wtorek, 29 grudnia 2015

Święta, spacer i strach o małych oczach

Najfajniejsze w świętach jest to,
że gdy pytam, kto pójdzie na spacer,
to może nie być wielkiego entuzjazmu,
ale nikt nie śmie lekceważąco prychnąć :)
Nawet nocą, a spacery nocą są najlepsze.
Na ten konkretny wybrałyśmy się z Mamą.
Świat niby pogrążony w ciemnościach,
śniegu brak,
ale dzięki temu świat nas nie widział,
a my widziałyśmy magię...


Zaczęło się niewinnie- zobaczmy jakie też dekoracje zdobią domy sąsiadów...


Skromniutko w tym roku, ale i tak widać było jak na dłoni,
że po drugiej stronie wioski prąd był jakby tańszy ;P


Szybko się okazało, że nawet blisko ludzi to natura gra pierwsze skrzypce. 


Nieco zaskoczone odkryłyśmy nieznaną nam ścieżkę...
No mieszkam w okolicy 30 lat... ponad...
niby miałyśmy już wracać, ale skoro woła przygoda :)


Udało mi się zgadnąć, gdzie się ta droga skończy, a raczej przetnie dużą arterię ruchu,
ale takich tajemniczych widoków się nie spodziewałam.
Strumyk, mgła i drzewa powinny tworzyć atmosferę grozy,
ale co za psychopata łaziłby po wykrotach w świąteczną noc? ;)


Nie mając odblasków nie zdecydowałyśmy się na wędrówkę wzdłuż
(nie tak znowu) ruchliwej (tego wieczoru) szosy,
ale jakoś musiałyśmy przedostać się do cywilizacji...
Łatwo nie było- i do tego mokro.
Najpierw człapanie i przeskakiwanie podmokłości,
potem wspinaczka.


Cywilizacja.
I znowu dylemat: schodzimy do miasta, czy "na dziko" brniemy w las?


Najpierw obejrzymy co się zmieniło wokół diabelskiego młyna.
Przecież ani czorty, ani czarownice nie zaczepią nas w dniu urodzin Dzieciątka Jezus.


 Miałam taką nadzieję :)

A potem udało mi się odnaleźć ścieżkę, o której tylko słyszałam- i to dawno temu.
Pięła się ku górze, więc przepływający za młynem strumień
mógł jeszcze dla mnie zapłonąć...
Jak roztapiane złoto...



A potem zaczęłam się już poważniej zastanawiać nad tymi czarownicami-
- według legendy to tu się właśnie ukrywały...
Boże Narodzenie ma w sobie jednak coś takiego,
że cały świat jest cieplejszy, życzliwszy...
...no to się bać nie można...
...za bardzo...


Dobrze, że przynajmniej znałam kierunek, bo całkiem mi wyleciało z głowy,
że góra, na którą się wspinamy kryje za sobą drugą, tylko troszkę niższą i wspinaczka będzie podwójna ;)


Zmarznięte ręce nie chciały przestać się trząść, więc ratusz nie wyszedł zbyt fotogenicznie.
Fajne wrażenie- mieć miasto u swoich stóp.


W dolinie ciemniej niż w górze, ale tu już byłam w zasadzie u siebie-
-wiedziałam, że w górze strumyka znajdziemy łatwiejsze przejście.


Nie zawiodłam się :)


A potem hyc- na kolejną górę i znów miasto u stóp,
ale tylko na chwilkę...
...przez opuszczony cmentarz, kawałeczek wsi, kawałeczek lasu, odrobinę pola...
wróciłyśmy do domu.

Mama- jak to Mama- martwiła się co wszyscy jedli jak jej nie było.
Jedli??? Ulżyło im, że mają chwilę na trawienie ;)


8 komentarzy:

  1. Odważne Dwie. A zdjęcia nocą - jakby działała magia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie już tak mają- w stadzie są odważniejsi ;)

      Usuń
  2. Wędrówka jakże magiczna. Uwieńczona widokiem miasta u swoich stóp. Jest w tym coś majestatycznego.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem tęskni się długo za kimś kto jest obok... i nagle taka chwila- magia prawdziwa :)

      Usuń
  3. Ile ja bym oddała za taką wyprawę :) Muszę się chyba kiedyś do Ciebie wybrać :) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okolica jest niezwykła zaiste i serdecznie zapraszamy :)
      Choć po cichu podejrzewam, że każda "mała ojczyzna" jest niesamowita, jeśli odpowiednio na nią popatrzeć ;)
      Wzajemnie- wspaniałego roku i cudownych chwil :)

      Usuń
  4. Rozmarzyłam się... :)

    Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)