wtorek, 11 sierpnia 2015

Poniedziałek, jezioro i ludzie, którzy nadal są ważni

Taki sobie poniedziałek. Dość gorący, by chcieć nad wodę i nie dość, by nie chcieć.
Takie sobie miejsce, które może nie kojarzy się z bajką, ale z wypoczynkiem na pewno.
Taki sobie bar na plaży należący do starego kumpla.
Takie sobie popołudnie przemienione przez przyjaciółki w popołudnie przyjemne, intrygujące... nie szalone, ale ot, takie, że chce się kolejnych.

Powiedzieć wprost: spotkałam się z kilkorgiem znajomych ze szkoły skończonej 10 lat temu, to byłoby zakrzywienie realiów. Każdy bowiem wie, jak takie okazje wyglądają- wspominki, wspominki i trochę pytań co teraz.
Nie zaprzeczam. Zaznaczam tylko, że ja tak nie mam. Nie zadaję pytań i nie wspominam co kiedyś bardziej, niż przytaczając anegdotę związaną z tu i teraz lub odpowiadając innym na wynurzenia z przeszłości. Nie rozumiem, choć szanuję, osoby, które zadają milion pytań, by wiedzieć kto, z kim, kiedy, dlaczego i jak długo oraz jaka była pogoda. Czuję w sobie jakiś zgrzyt, gdy to słyszę, ale ludzie tak właśnie przecież się komunikują. To tylko ja taka inna... Wiem, wiem ;)

Próby odnalezienia w obecnie dorosłych ludziach nastolatków sprzed dekady są bezcelowe w tym stopniu, który powoduje u mnie symptom nudy. O ileż jest dla mnie ciekawsze obserwowanie jacy są teraz (jacy są a nie jak żyją, co robią), słuchanie ich słów i głosu. Patrzenie jak odnaleźli się w życiowych rolach- biznesmena czy matki. Jakże ciekawie jest poznać dzieci przyjaciółki- jak dobrze zobaczyć, że są po prostu szczęśliwe, że mają prawdziwie beztroskie dzieciństwo.
Nie pytam, bo mam poczucie, że pytania wymagają jakiejś tam odpowiedzi, a samo słuchanie pozwala mówiącemu dobierać słowa- niech powie mi to, co chce, niech czuje się przy mnie dobrze, niech i dla niego to będzie przyjemne popołudnie. Po prostu.

Pięć, czy dziesięć lat przerwy nie ma dla mnie znaczenia- nie czuję minionego czasu, po prostu jakoś układam się obok, uczestniczę w sytuacji i cieszę się nią. Powspominam dawne dzieje w zaciszu własnej głowy, gdy mnie dopadnie nostalgia, ale czasu tak rzadkiego- czasu przy ludziach, którzy są dla mnie ważni nie chcę marnować na opowiadanie sobie nawzajem filmu, który widzieliśmy razem...

Spotkamy się, mam nadzieję, wkrótce. W szerszym gronie, bez dzieci, po to, by znów się poczuć jak nastolatki, zrzucić na chwilę codzienność. Wtedy też nie będę wspominać, po prostu przywołam w sobie tamto tak samo nieskonkretyzowane dziewczę i pozwolę mu spotkać się ze mną dzisiejszą- nieskonkretyzowaną kobietą.






















7 komentarzy:

  1. Fajnie jest móc spotkać się po latach. Osobiście uwielbiam takie spotkania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ogóle lubię spotykać się z ludźmi- szczególnie w niewielkim gronie, gdy można poświęcić każdemu odpowiednią dozę uwagi :)

      Usuń
  2. lubię spotykać się z ludźmi,
    różny jest efekt takich spotkań, czasem okazuje się, że niektórzy się nie zmienili w ogóle, chociaż w sumie powinni, zawsze mnie to zaskakuje ;)
    nasze sentymentalne oblicze jednak świadczy również o tym, że młodsi już nie będziemy

    z Tobą ,Jagoda, mogłabym spotkać się nawet bez naznaczenia przeszłością ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczególnie, że przeszłość już była i nie wróci ;)

      Usuń
  3. Lubię takie spotkania po latach:) Czasem jednak pytania o których piszesz są kłopotliwe...zadający ma dobre intencje a może trafić na coś czego pytany nie chciałby powiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam też wrażenie, że dajemy się ponieść atmosferze i mówimy o tym, co w innych okolicznościach wolelibyśmy zachować dla siebie... Chyba taki jest po prostu urok tych spotkań...

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)