wtorek, 1 września 2015

Gdy po latach zmieniasz pracę- czego strach.

Prawie dekada w tej samej firmie. Wrastasz w nią, znasz układy, humory szefów, potrzeby klientów. Wiele rzeczy od dawna załatwiasz intuicyjnie- widziałaś już tyle, przeżyłaś niejedno, wiesz o co w tym wszystkim chodzi na tyle, że ze spokojem drepczesz rano do pracy.

Wiesz którego dnia 3 minuty spóźnienia zostaną Ci wybaczone, kiedy nikt ich nie zauważy, a kiedy musisz przyjść wcześniej, żeby ogarnąć swój dzień.
Czujesz, że praca to Twój świat, czerpiesz z niej satysfakcję i spokój. Poczucie bezpieczeństwa. Wiesz, co czeka Cię następnego dnia, prawie automatycznie planujesz kolejne czynności. Jeśli nawet nie wiesz, jakie będą Twoje zadania, zostałaś już mistrzem improwizacji, bo znasz dostępne narzędzia, wiesz kogo prosić o pomoc.
Wrosłaś w ten świat, czasem masz wrażenie, że wychodzisz rano w kapciach z sypialni i już- działasz jak na własnym podwórku.

Mówią Ci, że nie masz co liczyć na awans, narzekają na pracę, tłumaczą Ci, że tracisz, że Twoje poczucie obowiązku i potrzeba, by czuć się potrzebnym jest Ci łańcuchem przy budzie. Przychodzą i odchodzą, a Ty jesteś, Trwasz.

Mówisz sobie, że zmiana jest odświeżająca, motywująca, nie pozwoli Ci się wypalić... ale jednak nie możesz się na to zdobyć. Niby wiesz, że żyje to, co się zmienia, ale Tobie wystarczą zmiany wewnątrz, zmiany własnego podejścia, zmiany w firmie.

Nie chcesz zmieniać miejsca pracy. Jest Ci tu dobrze i niedobrze. Czasem już nie możesz patrzeć na te same mury, sprzęty, ludzi, ale nie odchodzisz. Czekasz na te lepsze chwile i- nawet jeśli jest ich mniej niż tych złych- karmisz się nadzieją, że jeszcze będzie pięknie.

Jak w rodzinie.



A potem ktoś zdecydował za Ciebie, może za wszystkich, może inaczej po prostu się nie da.
Nagle (choć od dawna wiedziałaś, ale jednak nagle) zostajesz bez pracy. Jeszcze masz nadzieję, jeszcze próbujesz pomóc, jeszcze rezygnujesz z siebie- oddajesz nadgodziny, urlopy, własne ręce i głowę miejscu, które nie wróci.

Durna nadzieja sprawia, że daleko Ci do rzetelnych poszukiwań nowej posady, pieniądze topnieją na koncie, Ty bawisz się w wolontariat- jasne, stać Cię... szkoda, że emocjonalnie się już właściwie sprałaś, a finanse leżą.



Czego się boisz?

Boję się zmian.
Zawsze się bałam. Zmiany to coś, co niesie za sobą nieprzewidywalne skutki, a nieprzewidywalne skutki, to zachwianie poczuciem bezpieczeństwa.

Boję się utraty przywilejów.
Po latach udowadniania, że można mi zaufać, że jestem odpowiedzialna, że zasługuję na wyrozumiałość, ale nie nadużywam jej... mam znów stanąć na pozycji "0"?

Boję się nieznanego.
Gdy wszystkich znasz- wiesz o ich małych przywarach i wielkich fochach, gdy umiesz jednym zdaniem i właściwym tonem ugłaskać szefa, załagodzić spór... Nie chcesz znów stanąć na grząskim gruncie.

Boję się być "tą nową".
Lustrowaną nieustannie, niemal obwąchiwaną przez wszystkich- przez tych wszystkich, którzy patrzą Ci na ręce i zbyt pochopnie oceniają, kwalifikują, wyłapują każdy błąd.

