czwartek, 3 września 2015

Noc duchów, które nie chciały straszyć- cz.3: Świt

Wstać przed świtem, by zrobić zdjęcia, to jedno, ale nie spać noc całą, by pstrykać fotki z przesympatycznymi przerwami na pogaduchy, to jest to, czego mi było trzeba, bo nadal uśmiecham się nieprzerwanie zacieszając bułę niepomna ludzi wokół :)

Świt zakradał się ostrożnie pod okna bloku w malowniczej miejscowości o czarciej nazwie... ale przecież jesteśmy dobrymi przyjaciółmi- poznałam go od razu i wymknęłam się nieco dalej tym razem niż na trawnik, po chwili jeszcze dalej, bo pośród zabudowań, jak się okazało wcale nie byłam bezpieczna, choć noc dobiegała końca.
A właściwie właśnie dlatego wcale nie byłam bezpieczna. Polując sobie drżącymi nie tylko z zimna dłońmi dzierżącymi aparat na malowane zachwytem niebo byłam przekonana o swojej samości... tak samo przekonany był zapewne rowerzysta, który wyjechał zza rogu i- dziwne- widziałam jak jego źrenice przechodzą w stan zwany mydriasis...
Na szczęście wykazał tyle rozsądku (lub osłupienia), by nie kręcić bezmyślnie kierownicą, a ja tyle refleksu, by uskoczyć wraz ze sprzętem. Ciekawe... taki refleks i zwinność... może jednak mnie dziabnął jakiś wampir niepostrzeżenie... Cóż, przeżyliśmy tę chwilę bez słowa- rowerzysta i ja- i mogłam ze spokojem oddalić się na skraj osady, by znaleźć niebo czyste, nie przesłonięte niczym, niezwykłe...

A Księżyc nie odpuszczał- mimo wszystko trzymał dla siebie prawie połowę nieba.






Lecz ta kolej rzeczy jest stara jak świat- po nocy świt obwieszcza nadejście dnia.



Dzień i noc przepychają się na niebie.
Człowiek- maleńka, ale pyszna i uparta istota- stoi po środku, dosłownie po środku dnia i nocy.











Krok za krokiem... idzie dzień... niesie blask... spychając cień...





Księżyc, jakby zazdrościł Słońcu, które przecież jeszcze nie wzeszło...


...ale już odpaliło fajerwerki...



Czułam, że to przedstawienie odgrywane jest specjalnie dla mnie.
Specjalnie dla każdego, kto nie śpi i chce patrzeć, chce widzieć i czuć.



Nie, nie- to nie mróz przystroił pola- to rosa czaruje.




Całość kompozycji zachwyca, ale to szczegóły zapierają dech.


Stojąc pod takim niebem, czujesz się jak okruszek... jak mrówka...




 




Czy ten Księżyc przedrzeźnia Słońce?


A co zobaczył pilot tego samolotu?





Miałam jakieś 12 lat... przeczytałam kieszonkowe romansidło podprowadzone mamie... o pani fotograf w Paradise Bye. Zapamiętałam sobie jedno: najlepsze światło jest o świcie, przed wschodem słońca. Nie wiem dlaczego myślałam o tym przez tyle lat. Ale myślałam. Wierzyłam, że tak właśnie jest. Teraz wiem, że to prawda. Tak po prostu jest. Powietrze jest tak czyste i przejrzyste, że nie bardzo wiadomo, czy nadal robić zdjęcia, czy po prostu patrzeć i chłonąć...


Westchnęłam, że stacja pod tym niebem musi wyglądać pięknie.
A potem nagle towarzyszący mi już producent niesamowitych pomysłów stwierdził, że można to sprawdzić. No można.
Ja chyba nigdy nie przestanę dziwić się ludziom, że spełniają piękne myśli, choć wiele z nich jest jeszcze prostszych niż ta. Nie nauczono mnie, że tak wolno, a co dopiero, że należy.


A stacja oddychała porankiem :)


Nabrała rumieńców.




Pławiła się w blasku.



Noc to tajemnicze piękno, lecz dopiero ranek docenia szczegóły...




Ten odcień nieba... niespotykany o żadnej innej porze.




Oddech złotej jesieni na karku upalnego lata...






Coraz cieplej...


Piękna... wzruszająco piękna.


I to jeszcze nie był koniec tej fotogenicznej nocy i fotogenicznego poranka.
Pewnie jeszcze pokażę Wam resztę, ale piękno ginie w tłumie ;)






















6 komentarzy:

  1. Piękna sesja. Co za Niebo...mmmmm, rozmarzyłam się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niebo było tak czarowne, że co chwilę chciałam po prostu odłożyć aparat i patrzeć... ale nie umiałam zrezygnować z zatrzymania tych chwil.

      Usuń
    2. zapraszam w kolejną letnią pełnię ;P

      Usuń
    3. Uważaj Anonimie- fotoTowarzyszu, bo Ci to przypomnę, gdy przyjdzie czas ;)

      Usuń
  2. Siedzę z rozdziawioną buzią i oglądam zdjęcia. W tym roku wracając z wakacji, po dwudziestogodzinnej podróży samochodem, też miałam przyjemność oglądać. Jak mrok przechodzi w dzień. Człowiek zapomina o takich przyjemnościach, a szkoda:)

    Ps. Jak już teraz jesteś tym wampirkiem - nietoperkiem, to możesz do mnie przylecieć i zastukać w okienko, Wtedy nie zapomnę, o żadnym poranku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecałabym Ci z chęcią te pobudki, ale jestem pierwszym w historii wampirem śpiączkowym ;)
      Takie widoki są wspaniałe i przepełniają duszę radością, ale... doskonale wiem, jak trudno to sobie uświadomić w ciepłej pościeli, gdy powieka złośliwie unieść się nie chce... ;P

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)