wtorek, 22 grudnia 2015

Mój Hogwart


Kiedy opuszczałam to miejsce ponad 10 lat temu, wiedziałam, że nieprędko tam wrócę,
ale że wrócę- tego byłam pewna.
Nie miałam też wątpliwości, że nie będzie dnia,
w którym nie wspomniałabym spędzonych tam dni, przeżytych tam chwil, poznanych tam ludzi.
Przez 5 lat technikum był to mój świat-
moja codzienność, poligon doświadczeń życiowych
i kuźnia charakteru.
Tamtym miejscem oddychałam.
Tam odkrywałam kawałeczek po kawałeczku jak to jest być dorosłym.

 Zjawiwszy się tam niezapowiedzianie w minioną sobotę,
stanęłam pośrodku placu i doznałam zupełnie irracjonalnego uczucia, że...
właśnie tu powinnam być :)
W ostatnim czasie nie było we mnie zbyt wiele pewności, ale w tym momencie nie musiałam nad niczym się zastanawiać- po prostu czułam, że odwiedzam dawno nie widzianego przyjaciela.

Co ciekawe, wcale nie bombardowały mnie z każdego kąta wspomnienia- czy to dobre, czy złe.
Co minęło, minęło.
Po prostu nabrałam w płuca powietrza o niepowtarzalnym smaku.
Nigdy nigdzie nie spotkałam się z takim właśnie powietrzem.
Czyste, ale nie krystaliczne jak w górach, tylko... takie po prostu tamtejsze...
...trochę pachnące ziemią, trochę zbożem, trochę wodą- a jednak czyste, żywe, wspaniałe.

Nie byłam tam po nic. Przyglądałam się dziecięcym harcom, obserwowałam zuchowe pląsy, rozmawiałam z młodymi ludźmi, którym było to potrzebne.
Nawet mnie nie dziwi, że widzące mnie po raz pierwszy na oczy dzieciaki, opowiadały mi o swoich sekretach- do tego jestem przyzwyczajona.
Zdziwiło mnie natomiast, że nie umiałam zupełnie określić swojego własnego nastroju.
Z niezmywalnym półuśmiechem na ustach chłonęłam w siebie ten dobry dzień,
który nie był ani echem przeszłości, ani nie gnał w przyszłość.
W "tu i teraz" odpoczęłam od gdybań i rozważań.
Oczyściłam płuca i umysł.




Przez kilka lat przemierzałam te chodniki wiele razy dziennie-
wtedy czułam się częścią tego miejsca, dziś czuję, że to miejsce jest częścią mnie.


Przy szkole istnieje niezwykłe muzeum,
gdzie można zobaczyć jak żyło się naszym dziadkom i pradziadkom-
nikt nie zabrania dotykania eksponatów.
Wręcz przeciwnie,
wspaniała osoba, która opiekuje się muzeum dba,
by zgromadzone w nim przedmioty miały czasem szansę ożyć...




W tym dworku naprawdę kiedyś mieszkano... To się widzi i czuje.






Tym razem opowieść była o tym, jak powstawał chleb,
ale ja pamiętam chwile, gdy ta sama Pani, ucząca mnie niegdyś chemii,
zarażała swoich uczniów miłością do regionu, do małych ojczyzn, do historii i do tego muzeum :)


A przy szkole znajduje się park...
Gdy wspominamy ze znajomymi lata nauki,
zwykle śmiejemy się z tego jak musieliśmy w nim zaliczać na ocenę biegi przełajowe,
ale dla mnie ten park od początku miał o wiele większe znaczenie.
To magia, to historia, to zupełnie niepowtarzalna atmosfera.


W tym roku w maju chciałam fotografować Księżyc właśnie z tego miejsca- 
wtedy się nie udało, plany się zmieniły, ale jeszcze się nie poddaję.
Pamiętam opowieści o tym, jak nocne owady obserwował w tym parku patron szkoły...
Jeśli już iść w czyjeś ślady, to zawsze w ślady wartych tego ludzi :)


Trudno uwierzyć, że to było 19-ego grudnia ;)



Na środku stawu znajduje się wyspa.
Nigdy nie widziałam, by zabrakło w nim wody- teraz została tylko kałuża.
Miałam kiedyś taki pomysł, by na tej wyspie spędzić noc...
pewnie bym się trzęsła ze strachu.
A może wcale nie?



Niesamowite, ale chyba dałoby się przejść staw suchą stopą.


