Zdjęcie uważa się za efekt końcowy. Coś zaistniało, szczęściem był tam fotograf, miał ze sobą aparat, zdążył wycelować... może przygotowano scenografię, może coś zupełnie innego próbowano uchwycić...
No właśnie. Czasem bierzemy do ręki zdjęcie i okazuje się, że ręka zadrżała, może odleciał ptaszek, który miał być "modelem", może wujek Konrad akurat się odchylił, albo kichnął... i nagle się okazuje, że zdjęcie wymknęło się spod kontroli. Setki, tysiące nieudanych zdjęć, a wśród nich perełki przypadkowych strzałów :) Zdjęcia tyleż piękne i/lub interesujące, co zaskakujące.
Czasem fotograf (fotograf, albo taki pstrykacz jak ja i inni posiadacze sprzętu wspomaganego) wie, czego chce, wszystko się udaje, a powstałe zdjęcie budzi nowe skojarzenia, myśli i ścieżki.
Czasem dopiero patrząc na gotowe zdjęcie zaczynamy je rozumieć, dostrzegamy coś w kompozycji, może coś w tle.
Jak na razie nie pracuję na programach do obróbki zdjęć, ale wyobrażam sobie jak bardzo może zaskoczyć autora wynik zmiany kolorystyki, nasycenia barw, nadanie innych efektów.
Jest jeszcze coś nieuchwytnego, co sprawia, że jedno zdjęcie z setki każe patrzącemu zatrzymać się i zastanowić, albo przeciwnie- pozwala wyłączyć myśli i chłonąć. Czasem nawet nie bardzo się wie, co się chłonie.
No tak, ale gdy już zdjęcie jest zrobione, wybrane, dopracowane, obrobione i co tam jeszcze kto sobie życzy... czy to już koniec? Często tak. Zdjęcie trafia do plikowej szuflady. Może kiedyś jeszcze wpadnie komuś w oko, może nie.
Nie zawsze jednak zrobione zdjęcie, nawet "żywe"- bez dodatkowych przeróbek trafia w niebyt. Jedno spojrzenie może wystarczyć, bo zrodziła się nowa myśl, motywacja, żeby coś się przypomniało albo skojarzyło.
Stąd się bierze wiele wpisów na blogu, kolaży na zajęciach dla dzieci, wierszy podszytych przeżywaniem chwil, które próbowano utrwalić, nawet pomysłów na wielkie i ważne działania.
Malowanie światłem to jeden z takich cudów techniki, owoców pracy wielu wizjonerów i połączenia niezwykłych odkryć i wynalazków, które szybko się nie wypalą, nie znikną pewnie nigdy- najwyżej kolejny raz zmienią formę. Kolejne wiele razy :)
Dla mnie to jest magia pierwszej wody. Zatrzymywanie wspomnień. Niecierpliwie czekam na moment, gdy za pomocą podręcznego aparatu będę mogła zatrzymać nie tylko spłaszczony obraz, nie tylko jego głębię, nie tylko jego barwy, ale też... zapach, wilgotność, konsystencję atmosfery... Co nie znaczy, że zapomnę o cudach rayografii czy o camera obscura. To po prostu inne światy, które jakoś tam ze sobą korespondują.
Nie jestem prawdziwym fotografem. Nawet nie staram się nim zostać. Zatrzymywanie wspomnień o chwilach- a nie zatrzymywanie chwil!- jest dla mnie źródłem wewnętrznych radości, melancholii i zawiłości.
Tutaj powinnam zamieścić niezwykłe fotografie, o których wspominałam wyżej.
Zamieszczam jednak zwyczajne zdjęcia chwil, które wbrew pozorom zwyczajne nie były.
Bo czy życie może być zwyczajne?