niedziela, 12 czerwca 2016

Przepraszam na chwilkę, ale idę spać

Każdy jakoś musi ładować baterie. No, przynajmniej powinien. Baterie mamy różne- te od zapału do pracy ładują się pochwałą szefa, te od rodzinnych więzi- chyba małą rozłąką, te od pewności siebie- ładuje każdy sukces, moją baterię kobiecej próżności ładuje nawet motocyklista zatrzymujący się przed pasami i zapraszający mnie do przejścia zamaszystym gestem ;) Od każdej sfery życia są jakieś baterie.
No i jakoś tak się układa, że jak siadają, to wszystkie.

Zdarza się bardzo często, że sama z opóźnieniem zauważam, że to właśnie brak energii, że monotonia mnie dopada. A w kwestii podejścia do życia nic mnie tak nie dobija jak marazm codzienności. Kiedy już człowiek przywyknie do bylejakości kolejnych dni, nawet się nie obejrzy, jak mu ucieknie tydzień, miesiąc, rok życia.
Czasem sama nagle pukam się w czoło: dziewczyno! znowu nic nie robisz dla siebie! tylko spełniasz oczekiwania mniej lub bardziej ważnych dla ciebie ludzi! Jeśli ważnych, to nie najgorzej...
Czasem nie widzę, co się (nie)dzieje. Czasem widzę, ale jeszcze nie wiem jak ruszyć, bo nudne zobowiązania...

W takim właśnie momencie, w poprzedni piątek zastała mnie dobra dusza informująca z niemałą radością własną, że oto ratunek nadchodzi. I nadszedł.

Mawiają to panowie pod niejednym sklepem, że czasem się trzeba sponiewierać, żeby przeżyć. No tak bym tego nie ujęła i tak daleko nie sięgała, ale...


Pewnego ranka, a dokładnie tydzień temu, zdarzyło mi się wstać w miarę grzecznie z materaca wciśniętego między graty zmagazynowane na starej stacji, w przedsionku (tylko trochę budząc kolegę śpiącego bardziej pod stołem w przeciwieństwie do mnie śpiącej bardziej pod szafą), choć po udanej imprezie mam zwyczaj odsypiać do popołudnia.
Wstałam po to, by przenieść się ze śpiworem na dwór, bo pięknie, naprawdę pięknie, tam jest. Drzemka na świeżym powietrzu, pod wielkim drzewem, była strzałem w dziesiątkę. Tylko jeśli chciałam dospać, to trzeba było się zaszyć w krzakach, bo i bażant darł dzioba, i gospodarz przyszedł pogadać, i jakiś kolejowy paparazzi się znalazł :P

Taaaak, to była udana impreza :) Impreza w męskim gronie, a co. Już parę razy w życiu zdarzyło mi się usłyszeć, że równy ze mnie chłop- i nawet bez dodania, że równy... jak na dziewczynę.
Chociaż muszę przyznać, że chyba jeszcze nigdy moim- przez lata- rozlicznym kolegom nie udało się tak całkiem zapomnieć, że jednak jestem kobietą, dzięki czemu zyskuję zazwyczaj całkiem wygodną pozycję "zaopiekowanej niewiasty". (Przy okazji- słowo niewiasta nadal jest dla mnie tajemnicą, bo i czym jest ta "wiasta"?)

W szczegóły się wdawać nie będę, bo wiem, że grillowanie do rana, słuchanie nocnych owadów i rannych ptaków nie dadzą się tak po prostu opisać.
Natomiast swoim zwyczajem wypracowanym na ścieżkach mailowych konwersacji przytoczę anegdoty- sytuacje, które zapewne najbardziej zapamiętam.
Chronologicznie nie będzie ;)

Po pierwsze pęd, hałas, kurz i widoki nieziemskie, czyli drezynowa wycieczka. Niewiele jest takich sytuacji, gdy chowam aparat, by... nie przeszkadzał mi patrzeć :) A jeszcze teraz zamykając oczy widzę umykające tory, niebo, pola, las... i wypływa na moją gębulę ten sam uśmiech, który sobie tam siedział przez całą tą jazdę- i tu muszę podziękować konstruktorowi wehikułu zwanego Waldkiem, że nie najadłam się much, chrabąszczy, komarów i tego wszystkiego, co w powietrzu sobie istnieje ;)

