poniedziałek, 21 listopada 2016

Roman- Tyk, czyli dykteryjka z kontekstem

Typ Romana Romantycznego, czyli Roman-Tyka, to określenie ukute przeze mnie, by nazwać grono pewnych specyficznych panów, choć przyznać muszę, że o ile mi wiadomo, żaden z tych dotąd mi znanych Roman na imię nie miał ;)

Odkąd pamiętam podobali mi się starsi faceci- jeśli już faceci podobali mi się w ogóle ;) - dorastałam kilkanaście lat temu (no, może nawet dwadzieścia), a ideałem mężczyzny zdawali mi się Harrison Ford, George Clooney jako Dr Ross, potem- po obejrzeniu "Desperado"- oczywiście niesamowity Antonio. Rysuje się pewien typ? Ano właśnie :)
Freud rzekłby dumny ze swych przemyśleń, że brakowało mi męskiego wzorca. Cóż, kocham Cię, Tato, ale sam wiesz, że nauczyłeś mnie raczej tej wrażliwej strony życia ;) (A może nie wiesz, więc ććśś...)

Co ciekawe, kilka lat później odkryłam, że najfajniejsi "kolesie" to ci lekko po trzydziestce i tak mi się to przekonanie zakorzeniło, aż nagle okazało się, że sama jestem "lekko" i wiek ewentualnego partnera, czy partnerki wydaje mi się mało znaczący.

A jednak jest pewien typ facetów, którym z automatu daruję uśmiech, a potem wynikają z tego zabawne sytuacje, a nawet kłopoty...

Nauczono mnie szanować starszych i to jest we mnie tak bardzo zakorzenione, że trwało kilka lat zanim nauczyłam się przeciwstawiać szykanom pewnych osób. Wcześniej tego nie potrafiłam z tego tylko powodu, że byli ode mnie sporo starsi. Tysiąc szkoleń z różnych dziedzin zaczynających się zwykle od słów: mówmy sobie wszyscy po imieniu... i już lepiej sobie radzę ;)
Niemniej jestem taką osobą, która każdemu daje kredyt zaufania i do nowo poznanych osób pałam z założenia sympatią. Dopiero jak ktoś sobie minusy zarobi, to trafia- jeszcze najczęściej na szarą, a nie czarną, listę.

Tak więc uśmiecham się do każdego, a słyszałam nie raz, że uśmiech mam akurat zalotny. Mam na ten temat inną teorię, ale po co to myśleć, że nie ja się panom podobam, tylko przypominam im wnuczki... ;P

O ile mnie podobają się starsi panowie w typie doświadczonego dżentelmena, o tyle ja się podobam, niestety, podstarzałym Roman-Tykom... rubasznym satyrom przed/pod/po sześćdziesiątce. Nie zrozumcie mnie źle- panowie Ci są na ogół przesympatyczni, ich dowcipy bawią mnie naprawdę i śmiech mój perlisty, a szczery, sypie się wokół szczodrze... Problem w tym, że ja sobie za każdym razem za późno uświadamiam, że to nie są dowcipy :P że panowie... nie żartują, a przynajmniej moją radosną reakcję zdecydowanie nadinterpretowują.

I co ja mam z panem zrobić, Szanowny Panie "Sąsiedzie z Dołu", który mówisz mi od lat już chyba dwudziestu, że mam najpiękniejszy uśmiech, twarz gładką (nawet, gdy miałam pryszcze) i jestem prześliczna w ogóle. No przecież nie odpowiem inaczej niż "dziękuję" pokornie spuszczając oczy, niczym mickiewiczowska Zosia i pałając rumieńcem zawstydzenia. Tak, ja wiem, że to tylko pogarsza sytuację, ale co ja mogę? Tak, pamiętam, że pan oprócz siebie ma jeszcze syna, który również jest do wzięcia... Nie biorę.

