsi, ale wieśniaczką tylko bywam- potrafię kilka rzeczy, które pannom z miasta przez myśl by nie przeszły, a jeśli, to włosy na karku by zjeżyły, ale na co dzień jestem tylko lokatorem gospodarstwa moich rodziców. Gospodarstwa za małego, by zatrudnić kogoś do pomocy, za dużego, by rodzice mogli je własnymi siłami ogarniać. A ogarniają. Coraz częściej widzę tatę pracującego w dziwnie przygarbionej pozycji, mama jest już na rencie z powodu kręgosłupa...

Mimo to, mój dzielny ojciec nigdy nie przyzna, że z własną ziemią nie dałby rady. Prosi o pomoc w kompletnej ostateczności. Przez całe moje życie w owej ostateczności prosił o pomoc moich braci- przez co żałowałam, że nie jestem dla niego wystarczająco dobra... ale w ostatnich latach uznał, że właśnie oni mają swoje sprawy, a mnie należałoby czegoś nauczyć.
Prawda jest taka, że ja nie krzyczę, nie bronię się, tylko się wzruszam, gdy możemy coś razem zrobić i cała dumna jak trzylatka w butach mamy biegnę za nim, bo tata, to jest prestiż :)

Zwykle się nie bronię. Dziś było inaczej, bo zażądano ode mnie asystowania... przy... szczepieniach i odkażaniu ran po przebytych niedawno zabiegach... u świń... Bałam się. Nie umiem, nie mam odwagi, a jak zrobię coś nie tak, albo nie dam rady, to zwierzak ucierpi. Tego to byśmy oboje z tatą nie znieśli. Poza tym, żeby taką świnkę utrzymać, to trzeba mieć mnóstwo siły- no i trzeba wiedzieć jak, a mój tata nie lubi tłumaczyć teoretycznie, on wszystko powie w trakcie, a w trakcie to już się dzieje i nie ma czasu przyswajać... Panika.

Zawdziałam wyjściowe gumofilce, spięłam mocno włosy, odetchnęłam kilka razy i głośno powiedziałam tacie (jakieś 5 razy), że jak będzie na mnie krzyczał, to idę. Wiedział, że nie blefuję. Wiedział też, że bardzo możliwe, że jak zwierzaki będą piszczeć, to ja będę ryczeć- sam mnie uczył, że każdemu życiu serce się należy.

Wkroczyłam do chlewni mimo wszystko skupiona, a nie rozdygotana. Nie mogłam jednak nijak przeskoczyć niedostatków umiejętności w zakresie sztuki obezwładniania zwierza bez szkody dla niego, spowodowanych zapewne tymże oszczędzaniem mnie przez tatę przez lata... Do robienia zastrzyków też nie namawiał mnie zbyt usilnie, bo chyba wyszedł z założenia, że ryzyko jest za duże.

Skończyło się na tym, że stałam przed kojcem i podawałam mu odpowiednie specyfiki, strzykawki, mazaki do znaczenia...
No i wtedy właśnie poczułam się jak dama. Jak dama, która zamieniła się z wieśniaczką i pasuje tu- paradoksalnie- jak wół do karety ;)

Cóż, w każdym razie, mój dzielny tato na mnie nie krzyczał :) A ja westchnęłam w duszy: wakacje na wsi- przygoda życia :)


A to właśnie moi dzielni rodzice ;)

10 komentarzy:

  1. No tych rodziców chwilę wyglądałem...aż znalazłem :) Rodzice też w swoim żywiole bo dokoła zieleń pól :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tych rodziców wyglądałam tutaj. Ale pomysł na zdjęcie ciekawy - zamiast postaci, sfotografować to co lubią :)

      Usuń
    2. Nie pokazuję tu osób, ale dla nich zrobiłam wyjątek- przecież robiąc to zdjęcie nie mogłam im powiedzieć, żeby wyszli z kadru (chyba przez telefon, bo byli naprawdę daleko)- strasznie długo by to trwało ;)
      Owszem, to moi rodzice na swoich włościach :)
      A przy okazji test na spostrzegawczość ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Test na spostrzegawczość niezły:) I tak dzielna byłaś ja pewnie bym nawet nie poszła :)

      Usuń
    4. Przez chwilę chciałam uciec, ale zwierzaki potrzebowały leków- nie było wyjścia. Myślę, że nieprędko mojemu tacie przyjdzie do głowy znów mnie o to poprosić ;)

      Usuń
  2. Słodko opisałaś swojego Tatę, to urocze, że nadal jest dla Ciebie takim Tatą, jakim był w dzieciństwie. Ze świniami nie ma zabawy, chociaż czasem mniejszy przed nimi strach niż przed ludzkim wieprzem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę teraz jest lepszy, bo nauczyłam się mówić mu wprost o swoich potrzebach i obawach- często powoduje to spięcia, ale przynosi efekty :)
      A zwierzęta zawsze są nieprzewidywalne, małe czy duże- to my jesteśmy za nie odpowiedzialni. Strach więc na bok a ludzkiego wieprza do chlewika- niech z kolegami pogada ;)

      Usuń
    2. Ze zwierzętami to masz rację, są nieprzewidywalne. Sama boję się zwierząt, szczególnie tych sporo większych i tych z dziobami i pazurami. Ptaki mnie fascynują i jednocześnie przerażają, jak naruszą moją strefę bezpieczeństwa. Jednak strachliwy ze mnie człowiek ;).

      Usuń
    3. Ostrożny, to nie to samo, co strachliwy- warto sobie zdawać sprawę z zagrożenia, a jeśli przełamywać lęki, to świadomie, będąc dobrze przygotowanym.
      Jesteś po prostu rozsądna :)

      Usuń
  3. Niech będzie i tak
    Zawsze to trochę lepiej brzmi ;)

    OdpowiedzUsuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)