Najfajniejsze w świętach jest to,
że gdy pytam, kto pójdzie na spacer,
to może nie być wielkiego entuzjazmu,
ale nikt nie śmie lekceważąco prychnąć :)
Nawet nocą, a spacery nocą są najlepsze.
Na ten konkretny wybrałyśmy się z Mamą.
Świat niby pogrążony w ciemnościach,
śniegu brak,
ale dzięki temu świat nas nie widział,
a my widziałyśmy magię...
Zaczęło się niewinnie- zobaczmy jakie też dekoracje zdobią domy sąsiadów...
Skromniutko w tym roku, ale i tak widać było jak na dłoni,
że po drugiej stronie wioski prąd był jakby tańszy ;P
Szybko się okazało, że nawet blisko ludzi to natura gra pierwsze skrzypce.
Nieco zaskoczone odkryłyśmy nieznaną nam ścieżkę...
No mieszkam w okolicy 30 lat... ponad...
niby miałyśmy już wracać, ale skoro woła przygoda :)
Udało mi się zgadnąć, gdzie się ta droga skończy, a raczej przetnie dużą arterię ruchu,
ale takich tajemniczych widoków się nie spodziewałam.
Strumyk, mgła i drzewa powinny tworzyć atmosferę grozy,
ale co za psychopata łaziłby po wykrotach w świąteczną noc? ;)
Nie mając odblasków nie zdecydowałyśmy się na wędrówkę wzdłuż
(nie tak znowu) ruchliwej (tego wieczoru) szosy,
ale jakoś musiałyśmy przedostać się do cywilizacji...
Łatwo nie było- i do tego mokro.
Najpierw człapanie i przeskakiwanie podmokłości,
potem wspinaczka.
Cywilizacja.
I znowu dylemat: schodzimy do miasta, czy "na dziko" brniemy w las?
Najpierw obejrzymy co się zmieniło wokół diabelskiego młyna.
Przecież ani czorty, ani czarownice nie zaczepią nas w dniu urodzin Dzieciątka Jezus.
Miałam taką nadzieję :)
A potem udało mi się odnaleźć ścieżkę, o której tylko słyszałam- i to dawno temu.
Pięła się ku górze, więc przepływający za młynem strumień
mógł jeszcze dla mnie zapłonąć...
Jak roztapiane złoto...
A potem zaczęłam się już poważniej zastanawiać nad tymi czarownicami-
- według legendy to tu się właśnie ukrywały...
Boże Narodzenie ma w sobie jednak coś takiego,
że cały świat jest cieplejszy, życzliwszy...
...no to się bać nie można...
...za bardzo...
Dobrze, że przynajmniej znałam kierunek, bo całkiem mi wyleciało z głowy,
że góra, na którą się wspinamy kryje za sobą drugą, tylko troszkę niższą i wspinaczka będzie podwójna ;)
Zmarznięte ręce nie chciały przestać się trząść, więc ratusz nie wyszedł zbyt fotogenicznie.
Fajne wrażenie- mieć miasto u swoich stóp.
W dolinie ciemniej niż w górze, ale tu już byłam w zasadzie u siebie-
-wiedziałam, że w górze strumyka znajdziemy łatwiejsze przejście.
Nie zawiodłam się :)
A potem hyc- na kolejną górę i znów miasto u stóp,
ale tylko na chwilkę...
...przez opuszczony cmentarz, kawałeczek wsi, kawałeczek lasu, odrobinę pola...
wróciłyśmy do domu.
Mama- jak to Mama- martwiła się co wszyscy jedli jak jej nie było.
Jedli??? Ulżyło im, że mają chwilę na trawienie ;)
Odważne Dwie. A zdjęcia nocą - jakby działała magia...
OdpowiedzUsuńLudzie już tak mają- w stadzie są odważniejsi ;)
UsuńWędrówka jakże magiczna. Uwieńczona widokiem miasta u swoich stóp. Jest w tym coś majestatycznego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Czasem tęskni się długo za kimś kto jest obok... i nagle taka chwila- magia prawdziwa :)
UsuńIle ja bym oddała za taką wyprawę :) Muszę się chyba kiedyś do Ciebie wybrać :) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńOkolica jest niezwykła zaiste i serdecznie zapraszamy :)
UsuńChoć po cichu podejrzewam, że każda "mała ojczyzna" jest niesamowita, jeśli odpowiednio na nią popatrzeć ;)
Wzajemnie- wspaniałego roku i cudownych chwil :)
Rozmarzyłam się... :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku!
I wzajemnie :) Wytrwałości w postanowieniach ;)
Usuń