I co ja mam z tobą zrobić, Drogi Nocny Telefonisto, który jesteś mi bliski skądinąd, znam twoje problemy i odcienie samotności, i znów z zupełnie nieprawidłowych powodów umówiłam się z Tobą na kolację. Dlaczego- kiedy ja mówię, że służę radą, że możemy porozmawiać, ale jeśli wiążesz ze mną swe plany, to daruj sobie zawczasu, bo ja nie jestem zainteresowana- Ty odpowiadasz, że wiesz, że jak sobie życzę, że żadna randka, a potem kupujesz kwiaty, albo lepiej- wykradasz z cudzych ogródków... I nie mów mi, proszę, więcej, że jeśli masz mieć jeszcze kolejne dzieci, to teraz, żebyś je zdążył wychować. I nie dodawaj w tym zdaniu, że tyka mi jakiś zegar, bo przestanę odbierać telefon! Naprawdę, ja przestanę! Tylko to tak niegrzecznie nie słuchać, kiedy ktoś starszy coś mówi...

I co ja mam w końcu myśleć o Panu, o pardon, o tobie, który mi dzisiaj zagroziłeś, że jeśli nie będę mówiła do Ciebie "Zbychu", to... Kurka wodna, nawet nie pamiętam co wtedy...

O Zbychu opowiem Wam zaraz, ale najpierw przyda się kontekst. Otóż pracuję chwilowo jako sprzedawczyni w sklepie z bielizną. Z bielizną męską i damską, ale- wierzcie mi- rzadki przypadek, by facet w tym sklepie kupował bieliznę dla siebie...
Dziś późnym popołudniem zawitał do mnie "klient". Golnął coś sobie przedtem- pewnikiem na odwagę. Zaczął on bardzo grzecznie od pytania, czy otrzyma majtki, najlepiej z samej koronki. A jasne, że otrzyma! Dowcip mam cięty na ogół, więc grzecznie pytam, czy dla niego, czy będzie mierzył. Nie będzie, bo nie dla niego, lecz dla "kobity". Wywiad wykazał, że "kobita" to raczej rozmiar M, ewentualnie L. Pokazuję więc panu, doradzam, omawiam co tam na półce... Tu ma pan taki model, to, proszę pana, nazywa się brazyliany... Pan ujął dłoń mą w swoją i wyartykułował wspomnianą wyżej groźbę, której już nie pamiętam, choć powiedział, że ją spełni na pewno, gdy uparłam się, że służbowo klientom na "ty" nie mówię.
Zapomniałam czym groził, bo wyparł to z mojej głowy dalszy rozwój rozmowy. Pan mianowicie doszedł w którymś momencie do wniosku, że zakupi te majtki i dla mnie :P
W ostatniej chwili zatrzymałam już na języku wiercącą się odpowiedź: ależ proszę pana, nie trzeba, wie pan, ja majtek nie noszę...
Niewiele lepiej udało mi się odpowiedzieć w nawiązaniu do jego zmartwienia, że "kobita" nie chce założyć stringów, bo mianowicie postanowiłam zaznaczyć: dziękuję, ale ja się w nich panu na pewno nie pokażę.
I co pan na to? Cholera. Co na to odparł Zbychu? Poza tym, że nazwał mnie najpierw Rudą Małpą... (że ja ruda? od kiedy? oj Zbychu, przetrzyj oczka) Dłoń moją ujął ponownie, wyznał, że kocha mnie bardzo, że jeszcze tu wróci w tej sprawie... by mnie zobaczyć... bez majtek.

I co ja robię źle? Za miła jestem? Zbyt śmiała? Zbyt uroczo nieśmiała? No przecież nie każdy na swoim koncie ma takie doświadczenia jak choćby fakt ugryzienia- w założeniu w ramach podrywu- przez człowieka bez zębów...

