środa, 6 lipca 2016

Myśli z szuflady- cz.2 Ona

To niemożliwe!- taka była jej pierwsza myśl po przebudzeniu. Tak właściwie, to właśnie ta myśl ją zbudziła. Jej sens, jej realizm był porażający. Dlaczego ona nie może mieć normalnych snów? Kto zamiast śnić o ludziach, sytuacjach, kosmitach, czy innych fabularnych wątkach, przez sen po prostu myśli? Nic dziwnego, że budzi się taka zmęczona. Całymi dniami zabrania sobie roztrząsania starych spraw i zgubnego myślenia "co by było, gdyby...". Tylko co z tego, skoro każdego ranka budzi się z gotowymi przemyśleniami.
"Wstawaj, musimy się zmierzyć ze światem. Nie damy się pokonać..."- ten kawałek Mezo uwielbiali oboje. Budził ją nim, kiedy pod koniec tygodnia miała ochotę gryźć budzik... Budzik! No właśnie. Ile jeszcze? Prawie godzina. Mogłaby się jeszcze zdrzemnąć. Ostatnio i tak sypia ledwie po kilka godzin, cienie pod oczami znów upodobniły ją do zombi. Kiedyś powiedział, że zombi są nieśmiertelne i że w takim razie będzie go wiecznie kochała. Pieprzona klątwa.
Zombi nie są nieśmiertelne. Są martwe.
Nie widziała go trzy lata i próbowała wszystkiego- klin klinem, praca na kaca i inne "ludowe" mądrości. Kiedy przestała ryczeć każdego wieczora, poczytywała to sobie za prawdziwy sukces.
Dlaczego właściwie im nie wyszło? No, poza tym, że to niemożliwe. Każde z nich chciało od życia czegoś innego. No tak. No nie. To zbytnie uproszczenie. Bo czego ona właściwie chciała od życia? Czegokolwiek. Byleby zbudowali to razem. A on? On nie chciał zmieniać w swoim życiu niczego- miała być tylko dodatkiem do jego dotychczasowej codzienności.
Ucisk w gardle przypomniał jej, że przecież miała o tym nie myśleć.
Kiedy się rozeszli, straciła wiarę w to, że mogłaby podobać się komukolwiek. Było wokół niej kilku adoratorów, ale zniechęcała ich bardzo szybko. W końcu zaczęła uchodzić za tak nieprzystępną, że nikt już nie próbował się z nią umówić- wiadomo było, że odmówi. Dlaczego? Bo nikt nie wzbudza jej zaufania.
Jemu ufała. Zaufała mu od razu, od pierwszej rozmowy. Zwierzenia nie leżały w jej naturze, ale to właśnie przy nim zaczęła się otwierać. To właśnie on przekonał ją, że powinna się cenić, że jest wiele warta, mądra i piękna. A potem pokazał, że to wszystko były tylko słodkie gadki. Jakby byli nastolatkami, karmił ją bzdurkami, z których nie tyle się wycofał, ile pewnego dnia po prostu odebrał jej narkotyk swoich słów i gestów.
No tak, ale ona przecież miała się przespać, a nie enty raz rozważać, dlaczego ją zostawił.
Cóż. Właściwie go do tego zmusiła...

2 komentarze:

  1. Jakie to znajome...jakbym widziała siebie 7 lat temu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wiele osób ma gdzieś kiedyś taki etap... przez który lepiej w kaloszach przebrnąć...

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)