„Nie wozi się drzewa do lasu, ale Jagodę można od czasu do czasu”
Takie oto przysłowie znalazłam przed chwilą poszukując w czeluściach Internetu opisu swojego imienia.
Ot, taki sobie zrobiłam przerywnik.
Trochę rozczarowujące jest dla mnie, że pewna znana strona z tej dziedziny oferuje bardzo trafne opisy imion kilkorga moich znajomych, a mojego imienia w ogóle tam nie ma. Natomiast tam, gdzie jest, opis wydaje mi się mocno z sufitu wzięty... za to przysłowie świetne ;)
Już ja widzę jak zostanie ono zinterpretowane przez co niektórych, ale biorę to na klatę w rozmiarze "E"- używajcie sobie.
Z tym "braniem do lasu" to tak naprawdę jest średnio. Dobrze się zastanowiłam i daaaaawno nie byłam w prawdziwym lesie, nie licząc dużego parku przez który sama codziennie przechodzę idąc do pracy. Tak poza tym to ostatnio przez las tylko przejeżdżałam, "brana" byłam jedynie na łąkę, a że było to zupełnie wyjątkowe doświadczenie, to nie omieszkam Wam o tym napisać ;)
No oczywiście, że cała sprawa to kolejny pobyt w miejscu, które już dawno otrzymało status mojego raju na ziemi. Stara stacja kolejowa przy nieczynnej linii, która wcale nie jest taka nieczynna, bo korzystają z niej drezyniarze- i to jak korzystają!
Takich wyjazdów z chłopakami miałam już kilka, ale przecież nie mogę tu za każdym razem pisać jakie to fajne, bo upodobnię się do tych osób, które codziennie pokazują światu poranną owsiankę- dzisiaj z cukrem, dzisiaj z sokiem, dziś dietetyczna, dziś wypasiona- z czekoladą... Nic nie mam do tego. Skoro ktoś to czyta, to i pisać warto. Sama jednak spróbuję się ograniczyć ;)
O poprzednim pobycie napiszę chyba na Halloween, bo strach miał wielkie oczy :)
Za to tym razem było tylko pozytywne nastawienie i zachwyt. Bo jak się nie zachwycić takim niebem?
Czy to lampa Alladyna?
No... tak naprawdę nie same, ale podziękowania to na końcu zawsze się pisze ;P
Tak właśnie przywitała nas stacja w piątkowy wieczór-
-feerią barw, spokojem wieczoru, obietnicą...
Na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to miejsce dla zatwardziałych mieszczuchów- toaleta typu sławojka (względnie krzaczki), spanie na trawce, materacu- dla wybrańców stara kanapa ;)
Księżyc też nie zawiódł. Krwawy i w pełni.
w którym zazwyczaj robię mnóstwo głupot i dziwnie się zachowuję,
a w męskim towarzystwie należy się nieco hamować.
W założeniu- bo tak naprawdę, to właśnie przy nich mogę kompletnie wyluzować-
- to "baby" wszystko przeżywają, wyolbrzymiają, komplikują i krytykują.
No, ale jak "baby" oceniłyby tę swobodę wypowiedzi i zachowań to już osobna historia :P
Kiedy ja witałam ukochane kąty, chłopaki
(a nie chłopcy, bo chłopcy to u kowala...)
gdzieś zniknęli-
- by po chwili wrócić udając UFO ;)
Na ziemi już noc, choć na niebie jeszcze resztki dnia, ale Drezyna Krystyna wymaga przeparkowania i "nie ma zmiłuj"- stąd to UFO :)
A stacja, jak to ona- co spojrzę, to zachwyt
Swoją drogą, spacerowanie z aparatem jest przygodą na każdą porę dnia i nocy :)
Obserwacja "UFO" zza krzaczka to już tradycyjny element tych wilczogórskich wieczorów :)
A Drezyny Krystyny Wam nie pokażę- przynajmniej na razie ;)
Jeśli ktoś jest zainteresowany, proszę bardzo:
Kto tu częściej zagląda, ten wie, że Księżyc to obiekt magnetyczny przyciągający mnie nieodparcie...
