czwartek, 30 sierpnia 2018

Taka ja i Ziemniak

Jestem dziewczęciem ze wsi. Nigdy do niej nie pasowałam, ale do miasta też nie- po prostu, jak to rasowy wrażliwiec, nie pasuję absolutnie nigdzie.
Jestem ze wsi naprawdę, a nie tylko z domu na wsi. Jestem z gospodarstwa. Rodzice mają kilkanaście hektarów upraw, czyli- jak zawsze powtarzam- za dużo, żeby samemu ogarnąć i się nie wykończyć, ale za mało, żeby zatrudnić pracownika.
Jestem więc ze wsi dosłownie- posiadam gumofilce.

No dobrze. Do rzeczy.
Jedną z czołowych upraw mego taty stanowią ziemniaki- bo i sam je lubi i łatwo stosunkowo je sprzedać.
Co roku problem stanowią ludzie (po imieniu mówiąc: złodzieje), którym się wydaje, że "rolnikowi samo rośnie", a "siódme nie kradnij- jak się uda, to przygarnij". Porażka.

W tym roku ziemniaki w lepszym i zarazem gorszym miejscu zostały posadzone, bo przy jednej z główniejszych dróg we wsi, blisko ruchliwej szosy.
Fajnie, bo częściej ktoś ma na nie oko... Gorzej, że amatorzy darmowych obiadków też częściej je zauważają...

Idę więc sobie dzisiaj z przystanku autobusowego- monitorując wzrokiem mijam to poletko straszące rychłymi zbiorami, jeszcze kawałek i... słyszę, że gdzieś za mną jechał motor i nagle już nie jedzie. No to się oglądam.
Człowiek, mężczyzna, około trzydziestki, przypuszczam. Zatrzymał się i stoi. Czeka.
Wyjmuję telefon, by głupio nie wyglądać i też czekam- czas mam.
Dzwonię sobie do taty i mówię mu, co zamierzam, żeby mnie w razie czego znalazł w tych kartoflach poturbowaną, czy co ;)

Pan z motorem jest w pewnym oddaleniu, jeszcze nie wie, o czym rozmawiałam.

Podchodzę.
Pan zaczyna się lekko wiercić, szukać nie wiadomo czego na kierownicy nic nie winnego motoru. Zauważam, że ma na sobie pusty plecak- pan, a nie motor ;)
Słodko- zaczepnym tonem pytam: "Coś się stało? Potrzebna pomoc?" Cofnęłam się do pana ładny kawałek drogi, ale nie jest aż tak naiwny, by myśleć, że to podryw.
Odpowiada mi natychmiast zakłopotane "nie, nie, nie"- pan kontynuuje dziwne manewry dłońmi, wreszcie znajduje telefon.
Gdyby miał go w dłoni od razu, uznałabym, że nie mogę wiedzieć na pewno, że się np. nie zgubił. Ale nie miał.
Miał pecha.
Zaparkował, owszem, centralnie obok rzeczonej uprawy, ale też obok dużego kamienia, na którym... sobie usiadłam. Mam czas.

Siedzimy tak sobie- ja spokojnie na kamieniu, on mniej spokojnie na motorze.

- Może chciałby pan kupić ziemniaki na obiad? Pewne źródło, wiem co mówię, jak będą dobre, to pan sobie...
Chciałam powiedzieć: "zamówi na zimę", ale kolejne "nie, nie, nie" poprzedziło rychły odjazd śniadego pana na motorze.

Nawet nie zaproponował podwózki. Cham ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)