Boję się nic nie znaczyć.
Być tą osobą, której słowa, nawet świetnie uargumentowane, niewiele znaczą, gdy szef ma swój punkt widzenia.

Boję się odpowiedzialności i braku odpowiedzialności.
Odpowiedzialność za ludzi, których się nie zna, po których nie wiadomo czego się spodziewać (a spodziewać należy się wszystkiego) jest o wiele trudniejsza. Nie jesteś w stanie przewidzieć komu jaki pomysł przyjdzie do głowy.
A jednak nie chcesz także być pozbawiona zaufania, chroniona.

Boję się utraty pozycji.
Wypracowany przez lata szacunek do Twojej osoby nagle nie ma żadnego znaczenia.

Boję się zmiany przyzwyczajeń.
Masz przecież swój mały rytuał- kiedy kawa, gdzie stoją kapcie, z kim rozmawiasz po pracy, o której rano wstajesz...

Boję się nowych wymagań.
Nawet jeśli zawód ten sam, praca zupełnie inna, umiejętności wciąż nie dość sprawdzone.

Boję się utraty siebie.
Jestem- myślę, organizuję, improwizuję, dogrywam, wykonuję, rozmawiam. Jestem sobą, znam siebie. Znam siebie taką, bo znam siebie w takich właśnie warunkach.

Boję się zniknąć.
Nie mieć nagle miejsca na to, co dla mnie ważne, musieć zająć się tym, co jest pracą- zarabianiem na życie.



Boję się, ale nie szkodzi.

Odwaga, to nie przeciwieństwo strachu.
Jeśli nie ma strachu, nie może być odwagi.
Odwaga, to działanie pomimo strachu- umiejętność jego opanowania.
Odwaga powstrzymuje strach przed wywołaniem paniki.
Odwaga.

Cóż. Okaże się prędzej czy później.





7 komentarzy:

  1. Taka sytuacja potrafi zmobilizować, podjąć nowe wyzwanie i zmienić na lepsze, jednocześnie burzy dotychczasową stabilizację, tzw. "normalność", do której się przyzwyczailiśmy. W takich sytuacjach zawsze tłumaczę sobie, że życie kieruje tak, aby zachęcić mnie do zmian i widocznie ma przygotowane w zanadrzu coś lepszego. Czego Tobie z całego serca życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda zmiana to zmiana na lepsze mawiają...
      A jak się przyjrzeć owej "normalności", to może uda się znaleźć normalniejszą? A jeśli nie, to kolejna zmiana- im częściej, tym łatwiej :)
      Dziękuję.

      Usuń
  2. To szansa na zweryfikowanie swojego bycia, możliwość do przemyśleń i zastanowieniem nad swoim życiem i jego sensem co uważam ze ogromny plus w takiej sytuacji. Jesteśmy zmuszeni zajrzeć w głąb siebie i zdecydować co jest dla nas ważne i jak dalej chcemy spędzić swoje życie i jaka stworzyć przyszłość. To szans nie problem. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak... odrobina pewności siebie i każdy problem staje się szansą- w końcu sami wykuwamy co chcemy z tego surowca zwanego życiem. Dzięki :)

      Usuń
  3. Doroto W...
    Tak to jest jak się neptyk za internety bierze... Doroto kochana! Z zupełnie mi nieuświadomionych przyczyn usunęłam Twój komentarz robiąc na blogu porządki :(
    Nie chciałam :(
    Przepraszam Cię bardzo- wiedz, że każde Twoje słowo ma dla mnie duże znaczenie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Doskonale Cię rozumiem. Byłam w takie sytuacji dwa razy...było ciężko ale zmiany wyszły mi na dobre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano wygodnictwo ze mnie wyłazi, że mi się tego "ciężko" nie chce, ale wierzę, że koniec końców i tak będzie dobrze :)

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)