A potem zafascynowało mnie zupełnie inne światło- i się zaczęło... ;)
Ach, na iluż się było w życiu imprezach, po których dochodziły mnie słuchy, że zalana byłam totalnie, a tak naprawdę nie wypiłam kropli ;)
Jak się zastanowić, wyjaśnienie jest proste: jestem na co dzień na tyle szalona, a przy towarzyszach tamtej nocy to już w ogóle rozrabiam jak pijany zając w kapuście, że nie wymaga to wzmocnień. Żadnych :)
Jak się człowiek czuje bezpiecznie, to może przestać się pilnować. To jest właśnie prawdziwy relaks- nie musieć się kontrolować mając pewność, że jest się akceptowanym, że nikt nie puści w Internecie nagrania Twoich głupich zachowań, że wypomną Ci durne teksty tylko po to, by pośmiać się z Tobą. Z Tobą.
Nie wygląda to tak źle, prawda? Sprzątanie zajęło kilka minut.
No, kilkanaście, ale to z niewyspania :)
To dowód, że wokół łąki :)
Oto punkt posileń ;)
Pierwszy raz nie opłacało się składać "łóżka"-
- przed nami była jeszcze kolejna noc i aż nie mogłam w to uwierzyć :)
Tak, wiem- jak na fakt, że w naszym gronie był tylko jeden kawaler,
a poza nim kobieta i człowiek żonaty, to porządek nie jest naszą mocną stroną ;)
Poniżej stanowisko darmowych przytuleń.
Oczywiście, gdy działało paliło się ognisko ;)
Rano chłopaki chcąc, nie chcąc musieli potoczyć się do ustalonych zajęć-
- chętni czekali na przejażdżki drezyną-
ja to zupełnie inna sprawa, ja miałam wakacje!
Jak tu nie widzieć piękna?
Jest wszechobecne.
Zamykasz oczy, a ono dociera do ciebie z zapachami i dźwiękami.
Otwierasz- i już zewsząd napływają widoki, obrazy, krajobrazy i szczegóły.
Jak to się stało, że dopiero teraz pokazuję tory?
A przy okazji spaceru przekąska :)
Co Słonko widziało (czyli ja w tym wypadku), to już Wam pokażę w innym wpisie-
- teraz tylko próbki, bo to dłuuuga opowieść :)
Za dnia jest tu tak ładnie i niewinnie... Na zdjęciach.
Komuś brakuje wygód kąpielowych?
No raj!
Wspinaczka przez pokrzywy, jeżyny, osty... A wszystko by wyjrzeć z krzaków ;)
Kto mówił, że nie mieliśmy łączności z cywilizacją?
Ja nie- drezyną po pizzę i towarzystwo udaliśmy się z radością :)
Wieczór aż mnie zaskoczył- jak to? dzień lenistwa się kończy?
Tym razem to nie ja fotografowałam księżyc ;)
Tej drugiej nocy moje zmęczenie dało o sobie znać. Pierwszej nie spałam, bo panowie chrapali- na zmianę, razem albo w kanonie. No nie dało się usnąć ;) Więc tym razem obiecałam sobie, że zasnę przed nimi, a wtedy to i trąby mnie nie obudzą... Yhym... Jasne.
Mam ja taką... przypadłość, powiedzmy, że przekroczywszy pewną granicę zmęczenia przestaję je odczuwać, natomiast bawię się jak dziecko :) Nastąpiła więc nieplanowana zemsta. Im chciało się spać, mnie chciało się gadać, i to gadać głupoty, a najlepiej to tańczyć ;)
Dzieci nie mam, ale wiem, że czasem to trzeba po prostu być i milczeć, żeby taką chimerę wyłączyć :))))
Niedziela była deszczowa i popsuła nam plany-
- no dobra, im popsuła, ja przecież nic nie planowałam,
postanowiłam po prostu robić co mi każą,
a że kazać nie lubią, to nic nie musiałam robić ;)
Improwizowane zadaszenie Krystyny budziło niepokój w oczach jej właściciela.
Ja tam nie wiem, ja byłam zachwycona :)
Jak dziecko ;)
A że Krystyna piękna jest, to każdy widzi :)
W niedzielnej sukience jeszcze piękniejsza-
do tego czerwone trzewiki...
chyba się wybierała na podryw ;)
Pogoda, że psa by nie wygnał...
Ale ktoś musi być od mokrej roboty ;)
Ja na szczęście jestem kobietą wśród dżentelmenów :)
No, jakby kto pytał, to to są właśnie Ci dżentelmeni :)
A ja jestem ich jednoosobowym fanklubem ;)
Ich czekała ciężka praca- mnie wycieczka.
