środa, 9 września 2015

Wybrałam spokój zamiast uczucia


Miłość ma wiele kolorów, a każdy z nich ma całe mnóstwo odcieni. Znam ludzi, którzy najpierw całą energię wkładali w to, by "znaleźć" drugą połówkę, potem w to, by tę rzekomo ukochaną osobę zmienić pod swoje potrzeby, potem w to, by z tym kimś wytrzymać, a na koniec w to, by pozbierać się po stracie.

Uczucie zwane miłością- do tej jedynej osoby, zaczynające się zakochaniem- zbyt często kończy się, gdy pierwsze zauroczenie minie. Wiąże się ono nieodmiennie z szarpaniną emocji. Pewnie każdy to zna- w mniejszym lub większym stopniu.
Nagle związek, dążenie do niego, czy dążenie do jego zakończenia przesłania wszystkie inne sprawy. Stajemy się otępiałymi zombi z jedną jedyną obsesją- żeby wreszcie było tak jak chcę.
Życie toczy się gdzieś obok, jest bezsmakowe i trudno sobie później przypomnieć, co się w tym czasie robiło, bo tryb autopilota pozwalał przez okrągłą dobę myśleć o...
No właśnie. O przeżywanym szczęściu? Oby. Życzę tego każdemu. Niestety znacznie częściej obserwuję miotanie się pomiędzy uwielbieniem dla obiektu uczuć, a próbami manipulacji ("jakby go/ją podejść, żeby...").

Do tego dwa równie toksyczne nurty: jedni poświęcają się z miłości w małych sprawach przyzwyczajając drugą stronę do tego, że to jej/jemu ma być dobrze, a mnie jest dobrze, gdy jest dobrze Tobie... inni żądają: mówisz, że mnie kochasz, a nie chcesz nawet...
Można te postawy kamuflować, można je ukrywać, ale prawda jest taka, że mieszają się one totalnie i poświęcenie z miłości budzi złość, że ktoś z tego poświęcenia skorzystał, a spełniane żądania w końcu budzą niepokój, że to jednak nie taki macho, a niespełniane, że ona mnie jednak nie kocha...

Kocioł. Ciągły, ustawiczny kocioł.
Powiecie mi: taki właśnie jest smak życia.
Powiecie mi: taka jest kolej rzeczy.
Taka jest natura ludzka.

Zgadzam się, że te wszystkie damsko- męskie, damsko- damskie i męsko- męskie wojny są naturalne.
Jesteśmy odrębnymi jednostkami. Zapomnienie o tym, choćby na chwilę, musi prowadzić do rozczarowania, do niesmaku i poczucia przegranej.

Cóż warta byłaby miłość w stylu: "wisi mi, że myślisz inaczej, rób co tam chcesz"?
Pewnie niewiele.

Czy można żyć spokojnie i nie szukać tego kociołka antynervosolu? Zapewniam, że można.

Bo miłość ma wiele kolorów, a każdy z nich ma całe mnóstwo odcieni.
Nikt mnie nie przytula, gdy się budzę. Nikt nie budzi mnie sfochowany, że się wyleguję zamiast jeść z nim śniadanie (w najlepszym razie).
Nikt mnie nie trzyma za rękę na spacerze. Nie jest mi przykro, że po jakimś czasie przestał być tak prozaicznie romantyczny.
Nikomu nie piorę gaci i skarpet, od nikogo nie uzależniam decyzji, czy dziś zjem na mieście, czy w domu.
Wiem. Dla jednych to tragedia, dla innych błogosławieństwo.

Dla mnie? Różnie.
Tylko mi nie mówcie, że w związku zawsze, bez wyjątku w każdej chwili, takim się jest zadowolonym z tej swojej parzystości.
Ja wiem, że nie zawsze jest tak różowo.

Dokonałam świadomego wyboru. Nie postanowiłam nie kochać. Nie postanowiłam na zawsze być sama. Nie postanowiłam piętnować związków.

Postanowiłam nic nie zmieniać, dopóki ktoś mnie do zmian nie przekona. Nie szukam tej osoby. To możliwe, że zawsze będę nieparzysta. Z korzyścią dla dobrych ludzi wokół, bo dla nich na dzień dzisiejszy jest całe moje serducho :)




2 komentarze:

  1. Najlepszy wybór, bo mądry i świadomy, a przede wszystkim Twój - niepodporządkowany niczemu i nikomu. Zgodny z własnymi uczuciami - nic na siłę. Właśnie takie osoby tworzą najlepsze związki, relacje i przyjaźnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję :) Prawda jest taka, że od lat robię porządek w relacji z samą sobą, a ten spokój jest do tego bardzo potrzebny.
      Dziękuję, że jesteś i rozumiesz.

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)