Jak dobrze mieszkać w miejscu,
gdzie organizacja wyprawy, by spotkać przyrodę, historię i może coś jeszcze,
to ledwie decyzja, że tak- mogę dziś wrócić nieco później...
Schodzisz z chodnika i po dziesięciu krokach jesteś już w innym świecie :)
A ten świat ma coś z Bieszczad, coś z lasów nadmorskich, coś z puszczy, coś z parku, coś z ruin,
ale też coś- niestety- z miejskich chodników...
Rzadko spotykam tu ludzi, ale wiem, że tu bywają,
może po prostu wybierają inne pory dnia, może nie ryzykują, że zastanie ich zmrok,
choć i po ciemku przecież nie sposób się tutaj zgubić...
Strumyk po długiej suszy ledwie szemrze,
ale gdy przyjdzie przedwiośnie znów będzie go słychać z daleka.
Już tylko jeden mostek istnieje naprawdę,
poza nim są jeszcze ślady rozbitych murków, walające się kamienie i cegły...
Ludzie- zero szacunku dla miejsc, które przecież są ich domem :(
Wszędzie śmieci.
To nie turyści- to miejscowi.
Przykre.
Nawet ładnie błyszczy ta butelka,
ale urok strumyka naprawdę by na tym nie stracił, gdyby właściciel zabrał ją jednak ze sobą...
Warto mieć dobre buty, bo prędzej, czy później trzeba się będzie wspiąć na jakąś skarpę,
by niespodziewanie lub spodziewanie spotkać nagle oko w oko historię.
Ścieżki zapomnianych wędrówek...
Można by nagrać tu horror albo romans- sceneria jest wszechstronna.
No i wracam na ścieżkę do cywilizacji- niechętnie, ale noc nadciąga.
Na deser malowniczy zachód słońca, który sprawia,
że choć widzę dom z daleka jeszcze za dnia,
gdy wrócę, będzie już ciemno :)
Nie stracę przecież okazji, by zobaczyć strażników tej chwili,
usłyszeć i poczuć nadciągającą noc...
Nad domem coraz ciemniej...
Księżyc obejmuje władzę nad niebem.
Wracam do domu. Już lepiej. Można się bratać z życiem.
To było wczoraj.
Jedno pytanie nurtuje mnie jednak nadal: po co komu w lesie ketchup???
...i dlaczego nie zabrał opakowania...?