Ech... adoratorzy... każda kobieta powinna mieć ich rzesze- na cerę to dobrze robi i mózg wieczorami zajmuje ;)


13 komentarzy:

  1. Uważaj na Zbycha i Roman-tyków :) no a z ufaniem w pierwszej fazie i koniecznością zapracowania na wejście na szarą (mniej lub bardziej) listę to mam podobnie :( niestety :(

    Spokojności i opamiętanie przy klientach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to ładnie brzmi: "przy klientach". Swoją drogą, ja przy klientach to akurat panuję nad sobą, poza sklepem to różnie już bywa ;)

      Z tą listą, to, mimo wszystko, uważam, że słuszne podejście :)

      Usuń
  2. :) Dobrze że ja mam od ponad 20 lat tego samego wielbiciela :) ha ha ha....faceci to....debile. Przynajmniej 3/4 męskiej populacji. Na Twoim miejscu bym gaz pieprzowy w torebce nosiła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem że Pani prywatny "debil" nie nalezy do tej przynajmniej 3/4 męskiej populacji? :)

      Usuń
    2. Zdaje mi się, że anegdota z dnia wczorajszego jasno dowodzi, że na ogół obywam się bez gazu, pieprzu oraz karate, a cięty język świetnie zastępuje kurs samoobrony.
      Na szczęście oprócz ciętej riposty, mam w sobie sporo empatii i na ogół wyczuwam z kim mogę pożartować ;)

      A faceci to po prostu... bardzo emocjonalne istoty :)

      Usuń
  3. Powinnaś zacząć nosić majtki... a przynajmniej nie komunikować o tym głośno przypadkowym facetom :)
    Historyjka zabawna i "odważna" tak to się chyba nazywa. Oczywiście nie jest ofertą handlową?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ofertą sprzedaży majtek? Cóż, jeśli komuś mają się przydać bardziej niż mnie... ;)
      Ano, majtki noszę, bo jesień i zimno by mi było, ale to fakt, że zbyt często mylę życie codzienne ze sceną kabaretu. Tylko czemu mam spoważnieć? Nie, nie- to do mnie z całą pewnością nie pasowałoby wcale :)
      A jeśli już dopuścić do głosu moje poczucie humoru...
      Myślisz, że gdybym o nienoszeniu majtek przypadkowym facetom szeptała zamiast "komunikować głośno", to lepiej bym na tym wyszła? ;)
      Pozdrawiam Cię serdecznie.

      Usuń
    2. Nie tą ofertą a tym że nie mogłaś się powstrzymać i pochwaliłaś się obcemu facetowi co nosisz a czego nie nosisz z bielizny.
      Masz kawaleryjskie poczucie humoru i ja dykteryjke poniał :) Tylko pamiętaj że faceci bywają czasem baaaardzo wrażliwi na tego rodzaju dworowanie i mogą zareagować nie tak jakbyś sobie życzyła.
      Po prostu uważaj bo nigdy nie wiesz z kim rozmawiasz.... i broń Boże nie szepcz. W pracy zachowuj się profesjonalnie :)

      Usuń
    3. Ależ przecież właśnie się nie pochwaliłam :)
      Szeptać nie zamierzam, uważać... no przecież uważam- na ogół :P

      Usuń
    4. Masz rację. Nie pochwaliłaś się tylko mogłaś,to spora różnica a ja dałem się ponieść sugestii "mea culpa" ;) I nawet jeśli diabeł tkwi w szczegółach, to jak śpiewał poeta na szczęście "Polak gardzi szczegółami" (nie wiadomo tylko jak to się ma do samego diabła, choć w zasadzie to wiadomo). Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Zbychu poprawił mi humor. Ja nie wiem jakbym na takie zaloty zareagowała, normalnie w szoku jestem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i trafiłaś w sedno- wszyscy mówią, że mam uważać, ale jakoś nie widzę instrukcji postępowania. Przecież pana nie wyrzucę, prawda? Bo potem mnie wyrzucą :P
      Zbychu nie wrócił... więc podstarzałą galerianką nie zostałam ;)

      Usuń
    2. Jak to mówią: klient nasz pan i trzeba go szanować. Miejmy nadzieję, że już nie wróci.

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)