To jest życie.
W mokrą dal...
O kurczę, no przecież tam jednak był las!
Co myślą ludzie kradnący tory???
Nie chcę wiedzieć.
Takiej głupoty nie chcę nawet z daleka zobaczyć!
Uuuu... wysoko, ślisko i żadnej barierki...
Panowie pracują, panie spacerują ;)
I tajemnica cała się wydała-
ja ich nazywam KaKaDu ;)
Się zmokło, się suszy ;)
A to już inna stacja ;)
Znak, że weekend się kończy.
Każdy może powiedzieć: a co w tym takiego niesamowitego? No cóż. Pewnie dla każdego coś innego, dla niektórych wszystko razem. Możliwość przejażdżki drezyną cieszy prostą, dziecięcą radością- kto nie wierzy, niech spróbuje. Noc w warunkach polowych- nawet jeśli materac jest typowo "jednonocny" i drugiej nocy kości nie chcą z nim współpracować, a skóra przylepia się do niego jak przyssawka do przepychania zlewu...- też raduje tak po prostu. Nie zawsze trzeba wszystko tak samo robić- czasem mycie to wyzwanie, ale wszystko się da.
Uwierzcie, że dostałam nawet... obiad do łóżka! Bo dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych!
Anegdoty z tego wyjazdu będę opowiadać miesiącami, bo było tego, oj było. Pogryzienia już prawie nie swędzą- te od owadów też ;) ale jeszcze nie wszyscy sobie wszystko przypomnieli i może nawet dobrze hehe, choć sama nie chciałabym być w takiej sytuacji.
To było prawdziwe szczęście. Takie, że cokolwiek robię, to jeszcze dziś się śmieję :) Integracja taka, że nikt nam nie odbierze tego, co o sobie wiemy. Sprawdzian zaufania taki, że teraz jest już jasne, że w kupie siła!
A że mi się nieco wianek zdezelował... ten pleciony!... nie szkodzi :) Napisałam na początku, że to szczęście było czyste, niczym nie zmącone. Pojechałam tam ze swoimi problemami i zmartwieniami, ale czy nie jest szczęściem, gdy twoje troski natychmiast ktoś dzieli i przegania, i naprawdę "w nie wnika"?
Taaak. To już jest ten moment, kiedy należy podziękować.
Dziękuję tym, dzięki którym się tam znalazłam- łącznie z małżonką Pana Żonatego. Dziękuję za wspaniałą przygodę, za opiekę- bo skoro już miał się kto mną zaopiekować, to natychmiast zmieniłam się w małą dziewczynkę ;) Dziękuję za szczerość i opowieści przy ognisku, za otuchę i radochę. Za światło.
Za chuchanie, śpiewanie i chrapanie. Za smaki, zapachy (prawie wszystkie), widoki...
I wiecie... za trzy tony śmiechu i... i za te sny :) bo mi się ciągle śni radość! Nawet na jawie!
Trudno tylko przyjąć do wiadomości, że to nie może być codzienność- że trzeba człapać do pracy dzień w dzień i być odpowiedzialnym...
Ale teraz wiem, gdzie się schować, gdy świat mi dokopie :)
Napisałabym, Chłopaki, że macie u mnie flaszkę, ale to już chyba było... ;)
Dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńprzez ten wpis spóźniłem się nieomal do pracy... był dłuższy niż 47godzin, a księżyc z nocy drugiej tak mnie urzekł, że nie mogłem od zdjęć się odciągnąć ;)
No a powiedzenie o wywozie do lasu..uważaj ;)
No tak... księżyc z nocy drugiej... fotograf samochwała ;)
UsuńDzika przyroda, księżyc w pełni i nazwa stacji... Nic tylko wyć z zachwytu :) (tu dzieci i ryby głosu nie mają ;) bo to dorosłych zabawy poważne)
OdpowiedzUsuńBardzo poważne ;)
UsuńTylko z tymi dziećmi ćććśśś... bo mnie więcej nie zabiorą :)
Zazdroszczę Ci Kochana tego wypadu:) Księżyc piękny, czerwony w pełni oglądałam w górach- tak się pochwalę ;)
OdpowiedzUsuńChwal się, chwal a mnie aż skręca z zazdrości, chociaż mam już za sobą kolejny wypad na "moją górę"- jedna, niska, ale za to w pobliżu ;)
Usuń