W tym parku jest wszystko- grób nieznanej osoby przeniesiony z pobliskiego pola,
tajemne miejsce,
gdzie po murowanym oczku wodnym zostało tylko kilka porosłych mchem kamieni...
Może i oczko zniknęło, ale ja wiem, że moja mama umawiała się tam na randki ;)



Kurczę, gdzie ta ścieżka, którą tak dzielnie odkopywaliśmy w ramach kary za wagary?
Czy teraz nikt nie wagaruje? A może przełaje nie są już głównym punktem wf-u :)




O, plac zabaw to też coś nowego, ale pasuje tu.
Skoro są dzieci (a są), to i plac zabaw się należy.


W internacie spędziłam tylko kilka nocy, ale pamiętam, że bardzo o tym marzyłam
i cieszę się, że i to marzenie zostało przez szkołę spełnione, jak wiele innych.



Na prawo szkoła, na lewo warsztaty, a na końcu ścieżki muzeum właśnie.


Nie wiem, czy wszyscy to czuli,
ale ja zawsze miałam wrażenie,
że w tej szkole naprawdę czuje się ducha patriotyzmu i wiary.



To nie słynna bijąca wierzba z Hogwartu, ale przesiadywanie pod nią też mogło mieć swoje konsekwencje, bo to miejsce było świetnie widoczne z okien mieszkania dyrektora...


A to trasa wagarowa.
Niewiele jest opcji, gdy szkoła mieści się właściwie w szczerym polu.


Najbardziej nie mogę się nadziwić, że mimo grudnia pogoda była prześliczna.


To już nie szkoła-
nie wiedziałam, że zaplanowano ognisko i to w miejscu,
które i ze szkolnych czasów pamiętam.

Mogłam się zresztą domyślić,
organizatorem całego dnia była moja przyjaciółka i to u jej dziadków,
mieszkających nie tak daleko od szkoły,
odbyło się ognisko,
i to u nich chowałyśmy się przed gorszym dniem w szkole ;)


Szczęśliwy strzał i myszołów też się załapał na zdjęcie :)



Pamiętam inną imprezę w rybakówce...
wtedy nie byliśmy tak grzeczni, ale i średnia wieku wypadała nieco wyżej ;)


Tyle, że nawet najcudowniejszy dzień, kiedyś tam się kończy... :)
Dzięki M.- Ty wiesz jak zagrać na zakamarkach mojej duszy.


9 komentarzy:

  1. Niezwykle urokliwa i klimatyczna lokalizacja szkoły i okolic. Muzeum - świetna sprawa. Jak dobrze, że ktoś o to dba.
    Są dla każdego z nas miejsca, do których chce się wracać. Pomimo upływu lat pozostaje poczucie jakiejś więzi z miejscem, klimatem, otoczeniem. Irracjonalny wydaje się jedynie upływ czasu. A może to nie czas mija, tylko my...
    A grudzień wyjątkowo inny w tym roku :)
    Dzięki, że się z nami tym podzieliłaś.
    Życzę Ci takich dni jak najwięcej. Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Dla mnie najdziwniejsze jest to, że czas ani minął, ani się zatrzymał- zupełnie nie do określenia jest jego odczucie.
      Ciepłe uściski dla Ciebie :)

      Usuń
  2. Uwielbiam takie miejsca. Najbardziej podoba mi się muzeum !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też :)
      Tym razem nie zdążyłam zawitać na poddasze, ale tam to dopiero jest magia w każdym kącie- salonik, w którym można wypić "stuletnią" herbatę ;)

      Usuń
  3. Piękne połączenie tu i teraz z czasem przeszłym. A co z tymi dzieciakami? Co masz takiego, że opowiadają o swoich sekretach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia :) Od zawsze tak było... ludzie do mnie mówią, ja słucham. Może młodzieży podoba się to, że jestem taka jak oni? Nie lekceważę ich, bo dobrze wiem jak to jest dopiero poznawać świat, a nie być zblazowanym sceptykiem jak wielu dorosłych ;)

      Usuń
    2. Wiem, że słuchanie z uwagą i okazywanie szacunku jest na wagę złota, ale nie są to cechy widoczne na zewnątrz jak np. jaskrawe koraliki. Skąd wobec tego wiedzą, że to dostaną? Super, ze to wyczuwają. Fajne cechy.

      Usuń
    3. Hm... słuszna uwaga- niby tego nie widać... a może jednak? Wiesz, chyba przyjrzę się sprawie :) to bardzo ciekawe- dzięki :)

      Usuń

Nie z każdym zdaniem się zgadzam, ale z każdym się liczę :)