poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Noc duchów, które nie chciały straszyć, cz.2

Tak więc stacja zasnęła powoli, a mnie za sprawą nie moich pomysłów zmieniły się nieco plany. Żal mi było, że nie obudzę się jako wampir przed świtem, by zrobić jeszcze bardziej czarujące fotki, ale wcześniej zdobyte doświadczenie mówiło mi, że jest ekipa, z którą nie sposób się nudzić a niski poziom wyspania zrekompensuje mi ogromna jak deser mojej mamy dawka dobrego humoru.

Przy okazji potwierdziło się to, czego obawiałam się od dawna: uważałam się za osobę dość pewną siebie, ale wobec niektórych staję się bezradna jak dziecko i jak owca posłuszna. Trzeba to zmienić. Zmienię to. Tylko nie w tej podobnych sytuacjach, bo strata byłaby po mojej stronie ;)

Ni mniej, ni więcej: zostałam zahipnotyzowana pokusą hahania w doborowym towarzystwie, porwana za własną zgodą i wywieziona ze stacji w (nie)wielkiej tajemnicy, acz pod osłoną nocy.

W planie była impreza z alkoholem w tle. Szybko jednak dotarła do nas oczywista prawda: nie tylko nie jest nam potrzebny do zabawy alkohol, ale mógłby wręcz przeszkadzać. I tak zachowywaliśmy się jak pijane zające w kapuście ;) Bogu dzięki za Cierpliwą Duszyczkę tolerującą hihahy.

Były przesłanki, by pójść spać. Idea zdawała się rozsądna. Lecz Księżyc w pełni... lecz plener pod nosem... plener w postaci trawnika pod blokiem w niezwykle (szczególnie w środku nocy, tudzież nad ranem) spokojnej miejscowości.

Królewicz Księżyc, akt II, scena 1.


Jakoś tam, mimochodem, dotarła do nas świadomość, że oto zmieniła się data,
ale byli i tacy, którym to wisiało zupełnie :)


Przeżyłam już różne rzeczy, na różnych trawnikach, podczas różnych imprez ;)
ale nigdy z tak ładnym efektem :)



 To było jak flirt z Księżycem-
kombinowanie jak by go tu podejść, by dał się zniewolić.





 A on jakby się krygował, jakby udawał, że wcale nie wie
jak bardzo jest uwielbiany...


Niby się chował,
ale tylko po to, by jeszcze lepiej się zaprezentować.


Czułam, że mnie podpuszcza.


Mimo fałszywej skromności, nie pozwalał, by coś przysłoniło jego urodę.


Pysznił się swoim majestatem... dekorując się lordowską peruką.



Rozsądna niewiasta... olała by gościa i tyle.
Do rozsądku mi wszakże daleko, więc klęczałam na mokrym trawniku
portretując zakochanego w sobie...


...podczas, gdy z drugiej strony skradał się świt...




Ziewanie jest bardzo zdrowe- wprowadza do płuc znacznie więcej świeżego, rześkiego, wiejskiego powietrza niż zwykły oddech...
Na szczęście nie powypadały nam szczęki z zawiasów ;)
więc czysty pożytek...
Dla mnie.
Drugiego fotoentuzjastę podziwiam, bo sypiając tak rzadko, tak mało...
zadowolił się kilkoma minutami, które spotkały go tak nagle,
że moje zdziwienie parowało nad jego otwartą we śnie buzią jeszcze przez dobrą chwilę ;)

No i mogłoby to oznaczać koniec tej foto-przygody, ale nie- nie, nie- nic z tego.
Na tym się nie skończyło :)

6 komentarzy:

  1. Magiczne fotki :) Mistrzyni moja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak mi mów ;) choć jeszcze wiele przede mną, zanim zrozumiem jak pstrykać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż żałuje, że nie byłam z wami:). Takie nocne hahanie szczególnie by mi odpowiadało:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najlepsze co może być :) Zawsze w takich sytuacjach mam 15 lat ;)

      Usuń
  4. Widzę, że fajnie się wybawiłaś :) Oby magia księżyca w pełni sprawiła aby Twoje życie też stało się Pełnią :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne życzenie... Dziękuję. Postaram się i ja, by się spełniło- a Księżyc niech się przygląda :)

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)