Po drugie mistrz- gospodarz, pan w pewnym już wieku, zażywszy nieco wódeczki, co było już po nim widać, powstał od stołu gdzieś około trzeciej nad ranem oświadczając nieśmiało:
- Przepraszam Was na chwileczkę, ale się pójdę położyć...
Jak tu się wyspać w chwilkę? Dla mnie niezrozumiałe, ale dla pana S. ta chwilka to było kilka godzin ;)

Po trzecie kot na grillu. Nie polecam- chude to, to, a jak się tłuszcz nie wytapia, to i ogień się nie chce palić. A jednak smak bardzo dobry, warty wysiłku i benzynowej rozpałki :P

Po czwarte- i to ostatnia tajemnica, jaką zamierzam zdradzić- nasłuchiwanie chlupotu o pierwszej w nocy na trzydziestometrowym wiadukcie... Jest jednak coś dziwnego w tym, że dwóm chlupocze, a jednemu nie... No mnie nie miało szans zachlupotać. Dziewczynom nie jest tak łatwo :P

No tak... jest jeszcze jedna sprawa. Przyznaję się bez bicia. Naprawdę! Ale naprawdę! Nigdy wcześniej nie rzucałam kamieni nietoperzom! :)))

Dzięki Chłopaki! Szczególnie Tobie, chłopaku, który mi jesteś siostrą :)

























10 komentarzy:

  1. Jak zerkam na fotki...to zaciesz pełny :)

    Pan S. po prostu nie myślał że ZUCHY tak wcześnie pójdą spać ;)

    To kiedy powtórka? Chociaż w tym miejscu jest tyle opcji, że powtórka nie będzie tą samą tylko zestawem wielu innych anegdot ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spieszę z odpowiedzią: jeśli o mnie chodzi, kolejny nocleg mam zaplanowany :) 1/2 lipca. Coś mi się jednak wydaje, że Pan Anonim będzie w tym terminie zajęty ;)

      Usuń
  2. Naprawdę superdoładowanie - zapewne starczy na długo :)
    Mam kilka takich doładowań w bagażu wspomnień, które odświeżam zaraz jak tylko poziom baterii spada ;)
    Pozdrawiam na wesoło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Też mam w sercu taką skrzynię pełną skarbów ;)
      I oczywiście zamierzam ją nadal zapełniać :)

      Usuń
  3. Jeszcze dodam: super, że wokół nas trafiają się takie żywe "ładowarki" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, podstawa to krąg sprawdzonych przyjaciół :) Z nimi można zawojować świat :) i przetrwać ciężkie dni :)
      Stado uśmiechów i pozdrowienia ślę :)))

      Usuń
  4. Powiem Ci tak- jak jeszcze raz napiszesz o takiej imprezie to pakuję walizki, upss nie mam walizek, spakuję się w torbę;) i jadę się bawić :D Super!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trochę, ciut remontu, ciut porządków... organizacja jakiejś podstawowej wersji łazienki ;) i to miejsce ożyje- każdy będzie mógł przyjechać i przeżyć przygodę!
      Walizki, torby... ja tam się pakuję w torebkę i wystarcza ;)

      Usuń
  5. Ale że co? Kot na grillu?! Jakże to tak, chyba się nie godzi :) Świetnie się czytało, już czuję zapach powietrza na twarzy, kiedy spałaś pod gołym niebem. Słyszę jak chrapie gospodarz po wódeczce, który poszedł się położyć tylko na chwilę. Chlupot czegoś tam chlupocze mi w uszach i ta drezyna. Tak Jestem pewna, że twoje szczęście i mnie trochę naładowało baterie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale, że bo czemu kot ma mieć lepiej niż świnia? ;)

      Cieszę się, że moja radość i satysfakcja i Tobie się udzieliły.
      Tylko... tego chlupotu w uszach to bym nie zatrzymywała na dłużej, bo głupio tak wciąż nasłuchiwać sikających po nocy z wiaduktu ;)))))

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)